Komu bije dzwon? - recenzja płyty Axiom zespołu Archive - Klaudyna - 28 maja 2014

Komu bije dzwon? - recenzja płyty Axiom zespołu Archive

Archive ma dobrą passę. Dwa lata temu fani mogli nacieszyć uszy With Us Until You're Dead, a teraz otrzymujemy kolejną płytę. A w zasadzie coś więcej niż płytę, bo również film oraz historię, która zostaje na długo w głowie. Archive ma za sobą projekty związane z muzyką filmową. Stworzyli ścieżkę do francuskojęzycznego obrazu - Michel Vaillant (Najlepsi z najlepszych - tak, taki fajny jest polski tytuł!), zaś nasza rodzima produkcja – Sęp, została zilustrowana istniejącymi już utworami. Najnowsza płyta - Axiom - powstała nieco inaczej. Muzyka została napisana z myślą o filmie, zaś zobrazowaniem utworów Archive zajął się hiszpański kolektyw filmowy NYSU Films. Z jakim efektem?

Pomysł na stworzenie albumu wyklarował się w momencie, kiedy członkowie zespołu nagrali dzwonników w kościele Greenwich w Londynie. Monumentalny dźwięk dzwonów podsunął koncept na cały album. 12 dni w studiu wystarczyło, by zarejestrować całość. Gdy Darius Keeler wysłał materiał menadżerowi, ten stwierdził, iż koniecznie trzeba zrobić do tej płyty film. Archive zresztą wielokrotnie spotykało się z opinią, że ich muzyka jest niezwykle "filmowa". Od słowa do słowa, na drodze zespołu stanął reżyser NYSU Films - Jesus Hernandez. W ciągu miesiąca Darius i Jesus dogadali szczegóły scenariusza.

Płytę otwiera piękny utwór - Distorted Angels. Nie dajcie się zwieść recenzjom, których autorzy twierdzą, że śpiewa tutaj Dave Pen. Ten emocjonalny, pełen pasji, smutku i goryczy zarazem głos należy oczywiście do Pollarda Berriera. To mocne otwarcie albumu, gdzie muzyka jest tylko delikatnym tłem do historii opowiadanej przez wokalistę. Tytułowy Axiom, moim zdaniem, jest kwintesencją muzyki Archive. 10-minutowy, w całości instrumentalny utwór rozpoczyna się od wspominanych wcześniej dzwonów z Greenwich. Jestem przekonana, że przewodni motyw Axiomu utkwi Wam w pamięci i będziecie sobie go odtwarzać bezwiednie – delikatne klawisze połączone z mocnym rytmem i zaśpiewem gitary brzmią naprawdę dobrze. Baptism to agresywniejsza odsłona płyty w wykonaniu Dave'a Pena, który to klimat jest zresztą kontynuowany w Transmission Data Terminate (tam usłyszymy Berriera oraz obdarzoną świetnym głosem Holly Martin). Oba te utwory to gratka dla fanów nieco mroczniejszych brzmień, a jadowity bas w tej drugiej kompozycji docenią posiadacze solidnych głośników. The Noise Of Flames Crashing jest balladą, a w tym gatunku bezkonkurencyjnie sprawdza się Maria Q – jej głos, przy akompaniamencie fortepianu, delikatnie sączy się z głośników. Shiver to najpromienniejszy utwór na całej płycie, a "don't turn away" będziecie sobie podśpiewywać jeszcze długo po zakończeniu odłuchu. Wszystko zamyka Axiom (Reprise) – ponowne, bardzo filmowe odwiedziny motywu przewodniego. Takie napisy końcowe dla całego albumu.

Jak bym podsumowała tę płytę? Archive daje nam siebie w najlepszym wydaniu, jednak nie wprowadzając żadnych nowatorskich, czy zaskaujących rozwiązań. Przy poprzedniej płycie można było czuć się nieco zaskoczonym - chociażby obecnością nowego wokalu. Tutaj mamy do czynienia ze starym, dobrym Archive. Nie można traktować Axiom jako pełnoprawnego albumu. Płyta trwa zaledwie 39 minut, więc wrażenie niedosytu dla każdego fana będzie chyba naturalne. To tylko i aż taki "mały" poboczny projekt.

Przypuszczenia, jakie snułam w tekście zapowiadającym Axiom, sprawdziły się. Autor Axiom: The Movie, Jesus Hernandes, rysuje czarno-białą antyutopię. Filmowe wcielenie albumu w jednym rzędzie można postawić z 1984 Orwella, Equilibrium, czy Brazil Gilliama (choć niekoniecznie mowa tu o jakości, a raczej o ponurym klimacie).

Axiom jest miastem stworzonym przez Johna Preachera – przywódcę. Przeżywszy III wojnę światową, Preacher odnalazł małą wysepkę pośrodku zapomnianego morza z wielką dziurą w ziemi – to właśnie tam postanowił stworzyć miasto, które chronić przed złem świata ma wielki dzwon oraz jego echo. Silny strumień dźwiękowy eliminuje niepożądane jednostki. Ambicja oraz chęć zaspokojenia własnych przyjemności członków społeczności kontrolowana jest farmakologicznie. Każdy jest pod stałą obserwacją. Jak w każdej antyutopii – nie brakuje buntowników, pod których postacią występują Zdeformowani Aniołowie. Aniołowie czekają również na swego zbawcę – Czarnego Ikara.

Film podzielony jest na rozdziały. Każdy rozdział odpowiada jednemu utworowi. NYSU wraz z Archive dają nam prawdziwą ucztę dla zmysłów. Wysmakowany obraz połączony z fantastyczną muzyką. Historia zachwyca, przejmuje, budzi czasem niesmak i niepokój (tutaj mam na myśli szczególne rozdział III – Baptism, który może wywołać drescz lub dwa). Myślę, że wrażenia muszą być spotęgowane w momencie, gdy komuś dane będzie obejrzeć film na dużym kinowym ekranem z akompaniamentem na żywo.

Jeśli macie ochotę, całego albumu możecie posłuchać na Spotify. A poniżej zwiastun filmu oraz rozdział pierwszy – Distorted Angels.

Klaudyna
28 maja 2014 - 21:41