Tekst piszę niedługo po pojawieniu się pierwszych zapowiedzi Mafii 3. Nie biorę ich poważnie, bo jak pokazuje historia serii - pewnie coś wytną. Tym razem mam nadzieję, że gra faktycznie mocno się zmieni, bo teraz przypomina skrzyżowanie GTA i Just Cause. To jednak temat na inną okazję. W dwójce miało być sporo ciekawych rzeczy, które ostatecznie nie trafiły do ostatecznej wersji gry. Sporo na tym straciła, ale nadal to kawał porządnej, klimatycznej rozrywki.
Uwielbiam pierwszą Mafię. Do dzisiaj pamiętam to uczucie po napisach końcowych jakbym właśnie obejrzał dobry gangsterski film. Piękna historia, muzyka, realia, samochody i ciekawe rozwiązania jak policja wszczynająca pościg za przekroczenie prędkości. Gra nie zapominała, że jest grą i to jest chyba główna różnica między jedynką, a jej sequelem.
Pierwsza godzina gry w Mafię upływa błogo - człowiek jest zafascynowany pięknym miastem, historią, która przerzuca gracza z II wojny światowej we Włoszech, przez zaśnieżoną amerykańską metropolię po więzienie. Gdy w zimie wsiadamy do samochodu, w radiu leci "Let It Snow", a pokonywaną trasę odśnieżają pługopiaskarki - klimat aż wylewa się z ekranu. Kolejne misje oddzielone są od siebie licznymi perfekcyjnie wyreżyserowanymi cut scenkami. Poznawani przez nas bohaterowie, to czasem kopie tych, którzy przez lata pojawiali się w gangsterskim kinie. Ich wygląd, prezencja, dubbing - ciężko byłoby coś ulepszyć. Często filmowe fragmenty pojawiają się kilka razy podczas wykonywania jednej misji, a my dojeżdżamy z miejsca na miejsce, czekając aż będziemy mogli wyjąć broń. Scenariusz jest na tyle rozbudowany, że czasem pokonamy wiele kilometrów, a oddamy zaledwie kilka strzałów. To jest to, co po pewnym czasie zaczyna dokuczać. Za mało gry w grze. Twórcy tak zafascynowali się stworzonym przez siebie miastem i napisaną historią, że nie przyłożyli się do zróżnicowanych i częstych sekwencji, gdy to gracz miałby okazję postrzelać do kilku bandytów lub samochodem uciec przed policją. Można było temu łatwo zaradzić, gdyby nie zatrzymali się w pół kroku pomiędzy linearną grą, a sandboxem.
Mafia II oferuje otwarte miasto, ale nie postarała się o zachęcenie do jego zwiedzania. Misje poboczne, z których jeszcze w fazie pracy na grą zrezygnowano, mogłyby diametralnie wpłynąć na grywalność i wykorzystanie miasta. Przez ten brak zdecydowania, otrzymaliśmy grę, w której często trzeba się sporo najeździć, by coś zaczęło się dziać, a jednocześnie nie mamy ochoty na chwilę gdzieś zboczyć z trasy, bo poza eksplorowaniem okolicy (i szukaniem znajdziek) niewiele można tu robić. Skoro nie chcieli robić sandboxa, to mogli przynajmniej wyposażyć grę w opcję automatycznego przenoszenia się na miejsce misji.
Miasto zostało mocno rozbudowane i do części budynków możemy wchodzić np. na zakupy. Na mapie są widoczne chociażby sklepy z bronią, ale konstrukcja kolejnych misji nie zachęca do ich odwiedzania, bo zawsze mamy broń lub ktoś nam ją daje. Jeśli akurat posiadamy słaby pistolet, to wystarczy zabić jakiegoś gościa i zabrać mu lepszy. I tutaj pojawia się kolejna niekonsekwencja. Gra stawiająca na realizm - taka, w której policja ściga nas za przekroczenie prędkości - pozwala na noszenie każdej ilości broni. Jak nasz bohater jest w samych spodniach i koszuli, to i tak może ze sobą zabrać 3 karabiny, 3 pistolety, granaty i dwie strzelby. Ci sami stróże prawa, którzy bacznie zwracają uwagę na nasze wykroczenia drogowe, mają spore problemy, gdy ukryjemy się w budynku. Czasem do niego wejdą, czasem nie, a jak się schowamy za ladą to potrafią zapomnieć, że tam w ogóle byliśmy.
Poza samymi misjami pobocznymi, których ewidentnie brakuje, nie ma także zdarzeń losowych znanych chociażby z Red Dead Redemption. Tam na koniu można było przemierzać całe pogranicze i się nie nudziło, bo po drodze zdarzały się napady, losowi ludzie prosili nas o pomoc - zawsze coś się działo. Mafia II znowu zatrzymuje się w pół kroku, bo w całej grze jest zaledwie jedna fucha do wykonania - gdzieś w pierwszej godzinie gry, a później już nic takiego się nie pojawia. Po zakończeniu GTA z reguły miasto zna się na pamięć - inaczej jest z Mafią, bo po pierwsze gra jest niestety krótka, a po drugie nie zachęca do zwiedzania - zawsze najwygodniej wjechać na autostradę. Takie "dlaczego nie dokończyli tego pomysłu?" można mnożyć. Są stacje paliw, ale co z tego skoro w samochodach nigdy nie kończy się benzyna. Można zjeść hamburgera, ale nasz bohater od nich nie tyje, nie robi się wolniejszy.
Gra ma swój klimat, historia jest może nieco słabsza od poprzednika, ale i tak nie ma na co narzekać. Poza tym w jednej misji pięknie nawiązuje do swojej poprzedniczki. Samo umieszczenie bohatera na wojnie, a później w więzieniu ładnie różnicuje rozgrywkę. Dzięki zabiegowi z odsiadką odwiedzamy miasto w dwóch różnych okresach - inne samochody, reklamy, muzyka w radiu. Szkoda tylko, ze brakuje licencji na oryginalne auta. Za to dobrym pomysłem było wykorzystanie króliczków Playboya jako znajdziek.
Problem jest z elementami grywalnymi. Całkiem przyjemnie eliminuje się przeciwników zza osłon, ale bolą mnożące się skrypty. Przeciwnicy zawsze wyskakują w tych samych miejscach, łatwo można nauczyć się ich zachowań. Same pojedynki nie są też jakoś szczególnie zróżnicowane. 90 procent z nich można przejść jedynie korzystając z osłon, eliminując powoli kolejnych wrogów. Nikt nas nie zachodzi od tyłu, rzadko rzucają granatami lub koktajlami Mołotowa. Może na najwyższym poziomie trudności robi się ciekawiej - tego nie sprawdzałem.
Szkoda mi tej gry jak straconej szansy. Lubię mafijne klimaty, przykładanie się do fabuły i realizm, ale poza tym, sięgając po strzelankę, chciałbym też wziąć udział w efektownych i zróżnicowanych pojedynkach. Zmarnowali ogromny potencjał na sandboxa z dobrą fabułą, której tak brakuje w serii GTA. Mogliby się ostatecznie zdecydować na linearną grę bez tracenia czasu na dojazdy, które z czasem zaczyna się traktować jak interaktywne i długie wczytywanie kolejnego poziomu, ale nie można wtedy wyjść po kawę, bo trzeba jakoś dojechać. Ciągle to dobra gra, ale boli, oj boli ten niewykorzystany potencjał.