Comiesięczny przegląd prasowy #1 – październik. - Chuca - 22 października 2013

Comiesięczny przegląd prasowy #1 – październik.

Mimo, iż w obecnych czasach coraz mniej osób sięga po branżowe magazyny, to uważam, że na gameplay’u comiesięczny przegląd prasy ma rację bytu. Gdzie jak nie tutaj? Przede wszystkim postaram się zwrócić Waszą uwagę na najciekawsze artykuły w polskich i anglojęzycznych pismach. Po cichu liczę, że zawiążę się dyskusja o najlepszych/najsłabszych tekstach. 

Gramy!

Nowy magazyn na rynku powitałem z nieskrywanym bananem na twarzy. Szybki przegląd stopki sugeruje, że pismo jest tworzone przez ludzi, którzy teoretycznie powinni znać się na swojej robocie i być kojarzeni przez gros graczy. Wcześniej dowiecie się od nich samych, że autorzy grają od zawsze, raczkowali z padem itd. Blah, chyba skądś to znamy. Nie wiem czy ci wszyscy ludzie nie widzą, że te ich „cv” są tak do siebie żałośnie podobne, czy może pisze to jedna osoba. Obstawiam, że jest to jakiegoś rodzaju legitymizacja swojego stanowiska. Gram tak długo, że mam dłuższego itd. Ileż można. Chciałbym Cię gościu poczuć (jak to brzmi), twój styl, jakie masz spojrzenie na branże, a dostaje „przywitanie” tak odtwórcze, że panowie mogą już chyba pisać fabułę do FIFY. Za wszystko (łącznie z wydawaniem) odpowiedzialny jest Rafał „Mastermind” Dziduch, którego młodsi czytelnicy mogą kojarzyć z GIG’a. Przy takiej zapaści  i awersji do słowa pisanego wejście na rynek bez potężnego wydawcy jest śmiałym i ryzykownym krokiem.  Pozwala to nam łatwo stwierdzić, że głównodowodzący ma wielkie jaja. Oby miał taką samą wytrwałość. Każdy kto śledził podobne projekty, wie, że okres niemowlęcy jest najcięższy.

Sam magazyn od strony technicznej sprawia mieszane wrażenie. Na minus przede wszystkim możemy zaliczyć jakość papieru. Trzymając w ręku egzemplarz „Gramy!” oraz konkurencji widzimy dosyć wyraźną różnicę na korzyść sami wiecie kogo. Nie jestem żadnym poligraficznym purystą, jednak warto o tym wspomnieć z recenzenckiego obowiązku. Jeśli jednak to jest cena (a prawdopodobnie tak jest) utrzymania się na rynku, to akceptuje taki deal bez szemrania. Przynajmniej do momentu, kiedy zawartość nie będzie gorsza od rywali lub do czasu wygodnego i systematycznego rozgoszczenia się w kioskach Ruchu. Sam layout jest minimalistyczny. Mimo, że znam gazety studenckie, które wyglądają schludniej, to sprawia on pozytywne wrażenie. Jest poprawny, nie skupia na sobie uwagi, ani nie jest wartością dodaną pisma. Ot co - jest i nie przeszkadza w skupieniu napaćkanymi obrazkami. Dla mnie to jest już wiele. Proporcje między ilustracjami, a artykułami są odpowiednie. Boleć jedynie co niektórych może mała czcionka, co ja osobiście zaliczam na plus. Cóż, chyba wolę skoliozę od garbienia się nad gazetą jak zbyt krótkie arty.  

Pierwsze co się rzuca w oczy to mała ilość recenzji w magazynie. Pięć werdyktów w gorącym bądź co bądź okresie wydawniczym, to ilość co najmniej mierna. Zastanawia mnie czy mamy do czynienia z zamierzonym planem aby uderzyć w publicystykę, czy chodzi o problemy z dostępnością materiałów na pierwszy numer. Szczerze wolałbym tę pierwszą opcję. Bardziej interesują mnie autorskie spojrzenia na dane zagadnienia czy wywiady, niż oklepane i odtwórcze recki. Jak już wcześniej niezamierzenie wspomniałem „Gramy!” przesunęło zasoby ludzkie na pole dumnie zwane – „publicystyką”. A tu bywa różnie – wiadomo, że jest to dziedzina wielce subiektywna. Jednak w Internecie o gustach jak najbardziej się dyskutuje, więc postaram się przybliżyć Wam co mnie urzekło w październiku, a co rozczarowało. Z zastrzeżeniem, że jest to moja, niepodległa jak Luizjana (za dobrą cenę się sprzedam) opinia. Ewentualnie znając moje możliwości poznawcze jest niebezpieczeństwo, że z autorem się nie zrozumieliśmy.   

