Minęło już dobre kilka dni od wielkiego finału, siódmego sezonu Intel Extreme Masters w Hanowerze. Emocje opadły, kurz po potyczkach Koreańczyków również. Pora na konkluzję. Nie tylko samego zwieńczenia rocznych zmagań, ale całego sezonu 2012/2013.
Zacznę od tego, co mi się podobało w siódmym sezonie Intel Extreme Masters, a podobało mi się bardzo dużo. Przede wszystkim, warto odnotować podniesienie puli nagród o prawie 40 000 dolarów (około 6-7%).
Trzeba przy tym zaznaczyć, że zmniejszono liczbę platform z trzech do dwóch - pożegnaliśmy się z Counter-Strikiem. Na dobre czy złe? Scena CSowa w swoich żalach i złożeczeniach nie zauważa, że statystyki są nieubłagane - dziesięć tysięcy osób na streamie to w tej chwili niezbyt wiele, ale z doświadczenia wiem, że ciężko to "ceesiakom" przetłumaczyć, bo oni wiedzą swoje i ich zdaniem "Wszyscy grają. Wszyscy.".
Wracając do tematu. Na plus zmienił się poziom komentowania i generalnie, profesjonalizm relacji z wydarzeń. Poza samymi komentatorami pojawiły się „analysis desk”, czyli loże eksperckie, które pomiędzy meczami wyjaśniały krok po kroku, dlaczego wynik był taki, a nie inny. Brakowało tylko Gmochowego „he he he”.
W ogóle mam wrażenie, że zatrudniono więcej osób, a te które już znaliśmy, mocno się wyrobiły. RotterdaMa w końcu da się słuchać, bo przezwyciężył swój mocny akcent, podobnie jak Khaldora. Nie wiem też czy to kwestia samych prowadzących czy może zawodników, ale wypowiedzi pro-gamerów w udzielanych wywiadach w tym roku stały się nieco bardziej... składne. Widać, że obie strony wiedzą już na czym stoją i że stoją mocno.
Przy okazji chciałbym zauważyć, że Intel Extreme Masters tworzy chyba najbardziej wyluzowana ekipa na scenie e-sportowej. Wiem, że pokazywałem już Jaretta Cale, śpiewającego na scenie utwór Lady Gagi, ale warto to pokazać jeszcze raz.
Nie podobało mi się oczywiście to, że nie było przysanku w Chinach, chociaż to oczywiście nie jest wina organizatorów. Napięć politycznych między Krajem Środka, a Japonią nie dało się przewidzieć.
Chciałbym też, żeby w przyszłym sezonie było więcej samodzielnych wydarzeń Intel Extreme Masters. Po tym, jak zobaczyliśmy imprezę w Katowicach – z trybunami na wiele tysięcy osób, widok transmisji z hali targowej, z rozstawionymi plastikowymi krzesełkami, nie robi wrażenia. Oczywiście ciężko spodziewać się, że po jednym sukcesie Turtle Entertainment porzuci swój dotychczasowy sposób organizowania imprez i rzuci się jak oszalałe na wszystkie hale widowiskowo-sportowe na świecie. Mam jednak nadzieję, że w sezonie 2013/2014 będą chociaż dwa wydarzenia tej skali co na Ślunsku.
Przy czym jedno powinno być finałem. Rozumiem, że z CeBITem łączy Intel Extreme Masters długa historia, ale konkluzja całego sezonu powinna być chyba najbardziej spektakularna ze wszystkich wydarzeń, prawda? Ostatni rozbłysk, podsumowujący cały rok i rzucający świat na kolana, etc. Po Katowicach scena e-sportowa była olśniona i rozentuzjazmowana. Po dwóch kolejnych przystankach IEM wszystko wróciło do normy – do szarej codzienności pracy u podstaw.
Nie podobały mi się też godziny transmisji wielkiego finału, ale o tym pisałem już poprzednim razem.
Szósty sezon IEM był po prostu niesamowity, pod wieloma względami. Nie przyniósł zupełnie nowej jakości, ale postawiono kilka kamieni milowych, a w innych aspektach nastąpił silny rozwój. Jestem pewien, że sezon siódmy będzie jeszcze lepszy, bo ESL ma „momentum”, wiatry wieją w dobrą stronę, twórcy gier chcą inwestować własny kapitał, a rynek patrzy na e-sport ciepło. To będzie dobry rok.
Jeżeli podoba Ci się mój materiał to będę Ci wdzięczny, jeżeli polubisz mój fanpage na Facebooku, może nawet zasubskrybujesz mój prywatny profil, albo zafolołujesz mnie na Twitterze. Wrzucam tam sporo rzeczy, które nie pojawiają się na Gameplay'u. Reaktywowałem też niedawno swojego prywatnego bloga.