Wampir z MO - evilmg - 14 czerwca 2013

Wampir z MO

Moda na wampiry ciągle trwa to i nasz samozwańczy Wielki Grafoman musiał dołożyć do tego swoje (kolejne!) trzy grosze. Spokojnie, spod palców Pilipiuka nie wyszedł kolejny romans wampiryczny, bo komu jeszcze jeden potrzebny? "Wampir z MO" to kontynuacja "Wampira z m-3" czyli swojskiej opowieści o niezbyt mrożących krew w żyłach krwiopijcach, którzy w przeciwieństwie do swoich krewniaków nie zmagają się z egzorcystami (nawet amatorami), ale mają zdecydowanie bardziej przyziemne problemy związane z życiem w PRL-u.

Ciężko żyć w socjalistycznym kraju. Zwłaszcza jeśli... system uparł się dowieść, że nie istniejesz. Wszak jeśli ani Marks ani Lenin nie pisali o wampirach to znaczy, że tak one jak i cała reszta nadprzyrodzonej ferajny nie istnieją. Wszelkie odstępstwa od teorii powinny zostać naprostowane przy użyciu dużych ilości srebra, drewnianych kołków, pałek i ciężkich buciorów. Szczęściem rozporządzenia władzy są skutecznie temperowane przez służby powołane do zwalczania obywateli, którzy nie chcą przejść na zgodny z koleją rzeczy wieczny odpoczynek. Ktoś zwyczajnie doszedł do wniosku, że jeśli wyeliminuje się wszystkie stworzenia niezgodne z oficjalnym obrazem świata to ludzie odpowiedzialni za ich eksterminację stracą wygodne posadki. Efektem jest dziwaczny układ, w którym obok siebie egzystują ludzi, wampiry, utopce, zombie i diabli wiedzą co jeszcze. Życie zwyczajnego obywatela jest ciężkie, trzeba kombinować jak koń pod górkę, a teraz wyobraźcie sobie, że tak jak Marek, Gosia i Igor, czyli główni bohaterowie tego zbioru opowiadań, jesteście wampirami i do zwyczajnych problemów dochodzą jeszcze te, które nie dają się załatwić przy pomocy łapówki wręczonej komu trzeba.

 

Na "Wampira z MO" składa się 11 humorystycznych opowiadań pełnych zwariowanych rozwiązań i zaskakujących pomysłów. Całość podlana została oczywiście wieloma nawiązaniami do popkultury. Gwoździem programu są dość złośliwe nawiązania do "Zmierzchu". Czemu złośliwe? Cóż, Pilipiuk kreuje własną wizję wampirów tam występujących i nie zostawia na nich suchej nitki bombardując czytelnika zabawnymi interpretacjami tego co wydarzyło się w romansidle pani Meyer. Prócz naśmiewania się z współczesnej konwencji książek o wampirach dostajemy też całkiem zabawną wizję naszego kraju sprzed kilkudziesięciu laty. Znalazło się też miejsce dla humoru nieco bardziej uniwersalnego, ale ten niestety okazał się być miejscami wtórny i jeśli ktoś czytał poprzednie książki Pilipiuka bez trudu znajdzie żarty, które już gdzieś tam były.

 

Na przestrzeni niecałych 480 stron możemy śledzić zmagania głównych bohaterów z upierdliwymi urzędasami, niezmiernie durnymi przedstawicielami służb porządkowych, własnym pechem, a czasem i z własną... głupotą, bo trzeba przyznać, że Gosia intelektem nie grzeszy za co niejednokrotnie jej się oberwie. Co tu dużo mówić, jeśli jesteście fanami Pilipiuka to książkę trzeba koniecznie przeczytać. Warto po nią sięgnąć też jeśli szukacie jakiejś lekkiej i zabawnej lektury. Ah, byłbym zapomniał – opisywana książka zawiera śladowe ilości Jakuba Wędrowycza.  

evilmg
14 czerwca 2013 - 23:17