Dziecięciem będąc, nie mając większych możliwości dostępu do Internetu ani stosownych sklepów, posiadając za to telewizor odbierający kilka kanałów telewizyjnych, bardzo lubiłem oglądać anime (pewnie - wówczas tej nazwy jeszcze nie znałem, były to po prostu kreskówki, jak cała reszta). Nie żebym miał wtedy szczególnie wyrobiony gust - w serialach się nie przebierało i oglądało wszystko co było emitowane. Z niewiadomych mi w tamtym czasie powodów telewizja nie poprzestawała jednak na takim tylko utrudnianiu życia fanom animacji rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni, rzucając nam więcej kłód pod nogi. Dziś, gdy jestem już nieco starszy, mogę w spokoju ponarzekać jak to źle kiedyś było z anime w polskiej telewizji... i jak niewiele się do dziś zmieniło.
Anime jest tylko dla dzieci
Znacie to, prawda? Dość powszechnie panujące przekonanie o tym, że wszystkie animowane seriale i filmy adresowane są tylko dla dzieci, we wcale nie-tak-bardzo odległych czasach mojego szczenięctwa było szczególnie silne. Nie wiem, na ile opinię tą podzielali również pracownicy polskich stacji telewizyjnych, ale na pewno zdawali sobie sprawę z nastrojów panujących w społeczeństwie. Nikt nie starał się więc o anime adresowane do starszych odbiorców, wszyscy bowiem doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że na tego typu serial nie będzie po prostu wzięcia i przyniesie tylko straty. Do dziś niewiele się w tej materii niestety zmieniło - nie licząc Hypera, któremu polscy odbiorcy zawdzięczają emisję dwóch wspaniałych seriali anime: Neon Genesis Evangelion oraz Cowboy Bebop, od czasu do czasu jedynie TVP Kultura wyemituje jakąś poważniejszą animację. Sytuacja niby powoli się zmienia, ale jeśli nie wprowadzi się jakieś poważnej kampanii uświadamiającej nasze społeczeństwo (również w stosunku do gier komputerowych), nie ma co liczyć na szersze efekty. A więc do dzieła, moi drodzy, do dzieła!
Tłumaczenie
Przejście jakiegoś tytułu przez powyższe sito było jednak pestką, w stosunku do tego, co działo się z nim później. Jedną z największych bolączek polskiej telewizji są "od zawsze" tłumaczenia. I o ile jeszcze w filmach dla dorosłych od czasu do czasu ktoś postara się wykonać porządny przekład, to naprawdę rzadko zdarza(ło) się, aby podobne dziwactwa przychodziły do głowy tłumaczom "tych chińskich bajeczek". Przykłady? Proszę bardzo: największą obelgą, jaką zapamiętałem z Dragon Ball Z, był tekst jaki Vegetto (polski: Vego) rzucił pod adresem Majin Buu (Buu Buu): "Leci ci krew z nosa? Może chusteczkę? Nie mam!". Inne cudowne tłumaczenia, jakie zapamiętałem z tego serialu to, między innymi: "Nasz bohater zachowuje olimpijski spokój", czy "Złapał Kozak Tatarzyna!". Z tłumaczeniem "popłynęła" również tłumaczka Czarodziejki z Księżyca, anime i tak skierowane do dzieci udziecinniając jeszcze bardziej (przykłady za: Sailor Moon Wiki): zaklęcie "Crescent Beam Shower" przetłumaczono jako "Groch, fasola, silna wola!", atak Czarodziejki z Neptuna - "Submarine Reflection" - przetłumaczono na "Zwierciadełko znikadełko" etc. Przykłady można wyliczać w nieskończność.
