Pewnemu mężczyźnie nagminnie zdarzało się mylić przedmioty. W miejscu jednych widział zupełnie inne niż pozostali. Pomyłki były tak absurdalne, że nikt nie brał ich na poważnie. Ludzie sądzili, iż mężczyzna ma dziwne poczucie humoru. Dla własnego spokoju postanowił pójść do okulisty, ten zaś nie stwierdził żadnych zaburzeń na poziomie wzroku. Skierował go jednak do neurologa. Tam wszelkie badania wypadły pomyślnie. Lekarz poprosił mężczyznę, by się ubrał. Po chwili lekarz spostrzegł, iż jego pacjent nie założył jednego buta i ma bosą stopę. Lekarz zaproponował pomoc. Pacjent usłyszawszy, że brakuje mu buta, zaczął gorączkowo się rozglądać. Wskazał na swą stopę i zapytał - „to jest mój but, prawda?”. Oszołomiony lekarz uświadomił pacjenta, że wskazuje stopę, zaś but leży na podłodze, mężczyzna skwitował – „och! A myślałem, że to moja stopa!”.
Pewna młoda wysportowana kobieta trafiła do szpitala z zaleceniem wycięcia woreczka żółciowego. Dzień przed operacją nawiedził ją przerażający sen – słaniała się na nogach, nie czuła czego dotyka, nie miała kontroli nad własnym ciałem. Sen wzbudził w niej takie przerażenie, że zalecono konsultację psychiatryczną. Stwierdzono, że to tylko stres przed operacją. Jednak tego samego dnia, rzeczywistość stała się bardzo podobna do snu. Kobieta mimowolnie zaczęła wymachiwać kończynami, co wzięła do rąk upuszczała. Psychiatra orzekł – histeria spowodowana stresem przedoperacyjnym. Jednak stan kobiety pogarszał się – jej ciało było poza jej kontrolą. Z wyjątkiem sytuacji, gdy patrzyła na daną część ciała, np. mogła stanąć, ale musiała cały czas patrzeć na swoje nogi. Z pomocą przybył neurolog. Histeria wydawała się błędną diagnozą, zwłaszcza że kobieta doszła do wniosku, że zupełnie nie czuje swego ciała.
Czy to scenariusze wyjęte z Dr House'a? A może fabuła z innego medycznego serialu? Cóż, takie scenariusze pisze życie, z którymi miał styczność fantastyczny neurolog, psychiatra, pisarz i mój ulubiony lekarz (zaraz po House'ie) – Oliver Sacks. Oba opisane powyżej przypadki pochodzą z jego czwartej książki o wdzięcznym tytule – Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem. Nie trudno się domyślić, że tytuł jest poświęcony panu, o którym wspomniałam na początku. Mężczyzna mylący przedmioty, miał problem z przetwarzaniem bodźców wzrokowych. Bezcielesna kobieta jest również bohaterką tego zbioru przypadków, zachorowała na ostre zapalenie wielonerwowe – bardzo rzadkie, ponieważ w postaci czystej. Uczucie posiadania ciała składa się z trzech czynników – wzroku, zmysłu równowagi i propriocepcji, której pacjentka została pozbawiona na skutek zapalenia nerwów.
Okazuje się, że nie trzeba być lekarzem, nie trzeba mieć wykształcenia medycznego, by świat chorób był w stanie kogoś uwieść. Zwłaszcza, jeśli są to choroby, których powodem jest to, co posiadamy pod czaszką. Mózg jest wspaniały, ale gdy postanowi funkcjonować inaczej niż powinien, staje się okrutnym dyktatorem, czyniąc z nas tragikomicznych bohaterów. Element tragedii jest oczywisty, komizm zaś zawiera się w abstrakcyjności tego, co nam dolega. Oliver Sacks świetnie przedstawia te skomplikowane mechanizmy rządzące naszym zdrowiem na poziomie systemu nerwowego. Brak ścisłej, zorganizowanej wiedzy na temat medycyny nie stanowi żadnej przeszkody, by oddać się lekturze. Oczywiście nie powiem, iż nie trafi się czasem jakiś cięższy fragment (zahaczający niejednokrotnie o zagadnienia natury filozoficznej), jednak zniechęcać się nie należy!
Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem, to zbiór przypadków podzielonych na rozdziały o stratach (czyli o tych, którzy na skutek choroby utracili pewne zdolności), nadmiarach (czyli o tych, którzy dzięki chorobie otrzymali dodatkowy „dar”), uniesieniach i powrotach (czyli o sile wspomnień) oraz o świecie prostych umysłów (czyli o takich, którzy urodzili się z pewnymi wadami, a mimo to wykazują się szczególnymi zdolnościami). Jeśli ktoś ma ochotę rozpocząć przygodę z panem Sacksem, polecam na pierwszy ogień właśnie tę książkę. Przez mnogość przypadków, poruszanie kwestii różnych schorzeń każda historia wciąga, budząc szereg emocji – od śmiechu po wzruszenie.
Antropolog na Marsie to podobny zbiór. Tym razem historii jest siedem i każda z nich dosyć obszernie opisana. Tutaj spotkamy się z malarzem, który przestał widzieć kolory, z chirurgiem-pilotem cierpiącym na zespół Tourette'a, z wiecznym hipisem, z mężczyzną, który po pięćdziesięciu latach przestał być niewidomym czy z genialnym autystycznym chłopcem (którego może znacie) - Stephenem Wiltshire'em, który z pamięci rysuje architektoniczne cuda.
Z kolei Przebudzenia, które również przyszło mi przeczytać, są szczegółową analizą leczenia osób, które w latach 1917-1924 zapadły na epidemiczne śpiączkowe zapalenie mózgu. W Europie zanotowano ok. 80-120 tysięcy zachorowań, zaś w Stanach Zjednoczonych połowę mniej. Choroba głównie atakowała młodych ludzi, Oliver Sacks zetknął się zatem z osobami dorosłymi, którym choroba odebrała większość życia. Piękne (nie tylko w tej książce) jest to, że Sacks nie widzi tylko chorób. Widzi także ich właścicieli. Niewątpliwie każdemu poświęca czas – zna ich rodziny, potrafi każdego scharakteryzować, co niewątpliwie wpływa na atrakcyjność każdej historii. Przebudzenia niektórzy z Was również mogą kojarzyć, za sprawą filmowej ilustracji z Robinem Williamsem oraz Robertem De Niro w roli głównej.
Przede mną jeszcze mnóstwo przyjemności, bowiem bibliografia Olivera Sacksa jest bogata. Jeśli chcecie się dowiedzieć, jak to jest jeść czarne pomidory, jak można opisać rękawiczkę nie mając pojęcia do czego służy, jak można się wspaniale bawić za pomocą liczb pierwszych czy w ułamek sekundy policzyć rozsypane zapałki – zapraszam serdecznie do lektury.
Pan Sacks jest dziś 78-letnim starszym panem, którego dotknęła ironia losu. Pan Oliver zapadł na chorobę neurologiczną, zwaną zespołem Charlsa Bonneta, o czym ciekawie opowiada w ramach TEDTalk.