Recenzja - Astonishing X-Men. Człowiek zwany X. Tom 2 - Froszti - 3 września 2020

Recenzja - Astonishing X-Men. Człowiek zwany X. Tom 2

Poprzedni tom serii Astonishing X-Men pozwolił nam poznać odmienioną grupę mutantów, która sporym nakładem sił zdołała obronić Londyn przed Shadow Kingiem. O ile cały album prezentował się dość średni poziom, to jego końcówka dawała sporą nadzieję na ciekawszą kontynuację. Pora więc sprawdzić, czy część druga serii wyrwała się z odmętów przeciętności i zaoferowała odbiorcom coś ciekawego?

Przywrócenie do życia Charlesa Xaviera, którego umysł przeniósł się do ciała Fantomexa, stało się początkiem nowej serii wydarzeń. Odmieniony profesor pragnący, aby nazywać go teraz „X” oraz mutanci, nie będą mieli jednak zbyt wiele czasu na analizę obecnej sytuacji. Wraz z Charlesem do świata realnego przedostaje się bowiem Proteus, który przez długie lata był uwięziony w Wymiarze Astralnym. Odzyskana wolność mocno go upaja i nie ma on zamiaru powracać do swojego „więzienia”. Jego niebywała zdolność manipulowania rzeczywistością szybko ściąga na świat ogromne problemy, które znacząco odcisną piętno na jego mieszkańcach. X-Meni kolejny więc raz będą musieli zwierzyć się z groźnym przeciwnikiem, ratując świat przed zagładą, nawet jeśli ludzie nie chcą dostrzegać ich poświęcenia. Ich przeciwnik będzie jednak na tyle potężny, że będą musieli oni zaufać człowiekowi nazywającemu się „X”, który jako jedynie wie jak pokonać Proteusa.

Scenarzysta Charles Soule od samego początku miał jasno określony plan na swoje dzieło. Stworzenie historii pełnej widowiskowości, niekończącej się akcji i licznych nieprzewidywalnych zwrotów fabularnych. Brzmi to wszystko bardzo ciekawie, jednak większość ludzi doskonale wie, że plany nie zawsze idą w parze z odpowiednim wykonaniem. Na początek warto jednak zając się tym, co scenarzyście się udało się najlepiej. Wątek „wskrzeszenia” profesora Xaviera może wydawać się początkowo troszkę zbyt wyświechtanym, bo ile to już razy martwi bohaterowie powracali nagle do życia. Jednak drzemie w nim ogromny potencjał, który jest tutaj w dużej części wykorzystywany i napędza on sporą część akcji. Drugi wartościowy element komiksu to mocne głównego antagonisty, które są naprawdę bardzo pomysłowe i wywołują na całym świecie istne szaleństwo. Trzeci godny uwagi element tytułu to jego dynamizm, który nie pozwoli tutaj czytelnikowi nawet na chwilę nudy.

Przykładowa plansza - egmont.pl

Niestety, ale „wartką akcję” można zaliczyć tutaj również do negatywnych cech dzieła. Komiksy Marvela w wielu przypadkach starają się stawiać na widowiskowość i nadmierny dynamizm, co w połączeniu z ograniczoną ilością stron mimowolnie wywołuje potężny chaos fabularny. Tak też dzieje się w recenzowanym tytule, gdzie Charles Soule starał się na zbyt małej ilości stron umieścić zbyt dużo treści. W jednej chwili bohaterowie prowadza istotne rozmowy, chwilę później walczą z oponentem, aby kilka klatek komiksu dalej znaleźć się w nowym miejscu i sytuacji. Rozgardiasz fabularny w pewnym momencie staje się tutaj tak duży, że nawet najwięksi fani serii będą mogli mieć problemy z połapaniem się w scenariuszu. Pewną łyżką dziegciu jest tutaj również dobór mutantów, którzy mają przeciwstawić się potężnemu oponentowi. Skoro od początku wiadomo, że jest on podatny na metal, to dlaczego pierwsze skrzypce w walce stanowią Psylocke oraz X (mutanci o parapsychologicznych zdolnościach)? Być może jest w tym jakaś pokrętna logika, mnie jednak nie udało się jej odkryć.

Fabularne spore niedociągnięcia dobrze maskuje tutaj bardzo przyjemna dla oka oprawa graficzna. Różni rysownicy (zależnie od zeszytu) stawiają na swój wyrazisty styl, całość jednak doskonale się łączy, powoli zmieniając wizualny klimat komiksu na coraz to mroczniejszy (najlepiej widocznych w pracach Gerardo Sandovala). Poszczególni artyści w dość umiejętny sposób oddają również dynamikę akcji, chociaż w kilku miejscach zdarza im się, że konkretna plansza jest troszkę zbyt przeładowana, przez co gorzej czytelna (są to jednak jednostkowe wpadki).

Niczego złego nie można napisać na temat rodzimego wydania. Dobrej jakości papier kredowy, zestaw okładek alternatywnych na końcu komiksu, dobre tłumaczenie, miękka błyszcząca oprawa z wpadająca w oko grafiką. Komiks jest przygotowany pod tym względem bardzo profesjonalnie i zdecydowanie jest on wart swojej ceny.

Astonishing X-Men. Człowiek zwany X. Tom 2 niestety podtrzymuje trend części pierwszej i wszystko wskazuje na to, że już na trwale seria zagnieździła się w segmencie dobrze narysowanych przeciętniaków. Tytuł pewnie przypadnie do gustu każdemu wielkiemu miłośnikowi X-Men, cała reszta raczej powinna poszukać czegoś innego.

Przeciętność bije po oczach.
Froszti
3 września 2020 - 10:30