Dubbing
Rzecz połączona niejako z punktem numer dwa. Pechem naszej części świata jest fakt, że naprawdę niewiele seriali przychodzi do nas bezpośrednio z Japonii. Najczęściej wykupujemy je, niestety, albo od Amerykanów, albo od któregoś z krajów Europy Zachodniej (czyt. Francji). W efekcie dostajemy japoński serial, z francuskim dubbingiem i polskim lektorem. Brzmi to wszystko naprawdę kiepsko, a może być w końcu jeszcze gorzej: czasami zdarza się, że zamiast lektora, stacja telewizyjna postanawia wykonać pełny, "profesjonalny" dubbing. Nie twierdzę, że zawsze wychodzi to źle (czasami w porównaniu do wersji francuskiej, a nawet japońskiej, jest to kawał naprawdę solidnej roboty), myślę jednak, że każdy jest w stanie wskazać przynajmniej jedno anime z polskim, skopanym dubbingiem.
Ścieżka dźwiękowa
Skoro jesteśmy już przy udźwiękowieniu produkcji, na chwilę zatrzymajmy się jeszcze przy muzyce, będącej integralną częścią każdego filmu/serialu, bowiem i ona była często przedmiotem dość daleko idącej ingerencji. Najbardziej widać to w przypadku czołówek wszystkich seriali anime, które albo wykonane są genialnie, albo po prostu beznadziejnie, rzadko kiedy jednak pozostawione w oryginale. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nawet openingów nie można zostawić w spokoju - w końcu komu one przeszkadzają?... Przykładem zwykłego partactwa jest dla mnie opening do serii Yu-Gi-Oh!, wzorowany na czołówce amerykańskiej wersji serialu, którego nie mogę niestety znaleźć na YouTube i wam zaprezentować (może to i lepiej). Zamiast tego, poniżej umieszczam polski i japoński opening do Shaman King, który jest dla mnie jednym z nielicznych przykładów porządnie wykonanej roboty:
Cenzura
Bajki dla dzieci, bajkami dla dzieci, ale w końcu powszechnie wiadomo, że na Wschodzie mają spaczone pojęcie o tym, co można puścić dzieciom, prawda? Nasze rodzime, europejskie stacje telewizyjne zawsze dbały o to, aby żadne niepowołane treści nie zostały wyemitowane w dziecięcym serialu. Cenzura robiła więc co mogła, aby tylko dostosować treść do wieku odbiorców. Efektem tego były zwykle seriale z nieumiejętnie pociętą akcją (czasami brakowało nawet kilku minut odcinka) i rwącymi się dialogami, które oglądało się po prostu źle. A wszystko po to, aby oszczędzić nam widoku kilku kropel krwi w serialu dla dzieci (to nic, że w wieku gdy byłem zmuszony do oglądania ocenzurowanej wersji Dragon Ball Z, bezkarnie oglądałem do późna kolejne części Rambo i nikt nie widział w tym nic złego).
Ucinanie emisji serialu w połowie serii
No i na koniec dokładamy wisienkę do naszego wspaniałego tortu. Nie wiem kto jest za to odpowiedzialny, ale najbardziej denerwującą mnie rzeczą w dzieciństwie było przerywanie emisji moich ulubionych seriali dosłownie w połowie serii. Krańcowym przykładem tego był Yu-Gi-Oh!, którego emisję zakończono w decydującym momencie jednej z walk - na to, w jaki sposób Yugi wygrał pojedynek z Ryojim, przyszło czekać mi aż do studiów (a serial oglądałem, jeśli dobrze pamiętam, jakoś pod koniec podstawówki). Ale cóż można było na to poradzić? Zaciskało się zęby i oglądało od nowa - a nuż tym razem wyemitują zakończenie...
A jakie są Wasze wspomnienia z dzieciństwa, związane z oglądaniem anime? Zwracaliście w ogóle na powyższe sprawy uwagę (z góry zastrzegam: część zastrzeżeń pojawiło się dopiero z wiekiem)? Jaka jest Wasza opinia o tym procederze dzisiaj? Powinno się go kontynuować, czy może szukać innej (lepszej i bardziej oczywistej) drogi? A może po prostu olać to wszystko i zadowalać się tym, co wydawane jest na DVD i nigdy nie będzie emitowane w telewizji?