Było- minęło #2 MASH - Strider - 19 września 2011

Było- minęło #2 MASH

Witajcie wszyscy tetrycy! Po kilku dniach przerwy, najwyższa pora znów zasiąść do komputerów i powspominać stare, dobre czasy, gdy wszystko co nas otaczało było idealne, a naszym największym zmartwieniem było to, w jaki zakomunikować rodzinie „radosną” nowinę o kolejnej 1 z matematyki (bracia studenci, pamiętacie to jeszcze?). W poprzednim odcinku wspominaliśmy kultowego w pewnych kręgach, włochatego kosmitę (który spotkał się z większym zainteresowaniem niż przypuszczałem) i w tym tygodniu nadal pozostaniemy w kręgu seriali komediowych, nieznacznie jednak zmieniając stylistykę. Porzucamy więc bezpieczny dom państwa Tunnerów i przenosimy się w sam środek wojny koreańskiej, aby przypomnieć sobie losy pracowników 4077. Wojskowego Szpitala Polowego.

Czy ktoś nie wie, o czym opowiada fabuła M.A.S.H.-a? Podejrzewam, że nie znajdzie się tu zbyt wiele takich osób, jako że w wielu krajach serial cieszy się od lat niesłabnącą popularnością, a polska telewizja co i rusz wznawia jego emisję (o ile mnie pamięć nie myli, to aktualnie MASH nie znajduje się ramówce TVP2 po raz pierwszy od sześciu lat).

No dobrze, choć to mało prawdopodobne, przyjmijmy że znajdują się wśród Czytelników ludzie, którzy nigdy z M.A.S.H.-em nie mieli do czynienia (w końcu nawet gdy na studiach oglądaliśmy jeden z odcinków, okazało się że kilku osobom na sali trzeba było wyjaśniać co to za serial). Zwykła przyzwoitość nakazuje więc przybliżyć im fabułę, aby wraz z nami mogli ponarzekać, że „dzisiaj to już się takich seriali nie robi”. Akcja M.A.S.H.-a umiejscowiona została w Wojskowym Szpitalu Polowym, w czasie trzyletniego konfliktu zbrojnego na Półwyspie Koreańskim. Jego bohaterami są lekarze i pielęgniarki, którzy często wbrew własnej woli zostali zwerbowani do wojska i odesłani na pierwszą linię frontu, aby tam ratować życie żołnierzom, którzy zostali ranni w czasie kolejnej, bezsensownej wojny (retoryka kapitana Benjamina Pierce'a, nie do końca moja własna).

Jako, że znaczna część załogi 4077. M.A.S.H.-a to byli cywile, zupełnym przypadkiem mianowani na oficerów, kolejne dni ich służby nie upływają do końca w zgodzie z wymogami wojskowej musztry. Właściwie, to jakby się zastanowić, są jej dokładnym przeciwieństwem – na co dzień w Szpitalu Polowym atmosfera jest niemalże rodzinna, a bohaterowie serialu spędzają cały wolny czas na próbie normalnego życia i robieniu sobie kawałów. Jedną z największych zalet MASH-a jest typowo angielski humor słowny (tak, serial jest amerykański), który czasami ginie w polskiej wersji językowej (chociaż, tak jak w przypadku ALF-a, tłumacz robił co mógł aby stanąć na wysokości zadania). Kolejne pojedynki słowne „Sokole Oko” Pierce'a są jedną z najmocniejszych stron tego serialu i choćby dla nich warto zapoznać się z wszystkimi dziesięcioma sezonami M.A.S.H.-a.

Niech nie zwiedzie Was jednak nieco naiwna stylistyka serialu – M.A.S.H. nie był kolejnym, płytkim sitcomem, ograniczającym się do zbioru niewyszukanych gagów. Twórcy nie zapomnieli bynajmniej w jakich realiach osadzili swoją produkcję – humor nierzadko przeplata się w MASH-u z brutalną, wojenną rzeczywistością: jego bohaterowie stają często w obliczu ludzkich tragedii, którym nie są w stanie (mimo usilnych starań) w żaden sposób zapobiec. W każdym niemal odcinku widzowie są świadkami śmierci szeregowych, anonimowych żołnierzy i lekarzy, którzy starają zachować równowagę psychiczną, pomimo kolejnego młodego człowieka, którego nie udało im się uratować.

Spośród wielu innych seriali M.A.S.H. wyróżniał się również kreacją bohaterów – niewiele spotkałem w swoim życiu produkcji, w czasie oglądania których tak bardzo zżyłbym się z oglądanymi na ekranie postaciami. Bez względu na to, czy jest to któryś z głównych bohaterów, czy też postać epizodyczna, absolutnie każdy z nich reprezentuje sobą „to coś”, które nie pozwala o nim zapomnieć i każe wspominać jego losy jeszcze długo po zakończeniu odcinka. Nie mówiąc już oczywiście o bardzo emocjonalnym przeżywaniu jego przygód w czasie oglądania serialu, co rozumie się niemalże samo przez się.

Na dziś to już koniec – nie pytajcie się w komentarzach, o czym będzie kolejny odcinek cyklu, bo naprawdę nie mam pojęcia. Jeszcze dziś rano nie wiedziałem nawet, że nie napiszę kolejnego odcinka „Wspomnień z NES-a”, tylko wezmę się za wspominanie M.A.S.H.-a. Cóż, pozostaje mi mieć jedynie nadzieję, że pomimo wcześniejszego przygotowania tekst się spodoba i spotka z przynajmniej równie dużym zainteresowaniem, jak poprzedni odcinek. :)

Strider
19 września 2011 - 11:39