Re - Volt - myrmekochoria - 18 kwietnia 2013

Re - Volt

Ten wpis mógłby podpaść pod kategorie demonstracyjnego czaru, ale miałem przyjemność grania w pełną wersję Re – Volta. Nigdy nie przepadałem za wyścigami, no może poza druga odsłoną Colin McRae Rally, w której przemierzałem odcinki specjalne, z niebywałą gracją dodajmy, starym Mini Cooperem. Po zagraniu w demo Re – Volta, znalezionego na jakiejś zapodzianej płycie z zapomnianego już magazynu, wiedziałem, że musze zagrać w pełną wersje.

Gra praktycznie się nie zestarzała, co jest wręcz niewiarygodne, ponieważ premiera gry miała miejsce w 1999 roku. Czego można spodziewać się po czternastoletniej grze? Mnóstwa zabawy. W Re – Volcie ścigamy się zdalnie sterowanymi mini samochodami, ale to nie koniec zabawy, ponieważ po poziomach rozrzucone są znajdzki, których możemy użyć, aby uprzykrzyć życie naszym przeciwnikom: olej rozlany w strategicznym miejscu może przechylić szalę zwycięstwa, petardy na kiju, które same namierzają cel, jakaś dziwna wiązka energetyczna, zniekształcająca rzeczywistość wokół nas i wysyłająca inne samochody w lot, wyładowania elektroniczne zatrzymujące na chwile przeciwników, kula do kręgli, która może zatamować ciasny korytarz. Bardzo ciekawą znajdźką jest bomba, gdy ją wylosujemy, to antena naszego pojazdu zamienia się w lont i po kilku sekundach nastąpi wybuch, no chyba, że dotkniemy innego pojazdu, wtedy przekazujemy bombę przeciwnikowi.

Modele samochodów, pomimo tak ogromnego upływu czasu jak na gry wideo, wciąż zachwycają. Mają w sobie połysk zabawek wyjętych prosto z pudełka. Mamy do dyspozycji niemal trzydzieści samochodów plus kilka ukrytych np.: pojazd w kształcie jeżdżącej pandy, wehikuł przypominający stereotypowe UFO czy samochodziki podobne do wspomnianego Mini Coopera nakręcane na kluczyk. Nie uświadczymy modelu obrażeń pojazdów, ale w tym odosobnionym przypadku nie mam żadnych problemów z brakiem zniszczeń. Każdy samochodzik ma swoje własne parametry i niemal każdy prowadzi się inaczej – każdy rodzaj jazdy został oddany w ręce graczy. Jestem wiernym fanem Adeona i RC Bandit. Dobrze trzymają się podłoża i nie są zbyt czułe na komendy.

Będziemy ścigać się na czternastu poziomach, które mogły nieco się zestarzeć, choć wciąż etapy w muzeum, „Toyworld”, „Toytanicu”, typowym mieście wyjętym z westernu wyglądają pięknie. Poblask kafelków w muzeum, laserowe zabezpieczenie eksponatów stanowiące metę, model układu słonecznego,  klocki z literami przeznaczone na przeszkody, deski na pokładzie statku, szyb kopalni. Jestem zaskoczony tym, że Re – Volt się nie postarzał.

Warto pochwalić grę za fizykę świata. Poślizgi, wybuchy petard (które notabene wyglądają pięknie, podobnie zresztą jak celowniki pojawiające się na samochodach), kolizje i podniebne ewolucje czasem zachwycą lub wprawią w osłupienie. Można później je obejrzeć w całkiem ciekawie zaprojektowanym instant replayu.

Słyszałem, że fani gry kupili kod źródłowy gry i wydadzą nową wersje, co napełnia moje serce tkliwością.  Gdy wszystkim staram się opisać Re – Volta, to odpowiadają, że grali Stunt GP, ale nigdy o tej grze nie słyszeli. Jeżeli zatem lubicie wyścigi, w których można użyć salwy petard, to Re – volt jest dla Was. Być może niektórym przypomni się czas spędzony z Micro Machines wydanych niegdyś na NES.

myrmekochoria
18 kwietnia 2013 - 13:46