Mark Watney jest inżynierem botanikiem, członkiem kilkuosobowej wyprawy na Marsa i prawdopodobnie pierwszym człowiekiem, który tam umrze. Po tym jak zgubił się w trakcie marsjańskiej burzy piaskowej, która zmusiła pozostałych astronautów do ewakuacji z planety, został zupełnie sam. Przeżył, ale szanse na ratunek ma niewielkie. Koledzy sądzą, że zginął. NASA również nie ma wątpliwości co do jego losu. Mark Watney został sam jak palec, mając do dyspozycji jedynie nieuszkodzony hub, kilka kombinezonów, trochę części z lądownika, dwa marsjańskie łaziki i dziesięć ziemniaków. Niby dużo, gdyby wybrać się z tym ekwipunkiem na Mazury względnie na Saharę. Ale na Marsie to żałośnie niewiele. Mark Watney ma jednak coś, czego brak przeciętnemu turyście. Mianowicie wiedzę, wolę przeżycia i pomysłowość MacGyvera. Czy uda mu się szczęśliwie wydostać z tej ogromnej pułapki?
Marsjanin jest debiutem literackim Andy’ego Weira, z wykształcenia programisty, który przed laty brał udział między innymi przy produkcji gry Warcraft 2. Autor z wydaniem swojego debiutanckiego dzieła zmagał się niczym jego bohater z marsjańskimi trudnościami. Książka początkowo powstawała w odcinkach, z którymi można było zapoznać się zupełnie za darmo na stronie internetowej. Z czasem trafiła do księgarni sklepu Amazon w formie elektronicznej, by wraz z oszałamiającą popularnością na liście bestsellerów wyjść w końcu drukiem. W Polsce ukazała się nakładem wydawnictwa Akurat.
Szczerze przyznam, że tym co przyciągnęło mnie z początku do tego tytułu była jego okładka. Zabawne, nie? Nie oceniaj książki po okładce, mówi się. Wcześniej o Marsjaninie nie słyszałem,. Bardzo przeciętny obrazek przedstawiający astronautę w burzy piaskowej i wtedy i teraz nie wydaje mi się szczególne atrakcyjny. A jednak coś zaiskrzyło. Książki wtedy nie kupiłem, ale ta okładka tak wbiła mi się w mózg, tak wierciła w nim dziurę, że w końcu nie wytrzymałem i szerzej otworzyłem portfel.
Pomimo, że dzieło można zaliczyć do nurtu twardej fantastyki (chociaż właściwie trudno w jego przypadku mówić o fantastyce, bo wszystko to, czego jesteśmy świadkami na kartach powieści mogłoby wydarzyć się w rzeczywistości) to osoby na co dzień nie będące fanami tego gatunku mogą po tę pozycję sięgnąć. Mimo, że praktycznie bez przerwy czytelnik bombardowany jest opisem doświadczeń chemicznych (przynajmniej przez kilka pierwszych rozdziałów), marsjańskiej fizyki i technicznym żargonem, nie ma problemu z przyswojeniem tych wiadomości. Główna zasługa leży tutaj w osobowości głównego bohatera, który przytrafiające mu się sytuacje spisuje w formie dziennika. Przez większość czasu narracja odbywa się w formie pierwszoosobowej. Mark Watney, pomimo ciężkiej sytuacji w jakiej się znalazł, nie traci poczucia humoru, stara się podchodzić do wszelkich problemów z ogromną dozą optymizmu. Facet ma charyzmę, jego przemyślenia są interesujące, a pomysły twórcze i jednocześnie szalone. Zresztą czy będąc pesymistą ktokolwiek byłby w stanie spędzić miesiąc w szczelnej kabinie łazika, w której oprócz stosów gratów piętrzą się także foliowe torebki z własnymi odchodami?
Planując przygody Watneya na Marsie autor musiał się mocno napracować, aby wszelkie sytuacje oraz ich rozwiązanie były autentyczne i faktycznie możliwe w realizacji przy pomocy skromnych środków jakimi dysponuje bohater. Jako laik w tym temacie nie przypominam sobie, abym w trakcie lektury złapał się na stwierdzeniu, że coś wydaje mi się kompletnie „od czapy”. Być może zdarzyło się kilka sytuacji, w których nieco niżej musiałem zawiesić poprzeczkę niewiary, ale w żaden sposób nie wpłynęły one na odbiór powieści, którą dosłownie pochłonąłem w dwa wieczory. Takie połączenie MacGyvera z Robinsonem Crusoe bez Piętaszka, w pięknych okolicznościach marsjańskiej przygody.
Marsjanin to idealny materiał na film, co zresztą zauważyło już Hollywood. Reżyserem widowiska ma być Ridley Scott, a w roli głównej wystąpi Matt Damon. Kruki wyczuły żer i miliony dolarów, a znając ostatnie dokonania pana reżysera trudno oczekiwać nawrotu dawnego talentu. Obym się mylił. W każdym razie po książkę na pewno warto sięgnąć już dzisiaj.