World of Tanks - wspomnienia czołgisty - dym nerwy i smak zwycięstwa - sathorn - 20 lipca 2012

World of Tanks - wspomnienia czołgisty - dym, nerwy i smak zwycięstwa

Ekran wczytywania zastąpiła wczytana mapa, na której pojawiła się moja maszyna. Ulepszony do granic możliwości MS-1, tak więc nie ma szału, ale nie przejmuję się – dopiero zaczynam. Nie wyobrażacie sobie jednak, co potrafi to cacko, ustawione w odpowiedniej pozycji. Może i nie mam wielkiego zasięgu, odpowiedniej prędkości czy grubego pancerza, który pozwoli mi wytrzymać zmasowany ostrzał, ale nie szata zdobi... czołgistę?

Grzejemy maszyny

Na ekranie miga odliczanie. Trzydzieści sekund. Odpalam papierosa i zaciągam się – ostatni relaks przed walką. Rzut oka na minimapę i już wiem, w którym kierunku się udam. Na południowym-wschodzie znajdowała się mała wioska. Większość graczy od razu rzuca się na wzgórze w centralnej części pola bitwy, licząc, że zdobędą w ten sposób przewagę. TO z czego nie zdają sobie sprawy, to fakt, że w okolicy najbardziej oczywistych lokacji toczyć się będzie prawdziwa jatka, gdzie jest mało miejsca na umiejętności.

Zacząłem się zbliżać do linii lasku, który znajdował się nieopodal wioski, więc odłożyłem do połowy wypalonego papierosa do popielniczki i zbliżyłem twarz do ekranu. Obok mnie jechało na pełnej szybkości dwoje moich towarzyszy. Ja wysunąłem się najdalej, czujnie wypatrując przeciwnika. Miałem słaby zasięg pola widzenia, jeżeli nie będę myślał taktycznie i starannie dobierał osłon, szybko będzie po mnie.

Dotarłem do małego wzgórza, znad którego mogłem stosunkowo bezpiecznie rozejrzeć się po okolicy. Stosunkowo. Minimapa i komendy wydawane z drugiego końca mapy donosiły mi o przewidzianej przeze mnie rzezi u podnóża wzgórza. Nagle zza linii drzew wyłonił się wrogi czołg jakiegoś opentańca, który gnał jak szalony przez odsłonięte pola koło wioski. Kilka strzałów i już go nie ma. Ja zadałem ostatni cios, tak więc mam swojego pierwszego fraga w tej batalii.

Gdzie jesteś cholero ty?!

Za wrakiem wypatrzyłem drugą maszynę, czającą się za budynkiem gospodarczym i uraczyłem go kilkoma strzałami w boczny pancerz. Pierwszy chyba uszkodził mu gąsienicę, bo uciekał zupełnie niemrawo. To już dwa. Nieźle.

Nagle dostałem, i to dwa razy, w krótkich odstępach czasu. Cholery walą do mnie z linii drzew, ale nie mogę ich w ogóle wypatrzeć! Wciskam od razu wsteczny. Wokół mnie szaleją pociski, udało mi się w końcu schować za jakąś duża formacją skalną, ale te łajzy zupełnie mnie unieruchomiły. Teraz tylko czekać aż będą mnie powoli flakować. Kurwa mać!

Rozejrzałem się i zauważyłem, że jeden z naszych czołgów porusza się szybko kilkaset metrów ode mnie. Wychylam się nieco, żeby zamarkować ostrzał i walkę, odwrócić od niego uwagę, starając się przy tym sam nie oberwać. W tym czasie mój comrade przyjmuje dogodną pozycję i zanim tamci orientują się co się dzieje są pod jego ostrzałem. Odwracają lufy, a ja wykorzystuję okazę i wystawiam swoją zza rogu. Jednego skosiłem ja, drugiego mój partner.

Mam cię

Dziękuję mu w duchu, używam małego zestawu naprawczego, bo dostałem w gąsienicę i wlekę się jak żółw. Dołączają do nas asekurancji, który cały ten czas spędzili kawał drogi za nami, strzelając z odległości i licząc na szczęśliwe trafienia. Frajerzy.

Jedziemy dalej, teraz już blisko do bazy przeciwnika. Nas zostało ośmiu, przeciwników czterech. Zwycięstwo niemal pewne, ale trzeba uważać.

Na szczęście niedobitkowie nie są zbyt rozgarnięci. Jednego złapaliśmy osamotnionego wśród zabudowań gospodarczych w połowie drogi, dwóch kolejnych jechało po otwartym polu, nie mogąc się zdecydować gdzie się ustawić.

Ostatni trochę mnie zaskoczył, bo przywalił mi solidnie i gdyby nie fakt, że osiem czołgów zaczęło do niego pruć zaraz po tym jak mnie trafił, pewnie przypłaciłbym to śmiercią. Na szczęście nie zdążył przeładować i poszedł do piachu z zerową skutecznością w tej potyczce.

Cztery skasowane czołgi, kilka trafień, które nie skończyły się zniszczeniem, ale pomogły drużynie. Znad mojej maszyny unosi się ciemny dym, nic dziwnego, mam pięć procent życia. Czuję się jak cholerny bohater.

I'm gonna die...

Zaglądam do popielniczki. Widzę resztkę papierosa, który w połowie dopalił się sam, po czym zgasł. Zaglądam do paczki - została mniej niż połowa. Idę zrobić sobie kawę, pijąc ją sprawdzam na jaki nowy sprzęt mnie stać. Odblokowałem nowy czołg, stać mnie nawet na kilka ulepszeń do niego. Uzupełniam amunicję. Jestem w połowie kawy, kiedy naciskam przycisk „Bitwa!”.

Wczytuje się mapa, rozpoczyna odliczanie. Odpalam papierosa.

No i nie żyję

Jeżeli podoba Ci się mój materiał to będę Ci wdzięczny, jeżeli polubisz mój profil na Facebooku, albo zafolołujesz mnie na Twitterze. Wrzucam tam sporo rzeczy, które nie pojawiają się na Gameplay'u, albo pojawiają się ze sporym opóźnieniem. Reaktywowałem też niedawno swojego prywatnego bloga.

PS. Aha, screeny nie są z bitwy o której mowa w tekście. Tam nie było czasu na klepanie F8 co chwila.

sathorn
20 lipca 2012 - 20:15