Tak się to wspaniale wczoraj ułożyło, że dziś mogłem sparafrazować tytuł z poprzedniego wpisu dotyczącego siatkówki (Liga Światowa 2011 i sukces polskiej reprezentacji siatkarzy). Podopieczni Andrei Anastasiego znów dokonali rzeczy wielkiej. Zdobyli brązowy medal mistrzostw Europy w momencie, w którym powątpiewali w to pewnie nawet najwięksi optymiści. I to w spotkaniu z Rosją, a pojedynki z tym rywalem zawsze mają szczególny podtekst. Podobnie jak w podlinkowanym tekście znów będzie trochę o naszych, ale także bardziej ogólnie o całym turnieju.
Dziś wszyscy sympatycy siatkówki mogą się uśmiechać z zadowoleniem, ale jeszcze dwa tygodnie temu nikomu nie było do śmiechu. W memoriale Huberta Wagnera Polacy zaprezentowali się fatalnie, a turniej zakończył się niepokojącą klęską. Trzy spotkania przegrane, tylko jeden ugrany set. Nie było powodów do patrzenia z optymizmem w niedaleką przyszłość, czyli zakończony wczoraj czempionat Starego Kontynentu. Jednak, mimo kiepskiej dyspozycji na turnieju w Polsce, sądziłem, że Polacy na pewno wyjdą z grupy, a pewnie powalczą w ćwierćfinale. Ostateczne rozstrzygnięcia okazały się być miłą niespodzianką. Nie obstawiam w zakładach bukmacherskich, ale gdybym to robił - na pewno nie postawiłbym pieniędzy na medal naszych siatkarzy. Sport jednak bywa przewrotny i jeśli chodzi o naszą rodzimą siatkówkę - w tych najważniejszych momentach ostatnio szczęśliwa karta leży po naszej stronie.
W grupie Polacy pewnie zwyciężyli z Niemcami i równie pewnie przegrali z Bułgarią. Do meczu ze Słowacją przystępowali znając wynik meczu Bułgaria - Niemcy, wyszli na boisko i zrobili to, co do nich należało - nie wygrali. Rację ma trener Anastasi mówiąc, że nikt by nie pamiętał zwycięstwa w tym meczu, jeśli później odpadlibyśmy z Rosją w ćwerćfinale. Opłacało się przegrać. Wiemy to zwłaszcza teraz, gdy siatkarze przywieźli do kraju upragnione medale. Takie a nie inne zachowanie wymusił jednak system rozgrywek i dobrze, że tym razem to Polacy wyszli lepiej na nowych - budzących różne odczucia - przepisach.
Następnie przyszły spotkania z Czechami i Słowacją, które rodacy wygrali wyraźnie, choć zdarzały im się słabsze momenty. W półfinale z Włochami niestety naszym graczom przydarzył się chyba najsłabszy mecz w turnieju, co rywale odpowiednio wykorzystali. Gdy w drugim półfinale Serbowie ograli Rosjan, byłem pełen obaw. Miałem przed oczyma obraz gry Polaków z Włochami i świadomość, że o brąz powalczymy z głównym faworytem turnieju. Przewidywałem 0:3, ale jak dobrze było się pomylić. Z drugiej strony jakaś nadzieja była, bo już Serbowie pokazali, że nasi wschodni sąsiedzi nie są tacy nie do pokonania. A nasi dzień po najgorszym meczu, zagrali najlepszy, niemal wszystko im wychodziło. Ataki, przyjęcia, rozegranie, zagrywki. W finale nie miałem swojego faworyta, choć chyba nam jako Polakom lepiej byłoby odpaść w półfinale z późniejszym mistrzem, niż wicemistrzem - teraz nie ma to jednak żadnego znaczenia.
Piękne jest to, że polscy siatkarze pokazali, że mogą się podnieść niczym feniks z popiołów w momencie, gdy prawie każdy postawił na nich krzyżyk. Jednocześnie pokazali, że wcale nie muszą oddawać miejsca w kadrze poprzednim graczom, którzy z różnych powodów tym razem nie wystąpili - Zagumny, Wlazły czy Winiarski nie mogą być pewni miejsca w drużynie, bo młodsi pokazali, że mogą ich zastąpić, oraz że dojrzeli do sukcesów. Nie pamiętam, kiedy ostatnio nasi siatkarze byli dwa razy na podium dużych międzynarodowych imprez w jednym sezonie. Okazało się, że jest to możliwe w niepełnym(?) składzie. Obecni zawodnicy dają odpowiednią jakość, co pokazali w wielu momentach tego turnieju. Zabłysnął zwłaszcza Michał Kubiak, z którego powinniśmy mieć pociechę przez wiele lat.
Co do samej imprezy - nie jestem przekonany, czy jest sens organizować turniej siatkarski w dwóch państwach. Być może miało to mieć charakter popularyzujący sport. Może to dlatego, że ani Austria, ani Czechy nie miałyby szansy dostać takiego turnieju samodzielnie. Przeszkadzała mi jednak atmosfera na trubynach - nie odczułem, że rozgrywa się właśnie wielkie siatkarskie święto. Rozumiem, że nie zawsze takie imprezy mogą odbywać się w Polsce czy Brazylii, gdzie kibice są najlepsi. Wiem za to, że w Polsce prawdopodobnie byłby komplet rozśpiewanych kibiców na każdym spotkaniu, co mam nadzieję pokażemy na Mistrzostwach Świata 2014.
Siatkówka:
O zamknięciu PlusLigi i akcji (słusznie oburzonych)
Liga Światowa 2011 i sukces polskiej reprezentacji siatkarzy