Weekendowa beta Guild Wars 2 oczami Elementalisty - Keii - 1 maja 2012

Weekendowa beta Guild Wars 2 oczami Elementalisty

Osoby zainteresowane GW2 zapewne zapoznały się już z tekstem Firoda dotyczącym minionego weekendu. Nadeszła moja kolej na podzielenie się wrażeniami z gry, która przywróciła mi wiarę w przyszłość sieciowych RPG.
Na wstępie chciałbym uściślić dwie sprawy. Po pierwsze, nie jestem i nie byłem fanem oryginalnego Guild Wars. Co prawda posiadam wszystkie trzy części i dodatek, ale dokonanego dobrych parę lat temu zakupu żałuję, bo grze tej nigdy na dłużej nie udało się przyciągnąć mojej uwagi.
Po drugie i najważniejsze, obecne MMORPG-i, będące kalką Everquesta/WoW-a już całkowicie mi się przejadły i zwykle już po paru godzinach bety ziewam i usuwam je z dysku.
*Wszystkie screeny są mojego autorstwa i przepraszam za ich stosunkowo niską jakość. Ot, cena do grania laptopa.*

Jak widać po tytule, klasa którą zdecydowałem się zacząć moją przygodę w Tyrii był Elementalista. Zawsze gram magami, więc czemu tym razem miałoby być inaczej. Jako, że nie śledziłem z wielką uwagą informacji o samej grze, byłem dość zdziwiony, gdy po rozpoczęciu zabawy zauważyłem, iż mogę używając klawiszy F1-F4 przełączać się między żywiołami. Dodatkowo, bardzo naiwnie wydawało mi się, że do samego końca będę mógł używać wyłącznie ognia i ewentualnie powietrza, nie dotykając nawet wody i ziemi. Ot, nie lubię ich i już.
Okazało się, że o ile na samym początku taka postawa nie przysparza problemów, to już w dalszym etapie gry bez dynamicznego zmieniania palety skilli w zależności od sytuacji się nie obędzie.
Trzeba kogoś/siebie szybko uleczyć, a self-heal jest na cooldownie? Woda. Pojawia się konieczność zwolnienia atakującego przeciwnika lub przewrócenia go, a do Powietrza nie ma dostępu? Czas na Ziemię.

Pomoc na farmie, a w tle dynamic event z wielkim pająkiem.

O ile w pierwszej chwili brak możliwości posiadania jednocześnie na pasku wszystkich skilli postaci może wydawać się irytującym ograniczeniem, ostatecznie okazuje się być raczej zaletą, niż wadą. Zmiany żywiołów również posiadają cooldowny, więc w trakcie walk, szczególnie PvP, trzeba naprawdę solidnie kombinować, by nie okazało się, że w kluczowym momencie jesteśmy bezbronni.
Gdyby żywiołów było mało, każda broń ma osobną paletę skilli, co daje w sumie 80 umiejętności, z których na raz mamy dostęp do 5 (x4 żywioły), plus kilku znajdujących się po prawej wskaźnika HP, kupowanych za skill pointy i niezależnych od broni.

Osobiście, po zdobyciu dostępu do wszystkich narzędzi mordu zdecydowałem się dwuręczną różdżkę, oferującą największy repertuar przydatnych w trybie World versus World czarów obszarowych.

Obrona garnizonu przed centaurami.

Ano właśnie. O ile zabawa w PvE jest najprzyjemniejszą ze wszystkich, które widziałem w grach MMO przez ostatnie parę lat, to jednak tym, co najbardziej mnie interesowało, było PvP.

Zanim przejdę jednak do walk o zamki, parę słów o questowaniu i zabijaniu potworów.
Jak pewnie wiecie, w Guild Wars 2 bieganie do NPCów z wykrzyknikami nad głowami jest nieobecne. Co prawda słyszałem, że zdarzają się pojedyncze questy, które można przyjmować w ten sposób, zdecydowana większość levelowania polega na wypełnianiu widocznych na mapie "serc". Polega to na wykonywaniu odpowiednich zadań na wyznaczonym terenie. Znajdujemy nową miejscówkę, współpracując z innymi graczami zabijamy potwory, zbieramy przedmioty etc. Nabijamy w ten sposób widoczny po prawej stronie ekranu pasek, a gdy dojdzie on do końca obszar zostaje zaliczony, a my dostajemy pocztą nagrodę pieniężną.
Biorąc pod uwagę, że w dzisiejszych czasach mało kto w ogóle czyta treść questów, robiąc je raczej z automatu, jest to moim zdaniem zmiana na lepsze.

