Najnowszy film Mariusz Pilsa stara się pokazać dobrą twarz osobników nazywanych w mediach pseudokibicami. Z jednej strony ich wybiela, z drugiej pokazuje, że naprawdę nikt inny nie chce dotrzeć do tego co fanatycy piłkarscy robią dobrze i za co należy być im wdzięcznym.
Nie będę tu wchodził w kwestie tego czy lepiej jest mi na lewo czy na prawo. Każdy na kogo życie źle wpłynęła polityka wie, że nie ma u nas obecnie czegoś takiego jak dobry wybór, jest tylko ten który wydaje się bardziej racjonalny. Kibice ruszyli jednak na wojnę z premierem i vice versa, co można lepiej zrozumieć właśnie dzięki dokumentowi „Bunt Stadionów”.
Widać w nim ludzi myślących, pamiętających o historii, bez wątpienia patriotów, którzy mają wszelkie przesłanki ku temu, by czuć się dyskryminowanymi przez dziennikarzy. Chcą móc wygłaszać swoje hasła w wolnym kraju, ale nie chcą odpowiedzialności zbiorowej… w wielu momentach porównuje się ich walkę o przeszłość do bohaterów walczących o naszą wolność. I choć z pozoru ta pierwsza sprawa wydaje się błaha przy drugiej, to jednak faktycznie czuć tego ducha w twarzach przykrytych szalikami. Film ma prostą wiadomość do przekazania „nie jesteśmy tak źli jak myślicie” i faktycznie trzyma się tej myśli, podając argumenty, których nie sposób podważyć, tak samo jak szokujących według mnie nagonek i wymuszeń policji, solidnie kolorowanych w gazetach.
Piłka nożna zawsze gromadziła wokół siebie ludzi z przeróżnych środowisk, często miłość do niej przekazywana jest przez domową tradycję, przez barwy widoczne w swym sąsiedztwie, przez pokazywanie swej przynależności do miasta. To uczucie korzenności jest nieugięte, nieprzekupne, trzymające się twardo swoich zasad – dlatego właśnie jest takie niewygodne dla osób, które żyją z kłamstw i nadużyć. Kibice jednoczą się najmocniej, ale też najłatwiej w nich uderzyć. Potrafią się między sobą wyzywać, pobić, zniszczyć kawałek okolicy… ale to zawsze jest ich ułamek. Ułamek niepożądany, bo blokujący chęć dialogu innych stron mogących zasłaniać się prawem.
I chyba właśnie tu leży problem, w tym, że poza pewnymi wartościami (mocno chrześcijańskimi) dalej komuś dzieje się krzywda przez jego barwy. Gdyby nie to, cała rewolucja na której zależy bohaterom filmu miałaby większe szanse powodzenia. Z drugiej strony, do tego by być tak oddany potrzebna jest wielka pasja, pasja przez którą puszczają nerwy – gdy widzi się nasze stadiony, reprezentacje, ligę… ale też kraj, podatki i politykę. A kibice są najbardziej pamiętliwym i bezpośrednim głosem jaki każdy z nas może usłyszeć co tydzień na stadionie.
Dobrze, że ktoś zrobił taki materiał – czas nieco oczyścić imię fanatyków. Wciąż jednak czekam na dyskusję i opracowanie tego „zagadnienia” tak, by pokazać w spójnej formie jego wybryki i zasługi. Myślę jednak, że dopóki istnieć będzie blokada medialna nigdy do tego nie dojdzie. A mamy przecież wolny kraj.