Filmowa misja Marvela to teraźniejsze neverending story. Jeśli przynajmniej raz na rok nie zobaczycie na wielkim ekranie superhiciora sygnowanego logiem tej komiksowej stajni, możecie rozpocząć odliczanie do końca świata. Mało kto dzisiaj potrafi tak często i tak intensywnie dbać o mainstream. A jeszcze kilkanaście lat temu Marvel mógł jedynie pomarzyć o równej walce z DC Comics, które królowało na salonach kolejnymi odsłonami Supermana i Batmana. Widocznie ta sroga porażka w kinematograficznym biznesie spowodowała, że Avi Arad (CEO Marvel Studios) wziął się w garść i sypnął groszem. W rezultacie od 1998 roku powstało aż 26 tytułów opartych na pracach Stana Lee, Jacka Kirby czy Marvina Wolfmana.
Szybkość i rozmach wydawniczy nie był dziełem przypadku. Marvel starannie pielęgnował swój plan, dzięki czemu stopniowo zaznajamiał świat z superbohaterami, wzbudzając zainteresowani komiksami u osób, które delikatnie pisząc „nie ogarniały”. Budował uniwersum przez dekadę, by ostatecznie zaatakować produktem totalnym. 11 maja debiutuje w Polsce (a tydzień wcześniej w USA) The Avengers reżyserowany przez największego geeka w Hollywood – Jossa Whedona.
W ostatniej dekadzie na ekrany kin całego świata raz po raz wkraczali bohaterowie znani z kart komiksów Marvela, oraz nieco rzadziej DC Comics. Jeśli myśleliście, że do tej pory tego typu filmy ukazywały się z dużą częstotliwością, to w najbliższych latach czeka nas prawdziwy potop takich produkcji. Korzystając z imdb.com oraz filmweb.pl wynotowałem ponad 20 filmów, które pojawią się w kinach w najbliższych czterech latach. Uwaga: część z niżej wymienionych filmów nie jest pewna realizacji, data premier niektórych może ulec zmianie (póki co informacje są lakoniczne). Ale i tak, dla fanów superbohaterów szykuje się solidna dawka filmowych wrażeń.
Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że w ostatnich dniach pobiłem jakiś swój rekord. W ciągu czterech dni byłem w kinie dwa razy – wiem, szaleństwo – i oglądnąłem dwa dobre filmy. Cieszę się, że żadnego z nich nie oglądałem w domu bo zazwyczaj wygląda to tak, że film sobie leci a ja oglądając oddaję się jeszcze innym czynnościom (to choroba serialowców, tak mi się wydaje, wszystko co dłuższe niż 41 minut jest ciężkie do oglądnięcia). Oba filmy o których mowa zostały już zrecenzowane przez fachurę eJaya – ja tylko krótko opiszę dlaczego i Kapitana Amerykę i Genezę Planety Małp warto obejrzeć.
Źródło propagandy i dzielny bohater. Odważny chuderlak, a następnie szarmancki mięśniak obity w kostium superbohatera. Ostatnia szansa Amerykanów na wygranie wojny, a przede wszystkim owoc tajnego eksperymentu. Kapitan Ameryka to jeden z najstarszych herosów komiksowych i ostatni wielki tytuł przed przyszłorocznymi Avengersami Jossa Whedona. Czy warto wybrać się do kina na dedykowany mu film? Jak najbardziej tak.
Uczciwie przyznam, że seans Kapitana Ameryki był jednym z przyjemniejszych w ostatnich tygodniach. Być może dlatego, iż nie miałem specjalnych oczekiwań, nie spinałem się i nie szargałem sobie nerwów przy oglądaniu kolejnych zwiastunów. Film jako odrębna całość broni się nieźle, choć kilka wad posiada i nie trzeba być wcale wprawnym obserwatorem, aby je dostrzec. Jako dopełnienie uniwersum Marvela wypada znacznie lepiej, ale to w dużej mierze zasługa kilku bohaterów drugoplanowych, których znajome nazwiska (Howard Stark) dodają nieco pieprzu.