Zbiórka do eventu na zakończenie bety.

Oprócz tego bardzo często na mapie pojawiają się dynamic eventy, polegające na przykład na zabiciu wszystkich bandytów atakujących farmę, czy zapieczętowaniu ogromnego potwora na bagnach. Działają podobnie jak rifty w Rifcie – gracze wspólnie pracują na sukces i wszyscy biorący udział otrzymują na końcu nagrodę, zależną od udziału w zwycięstwie.
Możliwa jest także porażka, której efektem jest na przykład zdobycie przez centaury wioski, którą potem trzeba odbyć. W całym PvE, chyba ten „ficzer” podobał mi się najbardziej.
A, jeśli myślicie, że przybiegniecie swoją przepakowaną postacią i zaczniecie one-shotować wszystko w polu widzenia, gdy wrócicie do startowych stref, srogo się zawiedziecie. Gra skaluje poziom graczy tak, aby walki na danym obszarze zawsze stanowiły wyzwanie. W PvE ta tymczasowa zmiana dotyczy tylko obniżania levelu, ale…

Polegał on na zabijaniu przepakowanych "szkodników".

W PvP nasz poziom od razu podnoszony jest do 80! Dlatego właśnie po odblokowaniu skilli w PvE i spróbowaniu paru gier drużynowego PvP udałem się prosto na World versus World, czyli najbardziej interesującego mnie trybu w GW2.
W bardzo dużym skrócie, chodzi o to, by na jednej z kilku map zdobyć jak najwięcej zamków, wież i źródeł surowców (kopalnie itp.). W walkach biorą udział trzy strony, z których każda, jak nazwa wskazuje, jest jednym serwerem.
Trzy frakcje to moim zdaniem bardzo dobry pomysł, gdyż nawet jeśli jedna z nich zdobędzie dominację, będzie musiała stawić czoła nie jednemu, a dwóm przeciwnikom. Stwarza to spore pole do kombinowania, sojuszy, zdrad i tym podobnych.

Najsilniejszy przeciwnik podczas eventu. Byłem dla niego na dwa "dzioby".

WvW było zdecydowanie najprzyjemniejszym PvP w jakie grałem, od czasu War of Emperium w starusieńkim Ragnaroku Online, bodaj 8 lat temu. Próbowałem walk z innymi graczami we wszystkich większych tytułach MMO dostępnych na rynku, ale żaden z nich nie dał mi tyle satysfakcji, co Guild Wars 2.
Dobijanie się do bram zamku przy pomocy maszyn oblężniczych, odcinanie broniących się od zaopatrzenia atakując karawany i używanie surowców do budowania maszyn oblężniczych, oto właśnie masowe PvP w najlepszym wydaniu.

Niestety z powodu beznadziejnej na chwilę obecną optymalizacji, nawet posiadacze mocniejszych kart graficznych nie są często w stanie grać komfortowo, przy większej zadymie całość zamienia się w pokaz klatek.
Na szczęście ArenaNet zdaje sobie z tego sprawę i obiecali, że zajmą się tym problemem. Jako, że byli w stanie podać jego źródło (kiepskie wykorzystanie GPU i wielu rdzeni CPU), wierzę że faktycznie coś z tym zrobią, w przeciwieństwie do większości twórców MMO, wysłuchujących podobnych narzekań w trakcie beta testów swoich tytułów.

Guild Wars 2 nie jest oczywiście grą idealną. Interfejs, szczególnie fragmenty dotyczące handlu przedmiotami i wchodzenia/wychodzenia z PvP wymagają dopracowania. Gracze często narzekali także na niemożność grania ze znajomymi, gdyż w przypadku, kiedy mapa jest pełna, wrzucani jesteśmy losowo na jeden z overflow serwerów. Do tego koszmarnie długie kolejki do WvW…

Te i inne wady można jednak bez problemu dopracować do czasu premiery i podobnie jak Firod, nie żałuję wydanych na pre-purchase pieniędzy. Wszystkim spragnionym solidnego PvP oraz nietypowego podejścia do PvE polecam zakup Guild Wars 2. Szczególnie, że gra nie będzie wymagała abonamentu, więc znajomych powinno być łatwiej namówić do wspólnego grania.

Keii
1 maja 2012 - 18:31