Myślisz "mafia w telewizji", pojawiają się Sopranos. To skojarzenie tak nierozłączne jak postać Adama Małysza względem skoków narciarskich czy Roberta Kubicy i Formuły 1 - podświadome, zakorzenione, wydawałoby się - nie do wyparcia. Sami wiecie jednak doskonale, że w czasach, kiedy kultura popularna rozprzestrzenia się w tak monstrualnym tempie i może ją tworzyć każdy w byle jakim zakątku Ziemi, szybko okazuje się, że walą się niczym domek z kart nasze dotychczasowe wyznaczniki jakości. Może jest jeszcze nieco zbyt wcześnie na wydawanie etykiet w stylu "pogromca Rodziny Soprano", ale rok 2014 niewątpliwie przyniósł nam tytuł, który może zachwiać hegemonię serialu HBO.
Mowa tutaj o serii Gomorra, stworzonej na potrzeby telewizji Sky Italia, która nawet pomimo tego, że wymaga uiszczania opłaty za dostęp do swojej zawartości, gromadziła co wtorek rekordową liczbę 1,2 miliona widzów. Ci siadali przed telewizorami nie po to, aby oglądać kolejną wariację tańczących/śpiewających gwiazd/ludzi z ulicy, ale w celu śledzenia brutalnej, włoskiej rzeczywistości taką, jaką jest. Wizerunek gangstera wyewoluował, a mafia stała się znacznie bardziej rozważnym i wpływowym elementem życia na Półwyspie Apenińskim. Brak już szalonych zabijaków, jakby żywcem wyjętych z filmów Coppoli czy Leone, bo zastąpili ich albo wyrafinowani biznesmeni, zaangażowani jednak w interesy splamione krwią niewinnych ludzi, albo cyngle, którzy nie chowają się za garniturami i drogimi cygarami, lecz chadzają zwyczajnie w tłumie, kompletnie się nie wyróżniając.
Serial Gomorra prezentuje mafię neapolitańską prawdopodobnie jako rozkraczoną między tym stereotypem bezwzględnych morderców a bliższym prawdzie wizerunkom ludzi, którzy równie dobrze mogliby pracować w piekarni, banku albo na stacji paliw. Włochy są bodajże najprędzej kojarzone ze spaghetti czy pizzą, ale najwidoczniej gotowanie tychże smakołyków okazało się dla wyjętych spod prawa bohaterów zbyt mało lukratywnym biznesem, toteż zwrócili się w stronę owej drugiej, najbardziej powszechnej asocjacji. Mafii.
Akcję tego telewizyjnego show, produkowanego przy współpracy z Roberto Saviano - urodzonym w Neapolu pisarzem, który upodobał sobie właśnie temat rodzimej kamorry, obserwujemy najczęściej z perspektywy młodego zbira - Ciro di Marzio, który jest gdzieś po środku mafijnej hierarchii. Nie grozi mu sprzedawanie heroiny na grożących zawaleniem blokowiskach, ale poczeka również trochę na możliwość pstryknięcia palcem i kupienia w tej samej chwili Mercedesa każdemu ze swoich bliskich. Chyba że...
No właśnie - Ciro jest świadkiem tego, jak w posadach trzęsie się tak sprawnie działająca dotychczas struktura, promująca don Pietro Savastano jako tego, którego personalia budzą lęk w najdalszych zakątkach Włoch. Rola szefa tak skomplikowanej organizacji przestępczej jest jednak bardzo wymagająca, toteż nie zdziwcie się, kiedy potężnego, ale wyraźnie już siwego mężczyznę będą dręczyć liczne problemy. Zwłaszcza, że ciężaru z ramion nie zdejmuje mu wyjątkowo nierozsądny syn Genny, będący pośmiewiskiem wśród innych gangsterów, obawiających się, że w razie ewentualnego kryzysu na tronie usiądzie właśnie nieporadny grubasek. Jak bardzo daleko mu do archetypu mężczyzny zdolnego, aby normalnie funkcjonować wewnątrz mafii, widz przekona się całkiem szybko.
I choć jako wielki fan Rodziny Soprano starałem się dostrzec jakieś powielone wzorce kreowania postaci, było mi pod tym względem naprawdę trudno. Twórcy serialu nie muszą czerpać od konkurencji, bo scenariusze odcinków i profile psychologiczne bohaterów prawdopodobnie pisze im historia, ta mniej lub bardziej odległa. Wskazuje ona na to, że brakuje już miejsca dla przerysowanych, pełnych fantazji bandziorów, którzy raz na jakiś czas chcieliby wykrzyczeć jakiś legendarny tekst, godny samego Tony'ego Montany. Ci goście wiedzą, że pozwalanie swoim kobietom na publiczne pojawianie się w futrach z norek nie jest dobrym pomysłem, z drugiej strony nie znaczy to, że nie pozwolą sobie oni na jakikolwiek kontrolowany przepych. Robią, czego się od nich wymaga.
Policja czyha jednak na jakiekolwiek potknięcie kamorry i każdy jest tego świadomy, nawet kobiety, pozornie odsunięte daleko poza brudne interesy, w praktyce jednak będące w wielu wypadkach solidną podporą dla ich męskich umysłów, zakatowanych drastycznymi wspomnieniami. Obawiam się, że te mogą pojawić się w głowach również tych nieco mniej odpornych na przemoc widzów, bo Sky Italia nie bawi się w żadne półśrodki. Ba, notorycznie dostaje za to naturalistyczne podejście burę, bo niektórzy uważają, że w czasach, kiedy Włochy starają się wyjść na prostą i wskazać poprawny kierunek dla podatnej na wpływy młodzieży, nie powinno się w żaden sposób promować mafii.
Dobra wiadomość jest taka, że telewizja Cinemax już 1 listopada umożliwi żądnym solidnej dawki napięcia widzom obejrzenie pierwszego z dwunastu odcinków Gomorry, więc oczekiwanie wcale nie będzie trwało długo. Nawołuję do pozbawionej spoilerów dyskusji, dajcie znać, jakie są Wasze ulubione teksty kultury traktujące o włoskich organizacjach przestępczych. Arrivederci!