Godziny transmisji wydarzeń e-sportowych są do kitu - sathorn - 9 marca 2013

Godziny transmisji wydarzeń e-sportowych są do kitu

Jak pewnie zdążyliście się zorientować, uwielbiam e-sport. Najbardziej oczywiście Starcrafta II i League of Legends, ale jak trzeba, to i World of Tanks czy Counter-Strikem się zajaram. Chociaż wirtualne zmagania przyciągają coraz więcej entuzjastów, oglądając turnieje, czuję się jak odmieniec. Jednym z głównych powodów są... godziny transmisji.

Przyzwyczaiłem się do tego, że nie powinienem zastanawiać się nad tym i brać jak dają, bo często oglądam turnieje amerykańskie, a od czasu do czasu transmisje z Korei Południowej. Jednak w tej chwili śledzę Intel Extreme Masters World Championship, które odbywa się tuż za naszą zachodnią granicą, w Niemczech.

Jest godzina 10:55, kiedy piszę te słowa, sobota. Ostatni dzień mistrzostw, najciekawsze mecze. Zamiast siąść wieczorem przy piwku, siedzę przy drugiej kawie i walczę z wyrzutami sumienia, bo powinienem się uczyć, albo robić coś konstruktywnego. Niestety – ESL skazało mnie na kilka dni siedzenia w domu.

Rozumiem, że to pod pewnymi względami kwestia niezależna od organizatorów. W tym przypadku są przecież ograniczeni godzinami otwarcia hal targowych, na których odbywa się CeBIT. Zaraz, zaraz. Czy aby na pewno? Wielki finał w League of Legends zaplanowany jest dzisiaj na godzinę 12:25, a w Starcrfta II na 15:30. W poprzednie dni rozgrywki odbywały się do wczesnego wieczoru – o ile dobrze pamiętam koniec następował koło 19-20. Czyli da się. Momentalny risercz w sieci – targi otwarte są do 18:00.

Okej, biorę też pod uwagę, że trzeba brać pod uwagę rynki pozaeuropejskie – oni też przecież oglądają. Pomijam już fakt, że jeżeli ustalamy grafik pod Azję, to czemu by nie zrobić tam finałów?

 Sprawdźmy godziny:

Finał League of Legends (12:25 CET):

  • Nowy Jork – 6:25
  • Los Angeles – 3:25
  • Tokio – 20:25

Finał Starcrafta II (15:30 CET):

  • Nowy Jork – 9:30
  • Los Angeles – 6:30
  • Tokio – 23: 30

Dziwne godziny transmisji nie dotyczą tylko Intel Extreme Masters, ale większości turniejów. To powszechna choroba wieku dziecięcego e-sportu. LCS stara się z tym walczyć, ostatnio też im sięgrafik posypał i pojawiło się w harmonogramie kilka znienawidzonych kolosów, rozpoczynających się o godzinie 12:00.

Pomijając godziny transmisji, kocham IEM. Finały siódmego sezonu są jeszcze lepsze od  szóstego, nie wspominając o tym, że trzeba mieć sentyment do ligi, która miała swój przystanek w Polsce. ESL robi kawał roboty, ale posłodzę im w innym wpisie, podsumowującym ostatnie dni siódmego sezonu Intel Extreme Masters.

Póki co - Jarett Cale śpiewający Lady Gagę na scenie. Serio :)

Jeżeli podoba Ci się mój materiał to będę Ci wdzięczny, jeżeli polubisz mój fanpage na Facebooku, może nawet zasubskrybujesz mój prywatny profil, albo zafolołujesz mnie na Twitterze. Wrzucam tam sporo rzeczy, które nie pojawiają się na Gameplay'u. Reaktywowałem też niedawno swojego prywatnego bloga.

sathorn
9 marca 2013 - 11:29