 Zacznę może od tekstów, które nie tyle mi nie podeszły, co widzę w nich brak całościowego ogarnięcia tematu i pisania pod tezę.  Zaszczytną listę  otwiera nam felieton Tomasza Kreczmera „ Na ch… nam nowa generacja???” . Cóż, ciśnie mi się na usta parafraza tego tytułu odnośnie owego felietonu. Oszczędzę sobie złośliwości.

Tymczasem coraz częściej informacje o konsolach nowej generacji budzą we mnie uczucia co najmniej mieszane. Grafika – no dobra, super będzie jeszcze odrobinę lepsza. Usługi sieciowe – no pewni, super, że będzie można wydać więcej na abonament.”

 Autor udowadnia, że nowa generacja nie będzie w żaden sposób rewolucyjna, a co za tym idzie - niepotrzebna. Jednak, czy poprzednia była w jakikolwiek sposób? Kolekcja pokemonów dla osoby która to wykaże. Mimo to, nie przeszkadzało nam się to świetnie bawić. Cóż, chyba najlepszą polemiką będzie tu felioton Buchera z PSX. Gdzie jego poglądy są całkowicie zbieżne z moimi. Jaram się tym, że w niedalekiej przyszłości AI przeciwników powinno poszybować w górę, że przeciwnicy w AC nie będą tak tępi (oby). Tym, że w Pesie i Fifie przeciwnik będzie na mnie wjeżdżał pressingiem całej drużyny, a nie pojedynczych zawodników. Tym, że w produkcjach serii Total War będę uczestnikiem jeszcze bardziej epickich bitew. Wiem, że jest to spore uproszczenie i te przykłady nie koniecznie się ziszczą, jednak jestem pewien, że zanotujemy widoczny postęp względem dzisiejszych produkcji. I co najważniejsze, jaram się nowymi IP, które przy starcie nowych konsol zawsze śmielej są wprowadzane. Jaram się jak pochodnia.

Drugi tekst który mi się nie spodobał jest już na drugiej stronie – „Nieodżałowany Xbox One” Pawła Borawskiego. Mamy tu do czynienia z osobistym żalem nad poległym projektem XO. Całkowicie rozumiem własne preferencje autora, jednak brakuje mi tu jak już wspominałem wczucia się w ogół i wzięcia pod uwagę argumentów drugiej strony.

„Chciałbym konsoli, która wymaga {always online}. Stałe podłączenie do sieci, a nie dobowa weryfikacja, wpłynęłoby na to ,jak działa konsola oraz jak gramy. (czy raczej nie gramy – dopisek własny). Prawdę powiedziawszy, to nowe platformy do etapu, na którym steamowcy znajdują się od lat. Wchodząc na platformę Valve, nie przejmuje się, czy moje gry będą aktualne. To nieuchronne, a obecna łącza są na tyle wydajne, by łatki nie pobierały się długimi godzinami. Oczywiście, można zastanowić się: co z miejscami na globie, gdzie z Internetem bywa rożnie.”  

Nie wiem w sumie co powiedzieć, ale się postaram. Borawski chce konsoli always online – roztaczając przed nami wizję aktualizacji statystyk w grach sportowych live, czy też rozwoju postaci w produkcjach niezależnie od naszej fizycznej obecności przy konsoli. Aha. No dobra. A musi to być co do nanosekundy? Aktualizacja raz dziennie nie wystarczy lub przy każdorazowym logowaniu? Serio, nie mogę pojechać na działkę z kumplami pograć w Silent Hilla, by śledzić jak Miguel z Hondurasu w real time sobie radzi w Everybody Golf? Nie mogę się odprężyć przy konsoli podczas awarii Internetu? Argumenty autora w żaden sposób do mnie nie trafiają. A co do łączą, to naprawdę proponuje pojeździć po Polsce, nie trzeba szukać po całym globie.

„Oddalone zmiany prędzej czy później wrócą, w końcu twórcy Xbox One nie bez powodu je forsowali. Zawinił nieodpowiedni PR i nieumiejętna walka z zawadiackimi sieciowymi hordami. Nie powinniśmy  obawiać się zmian, nawet tych z pozoru ostrych i szokujących.  „Usieciowienie” naszego grania może wyjść tylko na lepsze, jeżeli pozwolimy twórcom na swobodę artystyczną i technologiczną.”

