W każdej długiej serii gier następuje mniejsza lub większa zmiana konwencji. Czasami mamy do czynienia ze znacznym postępem i mocną zmianą stylu rozgrywki oraz contentu, tak jak zrobiło to studio Infinity Ward przy okazji Call of Duty 4: Modern Warfare, czy chociażby Battlefield 3. Zdarza się jednak, że twórcy nie mają pomysłu na mocny krok w przód(którego seria Call of Duty aktualnie potrzebuje). Wtedy dochodzi do sytuacji kryzysowych. Rynek gier jest na tyle obszerny, że każdy wykorzysta „słabość” konkurenta.
Bywa również tak, że jedynym możliwym lub racjonalnym wyjściem jest zmiana miejsca akcji, czyli konkretnie – świata przedstawionego. Takiej decyzji dokonał Ken Levine ze studiem Irrational Games przy projektowaniu Bioshock Infinite, ale również Ubisoft - w trzeciej części serii Assassin’s Creed.
Z jednej strony Ubisoftowi nie można nic zarzucić, gdyż fabularnie to wszystko ma wspólny język. Twórcy opracowali taki sposób rozgrywki, że właściwie możemy zmieniać światy jak rękawiczki – czy będzie to wcielenie się w Samuraja z feudalnej Japonii, starego Eskimosa z rejonów arktycznych, czy człowieka w przesiąkniętym cybernetyką światem – nie istotne, wspólne korzenie zawsze się znajdą i takie posunięcie w żaden sposób nie będzie mogło być nazwane absurdem.
Studio wykonało w tym roku świetny ruch – ugryzło świat tak obcy i słabo wyeksploatowany w elektronicznej rozgrywce. Świat, który zresztą tak pokochaliśmy dzięki znanemu i lubianemu filmowi Piraci z Karaibów. Na dobrą sprawę to zadziwiające zjawisko, by do tej pory żaden z ceniących się producentów nie wziął się za tworzenie tak pożądanego wręcz tematu. Fakt, nieco dziabnął klimatu Risen II, ale w ostateczności gra nie była poparta mocnym marketingiem a jej jakość mimo wszystko – pozostawiała wiele do życzenia, gdzie dynamika, efektowne pojedynki na szable, starcia okrętów, intryga… no właśnie.
Black Flag
Jakość pirackiego świata wykreowanego w Assassin’s Creed IV jest tak wysoka, że chciałoby się, by nie była to kolejna odsłona ciągnącego się tasiemca(który w końcu urósł) a nowa, osobna marka. Mamy tu bowiem wszystko, czego nauczyły I zafascynowały nas książki i telewizja w tym temacie. Specyficzny charakter pirackiego społeczeństwa – tak bardzo oddający słowa spisane w literaturze. Piękne widoki, widowiskowe starcia – te bezpośrednie na lądzie, jak i na wodzie. Mamy również – rzadko stosowany przez autorów gier – rozwinięty system nurkowania pod wodą, gdzie czekają na nas skarby czy znajdźki. Wszystko to tworzy jedną, tak bardzo pożądaną całość, której do tej pory po prostu brakowało. I jest to uniwersum, które kocha większość. To z kolei utwierdza w przekonaniu, że tak trafiony i unikalny produkt będzie dla graczy, konsumentów – obowiązkiem. W tym świecie jest jeszcze tyle do odkrycia, tyle do przekazania graczowi, że być może trylogia byłaby w stanie zaspokoić pragnienie.
Problem jednak w tym, że ten pozytywny obraz doświadczamy pod banderą znanej z innej koncepcji serii. Serii, która za rok zapomni o pirackim świecie i z powrotem wrócimy do punku wyjścia.
Ubisoft wyruszył na tak głębokie wody i zrobił to w tak dobrym stylu, że nie chce się tego porzucać, wręcz przeciwnie – jest ogromna chęć rozwijania właśnie tego klimatu. Dlatego też najlepszym posunięciem byłoby stworzenie osobnej marki, która z pewnością by się sprzedała i byłaby bez wątpienia kontynuowana. I na dobrą sprawę niewiele brakuje, by ta produkcja stała się osobnym tytułem – sam bohater asasynem nie jest – wystarczyłoby więc zmienić zestaw dostępnych mechanik, sterowanie i mimo wszystko trochę contentu. To była najlepsza szansa na stworzenie przez Ubisoft kolejnej, świeżej marki – nawet nie koniecznie w tym roku. Tymczasem seria wzbogaciła się o najbardziej wartościową odsłonę i jednocześnie ponownie zyskała zaufanie graczy, po raz kolejny wyzwoliła się z melancholijnego schematu, przez co będzie kontynuowana aż do usranej śmierci.
Pozostaje jednak nadzieja, że inne ambitne studio, zainspirowane jakością AC IV: Black Flag, weźmie sprawę w swoje ręce i dostaniemy w końcu serię o świecie pirackim, świecie w którym zawsze chcieliśmy uczestniczyć, eksploatować go do granic możliwości. Świecie który będzie rozwijany i napakowany po brzegi bogatą treścią, intrygą przyprawioną widowiskową rozgrywką.