Odin Sphere Leifdrasir - remaster doskonały? - Black Elf - 15 sierpnia 2016

Odin Sphere Leifdrasir - remaster doskonały?

Odin Sphere Leifdrasir to remaster bliski ideału. Daleki od bycia zwykłą wydmuszką złożoną jedynie z obietnic speców od marketingu. Pomijając pewne oczywistości, czyli dostosowanie rozdzielczości gry do współczesnych standardów, poprawiono także sterowanie, usprawniono wiele elementów interfejsu oraz dodano do rozgrywki więcej zawartości w postaci nowych przeciwników i miejsc do odwiedzenia. Odin Sphere otrzymało także wyróżniający go podtytuł o niewymawialnej nazwie – Leifdrasir. Wszystko, co potrzebne, aby stać się hitem.

W starą/nową odsłonę tytułu miałam okazję zagrać na konsoli PSVita. Był to mój pierwszy kontakt z Odin Sphere, jako gracz, nie licząc oglądanych wcześniej gameplayów i wzdychania po nocach do wymarzonego PS2. Przed rozpoczęciem rozgrywki obwiałam się, że to co zdobyło serca graczy ponad osiem lat temu, dziś może się nie obronić. Moje obawy względem Odin Sphere Leifdrasir, okazały się zupełnie bezpodstawne. Tempo rozgrywki, niebywała różnorodność lokacji, ataków, dynamika walki, potyczki trwające zaledwie kilkanaście sekund-to wszystko nie pozwala się nudzić. Rozpędzeni pędzimy przez kolejne lokacje, zupełnie nie zauważając, jak mija nam czas. W Odin Sphere nie znajdziecie grindu, a jedynie czystą bitkę podlaną świetną fabułą i obłędną grafiką. Za dynamiką walki idzie rozgrywka, nie pozwalając sobie na niepotrzebne przestoje i niemal intuicyjnie dając nam odetchnąć, dokładnie, wtedy kiedy tego potrzebujemy. 

Gra została ulepszona względem pierwowzoru zarówno pod względem takich drobiazgów jak poprawienie interfejsu, czytelności mini mapy, przez znaczące zmiany jak dodanie nowych przeciwników, czy zupełną zmianę walk z poszczególnymi bossami. Walki jest sporo, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, że Odin Sphere to tak naprawdę nie jedna, a pięć gier w jednej! Każda linia fabularna daje nam około kilkunastu godzin rozgrywki. Łącznie przyjdzie wam poświęcić ponad 50 godzin, na tylko jednym poziomie trudności. Gra opowiada kilka odrębnych historii i daje nam do dyspozycji pięciu grywalnych protagonistów. Każdy z nich dysponuje osobnym wachlarzem możliwości i ataków. Historie uzupełniają się, ale nigdy na tyle, aby znużyć. Mamy m.in. love story, historię zaklętego księcia oraz pewnej ognistej czarodziejki. Jedyną kwestią, która może zirytować, nieco bardziej opornych jest dość duża ilość mechanik do opanowania. Poza szeregiem zaklęć, kombosów, dochodzi ulepszanie naszych umiejętności, mieszanie mikstur, sadzenie roślinek, zbieranie plonów, a nawet hodowanie kurczaków, jeśli zechcemy akurat zjeść jajecznicę, lub kurze udko. Niby jedna gra, a tyle możliwości!

Całość wykreowana została przez czołowego artystę Vanillawere z unikalnym stylem-George Kamitani. Mitologię nordycka, która posłużyła za podstawę całego pomysłu na grę, Kamitani przepuścił przez japońską myśl graficzną, dając nam coś niezwykłego. Otrzymujemy mieszaninę typowo japońskiego uroczego klimatu, zmiksowaną z baśniową stylistyką rodem z Europy. Grafiką rządzi umowne przerysowanie, któremu poddano niektóre postacie bóstw, czyniąc jej odrealnionymi, ale przez to podkreślając ich charakter. Oprawa graficzna olśniewa. Pod warunkiem, że nie przeszkadza nam specyficzny mangowy styl, będziecie oczarowani. Barwy, tła, postacie… wszystko zostało zaprojektowane w najdrobniejszym szczególe. Zadbano także o momenty, które nie mają wiele wspólnego z samą rozgrywką, ale nadają tej produkcji finalny szlif pod względem dopracowania. Wystarczy wspomnieć, że w trakcie naszej wędrówki mamy okazję zatrzymać się przy stole u miejscowego kucharza i posilić jednym z wielu serwowanych dań. Każde z nich jest inne, a postacie mają w zwyczaju dmuchać na zbyt gorące potrawy i ocierać usta po posiłku. Obłędne. Trzeba także wziąć pod uwagę, że była to produkcja tworzona ponad osiem lat temu, tymczasem olśniewa na równi z obecnymi tytułami. Dopełnieniem jest magiczna muzyka, stworzona dokładnie pod lokacje, w jakich się znajdujemy.

Dlaczego mimo wszystkich zachwytów, na początku stwierdziłąm, że jest on „bliski ideału” ? Decydują drobiazgi które zależne są już od indywidualnej oceny gracza. Nie jest to gra dla każdego. Jeśli nie kręcą was gry pokroju side scroller rpg, nie macie czego tu szukać. Kolejnym zarzutem jaki mam względem wydania gry jest… cena, która równa jest nowym produkcjom na konsole. Remaster w moim osobistym odczuciu powinien być nieco tańszy.


Jeśli jeszcze nie mieliście okazji spróbować, szczerze polecam. Mam cichą nadzieję, że idąc za ciosem, przyjdzie mi kiedyś zagrać w odświeżoną wersję innej świetnej gry studia Vanillawere – Grimgrimoire. Jednak to już jest opowieść na zupełnie inny, bardziej mroczny wieczór…


Black Elf
15 sierpnia 2016 - 22:24