Hmmm i znowu mam niezłą konsternację. Ktoś mi mówi, że mam się nie bać zmian, bo może nam wyjść to tylko na dobre. Chciałbym wiedzieć na jakiej podstawie. Bo tak mówi autor? Czy ze względu na wcześniejsze argumenty zwalające z nóg? Ja tam zawsze myślałem, że to developerzy ograniczają artystycznie twórców – a to była moja wina. Sypię głowę popiołem. A co do wniosków dlaczego projekt nie przeszedł, to radzę zwrócić uwagę, gdzie mimo cyfrowej rewolucji większość graczy (nadal) nabywa gry i komu zależało na uwaleniu tego pomysłu.  Pewnie nie oddaje ogółu graczy, ale logując się do multi raz na tydzień, z częstymi awariami neta, odpalając steama raz w miesiącu, mając w pamięci wypady z „szarakiem” po różnych kanciapach na turnieje ISS’a – konsola always online mnie przeraża.

Skandaliczny dla mnie jest temat numeru.Wydając dychę na gazetę oczekuje w głównym tekście troszkę więcej jak opisu kilku samolotów jakie uświadczymy w miernym World of Warplanes. Uważam, że papier to nie miejsce na takie teksty. Dowiedziałem się ile powstało egzemplarzy prototypu Focke Wulf Fw – 57 i kiedy były pierwsze loty Nakajimy Type -91. Zajebisty temat numeru. Na ostatnią aktywność wargaming. net.  w polskiej prasie spuszczę zasłonę milczenia. Serio, nic nie insynuuje – przynajmniej oficjalnie. I jeszcze tę pytanie redaktora – „którą frakcję Ty wybierzesz żołnierzu? „. Zamurowało mnie.

Opis historyczny 8 samolotów w temacie numeru? To się dzieje naprawdę.

Dobra, już chyba wystarczająco upuściłem jadu i złośliwości. Cieszy spora ilość wywiadów jakie zamieszczone zostały w premierowym numerze „Gramy!”. Będziecie mieli możliwość przeczytania rozmów z twórcami Owlboya poznając ich fascynacje grafiką 2D, z właścicielem baru LevelUp z Warszawy, który opowie o modzie na gamebary w Polsce, czy też z testerem Techlandu. Nie odkrywają one może Ameryki, jednak ciężko ukryć mi, że przeczytałem je z przyjemnością. Jednak była to dopiero przystawka do wywiadów wartych sonetów pochwalnych.

Każdy kto skusi się na nowy numer, przede wszystkim powinien zwrócić uwagę na rozmowę naczelnego  z twórcami Glorii Victis. Poznawanie procesu produkcji gry, inspiracji, czy sposobów pracy, jest dla mnie wielce fascynująca sprawą. Nie chciałbym zdradzać zbyt wiele, gdyż nie mam tu z czym polemizować lub się obruszać. Pokrótce - brawa. Równie dobrze czułem się podczas lektury wywiadu z Maciejem Jurewiczem – scenarzystą takich gier jak DI: Riptide czy Deadfall Adventures. Zwrócenie uwagi na ten szalenie ważny, a nazbyt często pomijany element gier już jest bardzo pozytywnym sygnałem. Interesujące są odpowiedzi Jurkiewicza na pytania odnośnie podobieństw i różnic scenopisarstwa w kinematografii i grach. Polecam.

Na koniec czeka nas krótka rozmowa z Sylwią Siwek z agencji pośredniczącą między polskim gamedevem, a rządem. Opowie ona wam o dofinansowaniach państwowych dla branży. Pawlak, Ministerstwo Gospodarki, Wiedźmin – pamiętacie przebitki z newsów, które nas atakowały przeszło rok temu? Dokładnie to jest dalsza część owego zamieszania. Właśnie tego typu artykuły są tym, co jest w stanie mnie skłonić do szybkiego marszobiegu w kierunku kiosku Ruchu.  

Podsumowując – błędów w pierwszym numerze jest całkiem sporo (duża ilość literówek), jednak nie zamazują one pozytywnego pierwszego wrażenia. Cieszy nastawienie się na publicystykę – mam nadzieję, że jest to długofalowa strategia, a nie przypadek wynikający z braku możliwości przerobowych redakcji.  Konkurencja na pewno nam – czytelnikom - nie zaszkodzi. Mimo, że strasznie psioczyłem na niektóre rzeczy, to debiut jak dla mnie jest jak najbardziej na plus. Widać gdzieniegdzie prowizorkę, jednak jak wszyscy wiemy to początki są najtrudniejsze. I jak dla mnie „Gramy!” ma spory kredyt zaufania.

