Opisywałem już swój pogląd na growe horrory, jednak na tym temat się nie kończy. Nawet wśród gier spoza gatunku możemy trafić na takie, które za cel ustanowią sobie jednorazowe przyprawienie nas o zawał. Trudno w końcu o lepszy sposób na przestraszenie gracza, niż danie mu do ręki gry, która w żaden sposób nie zwiastuje tego, co ma dla nas w zanadrzu. Ot kolejny FPS, albo gra akcji, jakich wiele. Dzięki temu moment, w którym zostaniemy w bezlitosny sposób wyprowadzeni z błędu, skutecznie wryje nam się w pamięć. Oto lista sześciu strasznych momentów z gier nie będących horrorami.
Kolejność jest całkowicie losowa.
Gothic 2 – Poszukiwacze
Dzisiaj nie robią oni absolutnie żadnego wrażenia, ale pierwszy raz grając w tę grę, rozkoszując się jej przyjemnym klimatem, spotkanie z Poszukiwaczem było jak uderzenie w łeb. Dawali nam do zrozumienia, że możemy sobie być bohaterem dobra, ale siły zła mają nas na oku, gdziekolwiek się nie udamy. I nienawidziłem tych sukinsynów. Byli jak czarna dziura, stojąca na środku drogi i zakłócająca idealną harmonię otoczenia. I trudno mi dzisiaj powiedzieć, dlaczego każdego napotkanego Poszukiwacza starałem się ominąć jak najszerszym łukiem. Prawdopodobnie jest to zasługa aury tajemnicy, jaka otaczała te zakapturzone indywidua. Długo można było rozmyślać skąd się wzięli i kim byli, zanim wstąpili w szeregi sługusów Beliara. Pobudzało to naszą wyobraźnię, a nie trzeba powtarzać, jak wielką rolę odgrywa wyobraźnia w straszeniu graczy.
Max Payne – Halucynacje
Ta gra zdecydowanie zostawiła mi skazę na psychice. Max i bez tych narkotycznych wstawek odznaczał się atmosferą gęstą jak smoła, jednak siadając do tej gry spodziewałem się najzwyklejszej strzelaniny. Jakież było moje zdziwienie, kiedy gra rozpoczęła się sceną wymordowania rodziny głównego bohatera, które to wydarzenie nawiedzało go przez całą długość rozgrywki. I były to sekwencje naprawdę skutecznie zapisujące się w pamięci. Max ponownie przeżywał śmierć żony i dziecka, a klimat i niepokój dosłownie wylewały się z monitora. Zdecydowanie brakuje obecnie gier w takich klimatach.
Thief – Szpital psychiatryczny + więzienie.
Mówiąc szczerze, nie miałem za bardzo styczności z serią Thief. Grałem krótko w część trzecią, a pozostałe znam tylko z filmików i recenzji. Trzeba jednak wspomnieć o tej serii, gdyż w każdej odsłonie pojawiają się mniejsze lub większe elementy horrorowe. I nie inaczej jest w najnowszej części, kiedy Garrett odwiedza opuszczony azyl dla psychicznie chorych, połączony z więzieniem. Gra wtedy zaczyna stopniowo zmieniać atmosferę na taką, jaką znamy z dreszczowców. Po zejściu na niższe poziomy staje się już horrorem podobnym nieco do Outlasta. Raczy też gracza kilkoma całkiem sprytnymi straszakami. Nie ma tutaj oczywiście przytłaczającego mroku i grozy, ale wciąż jest to całkiem miła sekwencja, pasująca idealnie do klimatu gry.
Vampire the Masquerade: Bloodlines – Ocean House Hotel
Doskonały przykład jak powinno się robić straszne momenty. Gracz otrzymuje polecenie rozwiązania problemu ducha, nawiedzającego nadmorski hotel. Problem okazuje się nieco większy niż się spodziewamy, bo życie uprzykrzać nam będzie tak naprawdę cały budynek. Gra zamienia się wtedy w pełnokrwisty horror, rzucający w nas całym arsenałem strasznych sztuczek. Od przewracających się przedmiotów, przez trzęsące się meble, po upiorne krzyki. W tle przewija się duch zamordowanej kobiety, która niejednego gracza przyprawiła o zawał, a historia jej śmierci – wyraźnie zainspirowana Lśnieniem – to klucz do rozwiązania całego problemu. Zdecydowanie jeden z najsilniejszych momentów w całej grze.
Half-Life 2 – Ravenholm
Mój osobisty koszmar i do dziś nie jestem pewien jak przeszedłem ten etap. Jako arachnofob zawsze miałem problem z headcrabami z Half-Life’a i tym ich skakaniem na twarz, więc kiedy okazało się, że czeka mnie cały poziom wypełniony po brzegi tylko i wyłącznie tymi stworkami – i to w trzech wersjach – w głowie miałem tylko jedną myśl – „Nope, nope, nope”. Należą się jednak gratulacje za pomysł - miasto opanowane przez „głowokraby” jest w każdym calu tak upiorne jak to sobie wyobrażamy. Twórcy chcieli stworzyć coś okropnego i ich cel został osiągnięty.
Batman: Arkham Asylum – Scarecrow
Pierwsza część serii Arkham sama w sobie była zaskoczeniem. Większość obawiała się kolejnej średniej gry na licencji, a dostaliśmy produkcję niemal idealną. Twórcy całkowicie pojechali po bandzie, co najlepiej obrazują właśnie etapy Stracha na Wróble. Wszyscy pamiętają z pewnością swoją reakcję, kiedy gra im niespodziewanie „scrashowała”, a z każdą następną sekundą było jeszcze lepiej. Ten chwyt twórcy zaczerpnęli ze swietnego Eternal Darkness i był to strzał w dziesiątkę. Jednak pytanie brzmi: czy uda im się osiągnąć jeszcze lepszy efekt w Arkham Knight? Scarecrow ma grać pierwsze skrzypce i wszyscy czekają z nadzieją, że ponownie zostaną zwaleni z nóg. Czas pokaże.
To tyle ode mnie. Liczę, że jeszcze niejedna gra w przyszłości posunie się do takich zagrywek. Na razie jednak poczekam na premierę Alien: Isolation, a do tego czasu zrobię sobie chyba przerwę od horrorów.