Z okazji imprezy ComicCon w San Diego Marvel wydał serię plakatów promujących film The Avengers, który zobaczymy w kinach dopiero w 2012 roku. Postery przedstawiają bohaterów: Kapitana Amerykę, Black Widow, Nicka Fury'ego, Iron Mana, Thora, Hulka, Hawkeye oraz Agenta Coulsona. Dzieła są w 100% "rysowane" i zapewne zbliżone do wizerunku herosów w dziele Jossa Whedona. Na zachętę daję Scarlett Johansson, a resztę znajdziecie w galerii poniżej.
Biję się w pierś. Nie oczekiwałem cudu, a po materiałach promocyjnych byłem na skraju załamania. Po seansie czuję skruchę, ale też zachwyt, zadowolenie, entuzjazm. X-men: Pierwsza Klasa to moim zdaniem twór prawie idealny, mądrze zrobiony i ciekawie poprowadzony. Absolutnie nie można go przegapić, czy zlekceważyć.
Vaughnowi jestem dozgonnie wdzięczny. Po niezłych obrazach Singera i kiepawym wynalazku Ratnera X-meni mieli pod górkę. A to scenariusz nie ten, a to historia zła, a to producenci kręcili nosem. Przyszedł facet od Kick-Assa i pozamiatał. Pierwsza Klasa nie tylko fantastycznie ukazuje genezę akademii mutantów profesora Xaviera, ale przede wszystkim bawi widza i nie straszy ferią bezsensownie wtłoczonych efektów specjalnych. Ujmuje bondowskim klimatem zimnej wojny oraz 100% lajtowością dialogów i postaci.
Ze wszystkich popularnych, komiksowych bohaterów ze stajni Marvela Thora cenię najmniej. Zawsze kojarzył mi się z potężną dawką kiczu, campu i żenady. Nordycka mitologia na amerykańskiej ziemi? Ugh... No dobra. Wiem, że fani i tak wiedzą swoje, chciałbym ich więc uspokoić. Wchodzący na ekrany kin Thor jest filmem raczej udanym, który znajdzie swoich zwolenników bez problemu.
Jedno trzeba Branaghowi (reżyserowi) oddać. Zrobił film z sercem. Mógł łatwo wpaść w pętlę wiernej, sztywnej, komiksowej wizji i podarować widzom kliszę, którą ledwo da się oglądać. Tymczasem Thor to kolejny po Iron Manie komiks przeniesiony na ekran, który stara się zerwać z przylepioną niegdyś etykietką tandety. Jest to obraz bardzo science i jeszcze bardziej fiction, na dodatek z przejrzystymi fundamentami. Bohaterowie chętnie cytują Arthura C. Clarke'a, wmawiają widzom, że magia to tak naprawdę wyższy stopień nauki, a błyskawiczne podróżowanie między planetami jest jak najbardziej możliwe. Dodajcie do tego wszechobecną lekkość i szekspirowate dialogi (mnóstwo pytań, zwięzłe odpowiedzi), a otrzymacie blockbuster, który ogląda się po prostu nieźle.
Premiery Marvel vs. Capcom 3: Fate of Two Worlds wypatruje niczym pierwszej gwiazdki - termin znam (18 lutego), wiem, że to już niedługo, a jednak przebieram niecierpliwie nogami, jak jakiś brzdąc. Tym bardziej cieszy mnie informacja, że zgodnie z zapowiedziami w grze znajdzie się standardowo blisko 40 wojowników. A konkretnie to 38.
Zakończony niedawno Comic Con to źródło wielu interesujących informacji dla wszystkich (pop)kino maniaków. Jedną z nich była wieść o projekcji pierwszego teasera filmu The Avengers. Pomimo, iż ten za wiele nie pokazywał – przedstawiał jedynie oficjalne logo produkcji – i tak warto go było wyczekiwać. Jest ktoś, kto chciałby przegapić voice-over w wykonaniu Samuela L. Jacksona? Nikt... to dobrze! Zwiastun trafił do sieci.