Mamy lata 70. Najlepszy agent supertajnej agencji wywiadowczej ginie w podejrzanych okolicznościach, a wyjaśnieniem jego śmierci zajmuje się sekretarka tejże agencji. Pozornie brzmi jak scenariusz komedii, ale nic bardziej mylnego: „Velvet. U kresu” Eda Brubakera i Steve’a Eptinga to dzieło jak najbardziej poważne.
Tajemnicza śmierć agenta nie była oczywiście dziełem przypadku, czy nieostrożności w działaniu. Velvet Templeton, rzeczona sekretarka, usilnie stara się odkryć prawdę. Nie jest to łatwe, bo ktoś sprytnie wrabia ją w zabójstwo. Teraz nie ma już wyjścia, musi rozwikłać zagadkę, aby oczyścić swoje imię. Nie będzie to łatwe, bo w pościg za nią ruszają niedawni koledzy z agencji. Spryt, wyrachowanie i wyszkolenie sprawią, że Velvet będzie trudną przeciwniczką. Nie zawsze była ona sekretarką i zachowała wiele umiejętności z poprzedniego wcielenia, chociaż czasem wiek i lata spędzone za biurkiem dają jej się we znaki. To właśnie mi się podobało: Velvet, mimo swojej skuteczności i nieprzeciętnych zdolności, nie jest idealną superbohaterką, której zawsze wszystko się udaje. Szybko okazuje się, że obecna zagadka to tylko wierzchołek góry lodowej, a poszukiwania rozwiązania sięgną także głęboko w przeszłość Velvet. Poznajemy sporą część jej życiorysu, ale bez wątpienia to jeszcze nie wszystko.
Jak na komiks sensacyjny przystało, nie brak tu efektownych bijatyk, strzelanin, ucieczek, ale najważniejsza jest precyzyjnie skonstruowana historia. Intryga oczywiście z czasem komplikuje się coraz bardziej, nie wiadomo kto po czyjej jest stronie — każdy prowadzi swoją grę. Czy Velvet uda się rozwikłać zagadkę, zanim dopadną ją wrogowie?
Na pochwałę zasługują też realistyczne rysunki i mroczna kolorystyka, doskonale dopełniające całą historię. Polecam wszystkim fanom opowieści o szpiegach.