PSX EXTREME

„Szmatławiec” w październiku reklamuje się przede wszystkim obszerną, bo aż 8 stronicową recką nowego hitu od Rockstar. Wprawdzie hype na GTA V już powoli opada, jednak idę o zakład, że sprzedaż pisma w tym miesiącu podskoczyła o kilka punktów procentowych. O samych recenzjach nie chciałbym zbyt wiele pisać, gdyż ciężko jest polemizować z tak subiektywną formą. Warto sprawdzić spojrzenie Komoda na FF XIV: A Realm Reborn i jego kolegi po fachu – Berlina z CDA. Odmienne spojrzenie na tę samą grę zawsze jest pouczającym i interesującym doświadczeniem. Z recek polecam także zapoznać się z werdyktem na temat Killzone: Najemnik autorstwa Hiva. Dla wygłodniałych „vitowców” to istna gwiazdka z nieba.

Warty polecenia jest też felieton naczelnego – Butchera, który fajnie wyjaśnia nam co przyniesie nowa generacja konsol. Tak jak wcześniej mówiłem, nastroje w branży są chłodne z powodu braku nowości oraz rewolucyjnych zmian. Tylko jeśli się dobrze wgłębimy w historie, to poprzednie generacje takowej także nie niosły.

„Jaram się tym, co w przyszłości może faktycznie nową jakość doświadczenia, wniesie prawdziwą nową jakość w odbiorze gier – ale nie w kwestii ilości klatek czy rozdzielczości. Nowe algorytmy sztucznej inteligencji, która faktycznie zasłuży na określenie „inteligencja”, wysiepany w kosmos design ogromnych światów, z nowymi możliwościami interakcji (Destiny anyone?), nowe sposoby narracji – to mnie podgrzewa…”

Jest to świetna odpowiedź na felieton Gramy! Na ch… nam nowa generacja???.  Nie wszystko sprowadza się do cyferek, czy szumnych deklaracji o rewolucyjnych zmianach. Często dopiero to co w kodzie decyduje o efekcie finalnym i wysokim replayability.

Idąc dalej przykuwa naszą uwagę przede wszystkim artykuł Recenzja okiem recenzenta Komoda, który opisuje zjawisko załamania się skali ocen. Temat ostatnimi czasy często podnoszony na większości for, jednak nikt nie chciał przyjrzeć się sprawie głębiej.

„Inną sprawą jest wspomniany lęk przed wlepieniem odmiennej oceny i wystawieniem się na ostrzał ciemnej masy hejterów, tylko czekających na podobny wyskok. Jeżeli ocena będzie wyraźnie niższa niż światowa średnia – recenzent jest niekompetentny, nienawidzi serii lub przekupił go kontrwydawca. Jeżeli wyższa – recenzent się nie zna, prawdopodobnie w ogóle nie grał w omawiany tytuł lub przekupił go wydawca. Wystawienie takiej samej oceny jak wszyscy pozostali nie jest jednak również idealnym rozwiązaniem. Wszak wtedy recenzent dołącza do globalnego grona mediów uwikłanych w zmowę milczenia, wycelowaną w niczego nieświadomych odbiorców końcowych”

Pokazuje to jasno pod jakim ostrzałem internetowych pieniaczy pracują recenzenci, gdzie recenzja straciła swój najważniejszy przymiot – subiektywizm. Wszystko co nie trafia w nasz gust jest słabo napisaną pracą. Polacy nie od dziś są znani z tego, że najlepiej znają się na piłce czy wypadkach lotniczych, a każdemu Jankowi w barze po paru u-bootach wydaję się, że pozamieniał się na łby z Mayweatherem.  Komodo wspomina też o potędze sugestii. Żaden recenzent nie chce wyłamać się z kanonu. Pierwsze oceny znanych pism, czy też portali często determinuje oceny wystawiane przez blogerów oraz magazyny w mniejszych krajach. Nikt przecież nie chce podzielić losu Hiva. Prawo do własnego zdania już dawno zdechło i nic nie wskazuje na to, jakoby miało podzielić losy Jezusa. Sami jesteśmy sobie winni.

