Uwielbiam filmy amerykańskiego reżysera, Christophera Nolana, który ma na swoim koncie tytuły takie jak m.in. "Incepcja", "Prestige", czy "Memento". Facet zresztą sam pisze scenariusze, a następnie je reżyseruje, co daje fenomenalny efekt w postaci uznania, a w tym i aktywa trwałego jakim jest złota statuetka. Oprócz tego, że wszystkie bez wyjątku są absolutnie doskonałe, łączy je również fakt, iż ich zwiastuny są młde, słabe i wręcz zniechęcające. Podobnego odczucia doznałem w przypadku jeszcze ciepłego zwiastunu Black Ops 2.
A oto i on:
Czuję się, jakby Call of Duty wkroczyło na nowy poziom abstrakcji - tereny dotychczas zdominowane przez Terminatora. Maszyny, kroczące roboty, niedaleka przyszłość z dalece posuniętą technologią. Przywykłem do walk na polach II wojny światowej, w teraźniejszości, wietnamie, bądź na ziemiach objętych zimną wojną. Bo dotyczyły biorących w nich udział ludzi, a nie kupy żelaza. Jeśli więc moja decyzja odnośnie kupna byłaby zależna od tego co zobaczyłem przez te dwie minuty na zwiastunie, byłbym na nie. Hejterzy już pewnie zacierają ręce, bo mają ku temu doskonały materiał. Mogą narzekać na wciąż stary, niezmieniony od czwartej części cyklu, silnik [i będzie to już szósta odsłona na tej samej generacji konsol!], słabiznę wylewającą się z trailera, wciąż niezmiennie wysoki poziom absurdu, który trzeba zaakceptować, by bawić się w kampanii single-player. Tym niemniej Treyarch, po "World at War" i pierwszej odsłonie, zapewne zdążyło doszlifować warsztat, a analogicznie do Christophera Nolana, zwiastun nie oddaje tego co rzeczywiście skrywa wnętrze.