Dragon Ball Z: Fukkatsu no F - już tylko tydzień do premiery - Strider - 12 kwietnia 2015

Dragon Ball Z: Fukkatsu no F - już tylko tydzień do premiery

Już w najbliższą sobotę na ekranach japońskich kin zagości Dragon Ball Z: Fukkatsu no F. Bez względu na to jaka była wasza opinia o poprzedniej produkcji Toei (na samym Gameplayu Dragon Ball Z: Battle of Gods zebrał bardzo mieszane oceny), warto uważnie przyjrzeć się najnowszej produkcji Akiry Toriyamy. Dlaczego? Ponieważ będzie to największy film w historii uniwersum. Dosłownie. Za tydzień premiera pierwszego, prawdziwie pełnometrażowego, ponad 2-godzinnego filmu z logiem DBZ.

http://i.ytimg.com/vi/f0qO1gGQAXc/maxresdefault.jpg

Trzeba przyznać, że nadzieje pokładane w filmie są ogromne, a każda, najdrobniejsza informacja która w ostatnich miesiącach wyciekła do japońskich gazet i telewizji natychmiast była analizowana w Internecie na wszystkie możliwe sposoby. Pokazuje to jak żywa jest społeczność Dragon Ball i to, że - wbrew opinii złośliwych – stworzenie zupełnie nowej serii nadal ma sens. Szczególnie, że w Japonii i na Zachodzie rośnie już nowe pokolenie widzów, którzy nie pamiętają oryginalnej serii i którzy swoją przygodę z Dragon Ballem rozpoczęli od Kai, kolejne odcinki oglądając z takim samym zaangażowaniem, jak poprzednie pokolenie Zetkę.

Jeśli jakimś cudem ominęły was wszystkie dotychczasowe informacje dotyczące Fukkatsu no F, to na plakacie powyżej z łatwością możecie zauważyć kto po raz kolejny pojawia się w roli Wielkiego Złego. Tak, po latach nieobecności z wielkim hukiem powraca pierwszy prawdziwy czarny charakter serii: Frieza.

Wybór Friezy na głównego antagonistę może w pierwszej chwili wydawać się ryzykowny. Po tylu latach, kolejnych transformacjach Saiyan i przekroczeniu chyba wszelkich rozsądnych poziomów mocy, Toriyama wyciąga z uniwersum postać, którą mógłby odesłać z powrotem do piekła każdy ze znanych wojowników*. Jeśli zastanowić się nad tym dłużej, to wybór przestaje jednak być tak bardzo nietrafiony. Frieza to pierwszy, a według wielu jedyny czarny charakter serii Z: tyran, sadysta i rasista, przekonany o swojej dominującej roli nad wszystkimi istotami we wszechświecie, który sam z siebie, bez treningów, był silniejszy niż Goku po pierwszej transformacji w Super Saiyanina. Pomyślcie jak silny mógł stać się przez ostatnie piętnaście lat nieobecności, napędzany tylko i wyłącznie chęcią zemsty na jedynych dwóch osobach w jego życiu, które były w stanie naprawdę go zranić i odesłać w niebyt wszystkie marzenia o nieśmiertelności?

http://i.ytimg.com/vi/809tC1SZAks/maxresdefault.jpg

Powrót Friezy to również świetna okazja do wielkiego comebacku Vegety. Nie oszukujmy się: jego rola w Battle of Gods była marginalna. Tym razem jednak zwiastuny i plakaty wyraźnie pokazują, że Książę Saiyan odzyska należne mu miejsce w serii. Już na pierwszym oficjalnym trailerze Frieza proponuje Vegecie powrót na służbę i objęcie funkcji dowódcy armii swojego imperium. Po upokorzeniu jakiego doznał on z ręki Friezy, po latach niewolniczej służby i wyczekiwaniu na dzień, kiedy będzie mógł wreszcie zemścić się za śmierć swojego ludu, po prostu nie wyobrażam sobie, aby choćby przez moment mógł na poważnie rozważać taką propozycję. Szczególnie, że na zwiastunie widać jego kolejną transformację i charakterystyczną, błękitnę aurę. Co prawdopodobnie oznacza...

...Super Saiyan God! Tak, w ostatnich minutach Battle of Gods Vegeta obiecał Goku, że osiągnie poziom SSJG i wszystko wskazuje na to, że dotrzyma słowa. Niestety, miesiące nadziei, że to Vegeta właśnie pokona Friezę (czy ktoś wątpi, że na to nie zasługuje?) kilka dni temu zaczęły się gwałtownie kurczyć. Na ostatnim teaserze zaprezentowano zupełnie nową transformację Goku, co w przypadku Dragon Ball oznacza zwykle tylko jedno: to on stanie się znów głównym bohaterem filmu i to jemu przyjdzie posprzątać bałagan, którego narobi na Ziemi Frieza. Ech...

http://i.ytimg.com/vi/hzLx6dWtd-I/maxresdefault.jpg

Moim zdaniem film może okazać się sporym sukcesem i pozostaje mieć tylko nadzieję, że na tym się nie skończy. Wbrew pozorom Battle of Gods zarobił całkiem sporo, a kolejne posunięcia Toriyamy wyraźnie wskazują na to, że dąży do otwarcia zupełnie nowej historii i to cieszy. Przynajmniej mnie.

* No dobra: każdy poza Yamchą.

Strider
12 kwietnia 2015 - 16:00