Na deser mamy wywiad z Krzysztofem Banaszykiem – czołowym aktorem dubbingowym w naszym kraju. Facet znany miedzy innymi z roli Cole w inFamous, czy Vernona z Witchera. Artykuł raczej przedstawia prawdy objawione, jednak to nie jest jego główna wada, a paskudny spoiler dotyczący The Last of Us. Jako że nie dane mi było jeszcze ograć tego tytułu nie wiem jak duży on jest i dlatego nie walę ze wszystkich dział wykrzykując „łacińskie” zaklęcia, mimo to czujcie się ostrzeżeni. Nawet nie chce sprawdzać jak prowadzący wywiad zawalił sprawę puszczając to do druku, by nie psuć sobie zabawy. Anyway, za spoilerowanie należy się piekło. Ostatni krąg.   

CDA

W tym miesiącu o CDA będzie krótko i zwięźle, gdyż jak mówiłem recki to pełen subiektywizm i moja opinia jest tu uzasadniona jak karton na plecach Solida, a publicystyki jest tyle co kot napłakał. Recenzji jest cała masa, ale to te o EUIV, Armie III są wyjątkowo warte sprawdzenie, gdyż są jedynymi w polskiej prasie w październiku. I to w sumie tyle. Pędzimy lotem koszącym do mięsa – publicystyki. Tutaj niestety jak wspominałem wita nas bieda, jednak wszakże nikt nie powiedział, że bieda nie jest ciekawa. Mamy tutaj do czynienia z dwoma wartymi uwagi tekstami. Pierwszym z nich jest relacja Huta z targów Pax Prime, które przeszły całkowicie niezauważenie w polskich mediach. Interesuje Was jak wygląda nerdoza do kwadratu? Z relacji CDA macie okazje się przekonać. Fajnie, że ktoś pamięta o tych targach, które wprawdzie nie są tak szumne jak ich bracia z L.A i Koeln, jednak biorąc pod uwagę popularność Pyrkonu, wiele osób chyba marzy o czymś podobnym u nas. Stronę wcześniej możemy się przekonać jak działa psychika konsumentów w grach F2P i jak sprawić, by chętnie pożegnali się ze swoimi pieniędzmi. Dowiecie się w jaki sposób jesteście podchodzeni każdego dnia przez cwanym marketingowców. Wiecie, te wszystkie znane myki z hipermarketów: pieczywo na końcu sklepu, ogromne wózki, czy przekąski przy kasie przekute na realia wirtualnego zakupoholizmu. Może niektórym dzięki tej wiedzy zaświeci się lampka kontrolna w czasie gry i zakrzyknie it’s a trap!

EDGE

Brytyjski magazyn chełpi się w październiku przede wszystkim sporym playtestem i rozkminą nad The Division. W tekście padają tezy jakoby nowy ip od Ubi ma być wielkim wyzwaniem dla całej branży, które swoją drogą są mocno naciągane. Osobiście bardziej mi się podoba umiejscowienie rozgrywki – postawienie nas w pozycji człowieka, który może opanować chaos i zniszczenie lub podać się i płynąć z nurtem katastrofy jest wielce interesująca. Niby nic odkrywczego, jednak jest to coś niespotykanego do tej pory.

„The game begins three weeks after the outbreak of disease: it’s a smart setup that positions the game somewhere between traditional Clancy fare and post-apocalyptic works like The Last of Us or Fallout. New York is in chaos, but there’s still a semblance of order and hope. It’s up to the player to turn things around, hence the game’s tagline: what will it take to save remains?”

Kartkując numer dalej natrafimy na rodzimy wątek. W dziale „things” opisana została „smycz” z Bulletstorma jako nowość w zardzewiałym gatunku fps.

„BULLETSTORM’S ENERGY LEASH

A signature weapon that broke a host of FPS rules – and worked”

“The Leash was the perfect solution. It meant that Bulletstorm’s enemies could be as cowardly as they like and still discover they had nowhere to hide. Tellingly, in the finished game the brutes that charge straight at you pose a greater threat than those that just duck behind cover.”

Wprawdzie osobiście jestem zwolennikiem wolnych, metodycznych shooterów. To jednak trzeba przyznać ludziom z PCF, że uchylili mały lufcik do zatęchłej piwnicy FPS’ów. Smycz wydaję się fajnym rozwiązaniem na podkręcenie dynamiki i eksplozywności produkcji. Jednak jak pokazuje historia pomysł nie uzyskał poklasku branży.

*proszę przy komentowaniu brać pod uwagę subiektywizm autora tekstu.

*jakość zdjęć jest zamierzona, gdyż zależało mi na tym, aby tekst był nieczytelny. 

https://www.facebook.com/pages/Chuca/310531959044047

Chuca
22 października 2013 - 16:08