Dwa filmy o tym samym tytule. Jeden sprzed 23 lat, drugi z połowy zeszłego roku. Czy warto zobaczyć obie produkcje, czy może jedna Pamięć Absolutna to już za dużo?
Klasyczną Pamięć Absolutną pamiętałem jak przez mgłę z czasów dzieciństwa, kiedy to w modzie były kasety VHS i filmy ze Schwarzeneggerem. Pomysł na zrobienie remake'u kultowej produkcji science-fiction wydał mi się trochę dziwny, zwłaszcza że pierwowzór do dzisiaj ma wielu fanów. Na nową wersję filmu nie poszedłem do kina, ale postanowiłem obejrzeć go jak tylko uda mi się zdobyć wersję na Blu-raya. Co więcej, gdy tylko wszedłem w jego posiadanie postanowiłem zrobić sobie mały maraton: najpierw klasyka lat dziewięćdziesiątych a zaraz potem efekciarska hollywoodzka produkcja. Jak sprawdziła się ta mieszanka?
Muszę przyznać, że całkiem nieźle. Od lat nie oglądałem filmów z byłym gubernatorem Kalifornii, więc zapomniałem jak można się przy nich uśmiać. Nie inaczej było z Pamięcią Absolutną. Choć film lekko się już zestarzał, to całkiem przyjemnie się go ogląda. Oczywiście trzeba mu wybaczyć przestarzałe efekty specjalne, sztampową grę niektórych aktorów i kilka dziwacznych luk w fabule, jednak mimo wszystko film wciąga od początku do samego końca. Ma swój niepowtarzalny klimat, jest brutalny i pełen scen, które zapadają w pamięć na długi czas. Nawet sam Arnie w głównej roli wypadł całkiem nieźle.
Remake z Colinem Farrellem w roli głównej to zupełnie inny film. Przed seansem nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo różnić się będzie od pierwowzoru. Najbardziej zdziwiło mnie to, że akcja rozgrywa się wyłącznie na Ziemi a wątek z rebeliantami na Marsie został kompletnie zmieniony. I tak zamiast Czerwonej Planety mamy dwa rywalizujące mocarstwa na naszej planecie. Początkowo byłem zawiedziony tak radykalnym zmianom, ale koniec końców to właśnie dzięki nim film ogląda się dobrze znając jego pierwowzór. Chyba tylko postać Douglasa Quaida, czyli bohatera filmu, oraz fabularne zwroty akcji nie zostały zmienione. Plus należy się również za grę aktorską, choć Colin nie dorównał Schwarzeneggerowi, to Bryan Cranston, którego uwielbiam za serial "Breaking Bad", sprawdził się znakomicie. Efekty specjalne również prezentują wysoki poziom.
W nowej wersji najbardziej brakowało mi czarnego humoru oraz bardziej brutalnych scen. Wstawki Arnolda w niektórych scenach są naprawdę zabawne i wiele razy się przy nich uśmiałem. Do tego twórcy nie bali się pokazać oderwanych rąk, latających nóg czy ostrych przedmiotów wbijanych w głowę... Pod tym względem nowa wersja jest zbyt grzeczna, ale cóż, takie zasady dziś panują w hollywoodzkich obrazach.
Podsumowując: osobiście polecam obie wersje. Klasyczną, jeśli chcecie odświeżyć sobie pamięć i powrócić do dawnych czasów, a przy tym uśmiać się przy tym trochę. Nową, jeśli poszukujecie niezobowiązującej rozrywki z efektami specjalnymi, o której i tak szybko zapomnicie. Koniec końców, to o filmie z Arnoldem dalej pamiętać będziemy za kilkanaście lat, a "nówka" z Colinem odejdzie w absolutną niepamięć.
A Wy co myślicie o Pamięci Absolutnej? Czy nowa wersja klasycznego widowiska science-fiction była nam potrzeba?
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na Facebooku.