Pierwszą grą free-to-play w jaką zagrałem była Tibia. Pamiętacie to jeszcze? Może nie uwierzycie, ale do dzisiaj dużo ludzi w to gra. Ja chamstwa nie zniesłem, pierdłem, bekłem i odinstalowałem ten szajs po wyjściu z „Rooka”, czyli pierwszej lokacji w grze. Potem było dla mnie długo, długo nic, od czasu do czasu śmiałem się tylko, widząc w jakie marne podróbki World of Warcraft zdarza się grać dziwnym ludziom (Metin, Runes of Magic, itepe). W międzyczasie zaliczyłem krótkie romanse z kilkoma społecznościówkami (Ogame, Mafia Wars, Farmville), co utwierdziło mnie w przekonaniu, że darmowe równa się kijowe.
Potem jedak przyszło League of Legends. Jak dobra jest to gra nie muszę chyba nikogo przekonywać (Starcraft II lepszy, ale nie o tym mowa :)). Nie chodzi nawet o samą mechanikę, bo nie jest ona wcale oryginalna – wszystko oparte jest przecież na starusieńkiej warcraftowej DotA. Chodzi mi o generalne dopracowanie tej produkcji. Widać pracę włożoną w każdą postać, każdą skórkę, każdą animację, przedmiot, balans, interfejs, i tak dalej. Pomyślałem „w końcu gra oparta na modelu free-to-play, która nie wygląda jak praca magisterska średnio utalentowanej grupy studentów".
Postanowiłem sięgnąć dalej. Były to czasy, kiedy darmowe gry dopiero powstawały i większość porządnych tytułów była jeszcze w fazie bety. Okazało się, że Battlefield Heroes jest całkiem sympatyczne. Potem poszło Tribes Ascend, z którym spędziłem kilka wieczorów. Zainstalowałem Heroes of Newerth, ale po rozegraniu jednego meczu postanowiem pozostać przy League of Legends, uznałem, że jedno MOBA w moim życiu wystarczy mi w zupełności. Zapoznając się z darmówkami zazwyczaj odpuszczałem po kilku posiedzeniach, ale z drugiej strony nie wydałem ani grosza. Jedyną produkcją free-to-play, która wciąż kusiła mój portfel pozostawał League of Legends. Kurde, te skórki są takie fajne!
Potem przyszła pora na przetestowanie World of Warplanes. Mimo, że gra była niekompletna grało mi się z autentyczną przyjemnością, a przecież nigdy wcześniej nie ciągnęło mnie do tytułów o tej tematyce! Ciekawość przyciągnęła mnie do World of Tanks i ludzie, tam to dopiero było! Największym wysiłkiem zmusiłem się do nieuszczuplenia swojego domowego budżetu wirtualną walutą, która pozwoliła by mi szybciej zdobyć nowe czołgi. Wciąż jednak uważam, że do modelu budżetowego free-to-play pasują tylko gry multiplayerowe.
A może wcale tak nie jest? Niedawno moja wiara została zachwiana i to solidnie. I to na platformie, na której najmniej bym się tego spodziewał. Na moim HTC Desire HD z Androidem. Poważnie mówię. Ściągnąłem jakiś tydzień temu gierkę Dead Trigger - shooter z zombiakami w roli głównej. Włączam kampanię i na początku mam do dyspozycji bardzo fajny karabin, który następnie zostaje mi zabrany i zastąpiony starusieńkim Coltem. Nagle okazuje się, że wystarczy kilka złotych, żeby napchać sobie kieszenie i móc strzelać jak człowiek. Byłem dosłownie o krok od wydania tych paru groszy, palec zadrżał mi nad przyciskiem, ale ostatecznie się nie zdecydowałem.
Na marginesie - nie dość, że jest to najbardziej grywalny FPS w jakiego grałem na telefonie (Modern Combat się chowa), to wygląda niesamowicie.
Wchodzę na Steama, na którym już jakiś czas temu pojawiła się kategoria „Free-to-play”. Kilka ciekawych tytułów, na które jeszcze nie miałem czasu. Ściągam Bullet Run i Lord of the Rings Online. Później muszę pograć w inne free-to-play, z którego beta-test muszę napisać na poniedziałek (na razie top-secret, pssst!). Może zdążę jeszcze zagrać jeden meczyk w LoLa. Cholera, dlaczego te skórki muszą być takie fajne?!
Rozwój free-to-play mnie przerasta. Przyzwyczajony do kupowania gier za określoną kwotę i nielimitowanego dostępu do treści czuję się nieco zagubiony. Śmiałem się z Crytek, kiedy zapowiadali, że kwestią czasu jest wypuszczenie single-playerowego tytułu AAA w modelu free-to-play. Wciąż jestem mocno sceptyczny, ale teraz wierzę już, że jest to możliwe.
Nie jestem tylko pewien czy tego chcę.
Jeżeli podoba Ci się mój materiał to będę Ci wdzięczny, jeżeli polubisz mój profil na Facebooku, albo zafolołujesz mnie na Twitterze. Wrzucam tam sporo rzeczy, które nie pojawiają się na Gameplay'u, albo pojawiają się ze sporym opóźnieniem. Reaktywowałem też niedawno swojego prywatnego bloga.