Piraci w kosmosie - Kati - 8 października 2011

Piraci w kosmosie

Oto pierwszy tom „Opowieści z Ketty Jay” Chrisa Woodinga. Pierwszy raz usłyszałam o tym autorze, chociaż napisał całkiem sporo i nawet coś z tego zostało wydane w Polsce. „Przebudzeni” od początku przypominają mi serial „Firefly” – i to pod względem konceptu – statek z załogą parającą się szemraną działalnością i wpadającą w kłopoty oraz świata – niby futurystycznego, ale jednak nieco retro. A kto nie widział „Firefly”, niech nadrobi zaległości, bo warto.


Niegrzeszący odpowiedzialnością kapitan Darian Frey i jego barwna załoga, (m.in. małomówny mechanik, demonista z golemicą, lekarz-alkoholik, pilot-erotomaniak, kot, który ma wszystkich w poważaniu), na co dzień trudniący się drobnym przemytem, przewożeniem pasażerów w różne zakazane miejsca i czasami piractwem, wpadają w poważne tarapaty. Oferta zbyt piękna, aby była prawdziwa (no bo czemu ktoś płaci ogromną sumę pieniędzy płotkom za proste zlecenie?), co było do przewidzenia, okazała się pułapką i kapitan Frey stał się najbardziej poszukiwaną osobą w galaktyce. W końcu zabił syna arcyksięcia. Poluje na niego nie tylko Marynarka, Rycerze Centurii, ale też bezwzględna i skuteczna łowczyni nagród, dla której nagroda nie jest jedyną motywacją, aby go dopaść. Kapitan musi udowodnić swoją niewinność i odkryć kto i dlaczego go wrobił w całą awanturę. Nie jest to proste, bo raz, że spisek sięga naprawdę wysoko, a dwa, wyplątanie się z tej kabały wymaga kontaktów z dawnymi kochankami. Co jest zadaniem wysokiego ryzyka. A na dokładkę w całą aferę są wmieszani tytułowi Przebudzeni (W oryginale powieść nosi inny tytuł – „Retribution Falls” - który nie ma nic wspólnego z Przebudzonymi. Oczywiście odgrywają oni w niej pewną rolę, ale nie jestem przekonana, czy aż tak istotną, żeby zasługiwać na znalezienie się w tytule).
„Firefly” to nie jedyne filmowe skojarzenie. Drugim, może nawet bardziej oczywistym są „Piraci z Karaibów. Opis z okładki: „Piraci z Karaibów w kosmicznej space operze” jest chyba najtrafniejszym podsumowaniem „Przebudzonych” (Tak na marginesie: czy space opera nie jest z definicji kosmiczna? Jak do tej pory z inną się nie spotkałam.). Interesująca i szybka akcja, udane dialogi, ciekawy, steampunkowy świat  – jednym słowem rozrywka na bardzo dobrym poziomie. Wciąga nie tylko główny wątek, ale i historie członków załogi – każdy z nich skrywa tajemnice, każdy z jakiegoś powodu ucieka przed swoim dawnym życiem, każdy zostaje na pokładzie „Ketty Jay”, chociaż mógłby spokojnie odejść – w końcu nagrodę wyznaczono tylko za głowę kapitana. Wszyscy to przestępcy z często nieciekawymi plamami w życiorysie, ale i tak ich lubimy.
„Przebudzeni” to lekkie i przyjemne science fiction – w zasadzie to dużo bardziej fiction niż science - nieważne, na jakiej zasadzie lata statek, ważne, że lata i dostarcza dobrej zabawy. Następna część już czeka w kolejce do czytania.

Kati
8 października 2011 - 22:58