'Polityka' i jej postrzeganie gier - Chuca - 27 sierpnia 2012

"Polityka" i jej postrzeganie gier

 

  Myślałem, że ignorancja polskich mediów dotycząca naszego hobby mnie już nie zaskoczy, a jednak, człowiek małej wiary po raz kolejny natyka się na własną ignorancje nie pozwalającą mu objąć i przewidzieć ignorancji innych. Przyzwyczaiłem się do tego, że gry są przedstawiane stereotypowo w brukowcach czy innych multimedialnych potworkach, tym większe było moje zdziwienie przeglądać lipcowy numer Polityki, a dokładniej rzecz ujmując, czytając tekst Adama Krzesińskiego "Zabij Ojca". Jak łatwo się domyślić tekst ten przedstawia naszą branżę w dość nieprzychylny sposób. Zdarzało się to "Polityce" już nie raz, jednakże wcześniej gry były ukazywane jedynie jako rozrywka dla dzieci (ogólnie teksty niezbyt miłe, jednakże nie było o co kruszyć kopii). To jednak tym razem poczułem się jakbym był zanurzony w lekturze przedruku z "Faktu".

 Redaktor Krzesiński za punkt wyjścia do swojego tekstu postawił sobie krótkie streszczenie książki Kariny Obary "Gracze", która rzekomo jest oparta na faktach.

"Fabuła powieści Gracze jest prosta. Dwóch uzależnionych od gier wideo morduje ojca i matkę
kolegi, a dziennikarka śledcza lokalnej telewizji stara się dociec dlaczego to zrobili... Pewnej soboty sprawdzali, jak to jest zabić w realu. Wzięli z domu kuchennego noże i zadzwonili do domu kolegi. Uderzyli natychmiast, najpierw ugodzili mężczyznę, który otworzył im drzwi, a potem jego żonę. Ich syn uratował się tylko dlatego, że zabarykadował się w pokoju i wezwał policje"

Tak, więc mamy streszczenie jakiegoś przeciętnego czytadła, który ma wprowadzić naszego czytelnika w stan zagrożenia, a większych paranoików może skłonić do zabicia swoich pociech, bo jak nie my to oni, prawda? Dobra bez żartów temat jest dosyć poważny. Autor przytoczył chyba tą książkę jako "memento mori", albo coś co ma pomóc w uwiarygodnieniu swoich tez. Redaktor Adaś przecież nie może się mylić; mówi prawdę, jak nie wierzycie spójrzcie na początek tekstu, tam dzieci mordują rodziców! Cóż, autor podpiera się książka, która podobno jest oparta na faktach, uff dobrze, że sprytny Adaś nie sięgnął po legendy Indian, nie od dziś wiemy, że badanie źródła u dziennikarza to podstawa, Dobra już się nie mądrze, bo i sprytny Adaś robi się sprytniejszy i dalszej części będzie się podpierał amerykańskimi naukowcami, szkoda że tylko tymi którzy mówią, że gry to zło wcielonei przedłużenie czarciego ogonów.

 Krzesiński w dalszej części swojej pracy przytacza "zadziwiające" wyniki badań naukowców:

"Fachowe Archives of Pediatric and Adolescent Medicine po przebadaniu 4 tyś nastolatków wykazują, że gry wojenne wyraźnie obniżają więź z realem. Jeśli 15-latek spędza przy komputerze 20 godzin tygodniowo, to jeszcze da się wytrzymać. Ale bywa, że jest to 50 godzin tygodniowo - dużo więcej niż w szkole - kosztem rodziny, sportu, kolegów"

  Myślę Adasiu, że nie musiałeś sięgać po aż tak fachową literaturę, żeby zdać sobie sprawę,
że robienie czegoś ponad 7 godzin dziennie - czy to grać w gry czy też ćwiczyć na fortepianie -
znacząco osłabi więzi z otoczeniem. Jednak powołanie się na zagraniczne pismo naukowe doda Twojej pracy niezbędny błysk i inteligencki sznyt, tak jak przystało na tekst w piśmie takim jak "Polityka". Nieistotne jest to że wynik badania jest tak oczywisty, jak rezultat walki Najmana. Wygląda na fachową robotę? Wygląda. Zastanawiam się tylko ilu ojców i matek po tym tekście, schowały "diabelskie skrzynki" swoim dzieciom, w obawie, że niedługo mogą dostać zabójczą "kosę" nożem od masła od syna czy córki.

  W następnej części nasz autor przytacza tekst amerykańskiego pisarza Nicolasa Bakera, który opisał swoją zabawę z grami, podczas rozgrywki z synem w jakiegoś fps-.

"Najpierw byliśmy powściągliwi. Syn mógł mnie kilkanaście razy zabić, ale tego nie robił. Wolałem, by strzelał. Odpowiadał, że nie będzie strzelać do ojca. Szedł za mną i czekał, bym to ja strzelił. Przez kilkanaście minut byliśmy wobec siebie rycerscy. Czasami używaliśmy policyjnych tarcz z pleksiglasu, których szkło przy trafieniu realistycznie trzaskało. Wreszcie go dopadłem, a on dźgnął mnie nożem. Wtedy się rozluźniliśmy, zaczęliśmy strzelać do siebie, biegać śmiać się tak jak on się śmieję, gdy siedzą z kumplem na kanapie w hełmach ze słuchawkami na głowach"

  W tym momencie dopada mnie niemała konsternacja, bo wydaje się, że mamy do czynienia z fajnym opisem jak gry łączą, a nie dzielą. Nie od dziś wiemy, że każdy opis, fakt można obrócić o 180 stopni. Nasz Adaś właśnie tę grę nazywa po swojemu - jest to zabawa w "zabijanie ojca", po czym przytacza słowa prezenterki gier video - "To świetna zabawa, rozwija kontakty społeczne, refleks, rozładowuje agresje i budzi optymistyczny stosunek do rzeczywistości, pokazuję, że potrafisz ją zmieniać” z czym się nie zgadza. A słowa jej nazywa "świergoleniem". (No cóż, ja nie piszę do renomowanego tygodnika, więc nie muszę przestrzegać etykiety jak Ty autorze i nie przychodzi mi nic innego do głowy jak to, że Adasiu, pieprzysz. I to ostro). Zastanawiające jest to, że Krzesiński, ani razu w swojej pracy nie podaje nazwy owej gry, nie przytacza danych prezenterki, nawet do końca nie wiemy czy dane słowa odnoszą się do tej gry czy może do całkiem innego produktu.

  Przykre jest to, że autor w taki krzywdzący sposób wypacza słowa Baker’a, który wydaje się, że sam ma spory dystans do tych wydarzeń, a samą grę deprecjonuje w sposób karygodny. Z dłuższego fragmentu wypowiedzi Baker’a wiemy, ze jest to fps, gdzie pojawiają się marines
i „dżihadyści”. Możliwe, że chodzi o najnowszego MoH-a, jednak znając ogólnie to co dzieje się w takich produkcjach, możemy stwierdzić, że proponuje ona nam zostanie bohaterem swojego kraju w bardziej lub mniej krwawy sposób, nie przekazując większych wartości, jednak sprowadzanie jej do rozrywki polegającej na „zabiciu ojca” jest co najmniej nie fair.

  Najbardziej jednak zadziwił mnie fakt, że Adaś ani razu, powtarzam ani razu nie wspomniał o tym, iż gry wojenne nie są przeznaczone dla dzieci, nie są i kropka. Co najwyżej, mogą sobie pograć w battlefield heroes , lub w mniej krwawą wersje Fps-ów z segmentu AAA, ale to też raczej, będąc u progu dorosłości, przynajmmniej według polskiego prawa. Dlatego cały artykuł uważam za bzdurny i wcale nie uważam, że takie produkcje są dla dzieci odpowiednie, bo nie są. Jednak to na nas – dorosłych – spoczywa odpowiedzialność w co grają nasze dzieci. To trochę tak jakby kląć na alkohol dlatego bo nasze dziecko się upiło. Dlatego raczej wypadałoby zwrócić uwagę na łatwy dostęp dzieci do tytułów dla nich nie przeznaczonych lub uświadomić dorosłych, że powinni częściej sprawdzać co robi ich potomstwo w wolnym czasie.

 Najsmutniejsze jest to, że Krzesiński w żadnym momencie nie stara się podać choćby najmniejszego argumentu, który jednak by pokazał szerszą perspektywę. Powiedział, że jednak gry wojenne są przeznaczone w większości dla dorosłych, a zabawa z nimi nie równa się chęci zabijania najbliższych, ani też nie czyni nas emocjonalnymi kalekami.

p.s Przepraszam Redaktora Adama Krzesińskiego za zbytnie spoufalenie, jednakże mam nadzieje,  że wybaczy mi on obraną konwencję. 

Od autora: tekst troszeczkę spóżniony, aczkolwiek nie mogłem nie wypowiedzieć się na ten temat.

podobało się? Polub i obserwuj inne niepublikowane newsy - http://www.facebook.com/pages/Chuca/310531959044047

Chuca
27 sierpnia 2012 - 01:22