Kinowe Uniwersum Marvela przez ostatnie lata znacząco się rozrosło. Śledzenie wszystkich jego trybików potrafi zmęczyć nawet największych fanów superbohaterów, zwłaszcza, gdy nie ograniczamy się wyłącznie do filmów i chcemy być także na czasie z serialami. Prawda jest jednak taka, że nie wszystkie wchodzące w skład MCU tytuły warto oglądać. Choć wśród sygnowanych logiem Domu Pomysłów produkcji telewizyjnych znajdziemy świetne perełki, są tam także projekty, które okazują się zwyczajną stratą czasu.
Ranking jest całkowicie subiektywny i oparty na moich własnych odczuciach towarzyszących oglądaniu poszczególnych tytułów. Ponadto nie zawiera on wszystkich wydanych dotąd seriali Marvela, gdyż nie każdy zdołałem już obejrzeć. Artykuł będzie co jakiś czas aktualizowany o nowe pozycje. Już dodane seriale mogą także zmienić pozycję, jeśli na przykład kolejny sezon drastycznie zmieni związane z nimi odczucia. Poprzednią edycję zestawienia możecie przeczytać tutaj. |
Aktualizacja – sierpień 2020 Ranking został uzupełniony o brakujące pozycje od Netflixa:
Aktualizacja – styczeń 2019 Ranking został uzupełniony o następujące pozycje:
|
10. Agent Carter
Zmarnowany potencjał – tak najprościej można podsumować dwa sezony Agentki Carter. Twórcy otrzymali niezwykłą szansę, by pokazać nam początki SHIELD, superorganizacji szpiegowskiej, która dekady później zainicjuje projekt Avengers. Zamiast tego skupiono się jednak na perypetiach tytułowej bohaterki, lokaja Jarvisa oraz ojca Tony’ego Starka, Howarda, którzy w bondowskim stylu rozwiązują kryminalną intrygę. Chemia między postaciami oraz udane ukazanie lat powojennych dawały umiarkowaną przyjemność z oglądania pierwszego sezonu, drugi jednak zamęczył mnie wydumaną, bezsensowną intrygą i płaską, nudną antagonistką. Serial został skasowany, nim twórcy raczyli dać nam to, czego najbardziej od nich oczekiwano – narodziny TARCZY.
9. Agents of SHIELD
Agenci TARCZY to jedna, wielka sinusoida. Serial zaczął się tragicznie – pierwsze kilkanaście odcinków było zwyczajnie głupie, a do tego główni bohaterowie wydawali się wyjątkowo irytującymi, jednowymiarowymi wydmuszkami. W drugiej połowie pierwszej serii nastąpił jednak niezwykły zwrot – wraz z nawiązaniem do wątków z filmu Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz przyszła nowa jakość. Fabuła zrobiła się o wiele ciekawsza, a postacie nabrały wyrazu.
Świetny poziom podtrzymano w drugim sezonie, by w trzecim znowu zagasić entuzjazm – wprawdzie odcinki wciąż były o wiele lepsze od marnych początków, ale w ferworze akcji zagubiły się gdzieś interesujące wątki rozwijające bohaterów. Czwarta seria pomimo niemrawego startu ostatecznie okazała się niezła, natomiast piąta to koszmar na poziomie pierwszych odcinków pierwszego sezonu. Na szósty i siódmy sezon tego rollercoastera wzlotów i upadków nie miałem już sił.
8. Defenders
Na ten projekt czekaliśmy latami, od debiutu świetnego pierwszego sezonu Daredevila. Miało być serialowe Avengers, połączenie wątków i spotkanie postaci z czterech różnych superbohaterskich seriali Netfliksa. Tymczasem zakumplowanie się Matta Murdocka, Jessiki Jones, Luke’a Cage’a i Danny’ego Randa okazało się zwyczajnie… nijakie. Mimo skrócenia całości do 8 odcinków względem zwyczajowych 13, akcja powoli wlokła się do przodu, a fabule zabrakło choćby kilku zdań wyjaśnienia pewnych istotnych elementów, przez co całość nie za bardzo miała sens. Będąc fanem poszczególnych postaci, Defenders nie oglądało się tragicznie, ale zdecydowanie nie był to serial, na który liczyliśmy i który spełniłby wygórowane oczekiwania.
7. Iron Fist
Pierwszy sezon Iron Fista został słusznie obwołany najgorszym superbohaterskim serialem Netfliksa. Produkcja cierpiała głównie za sprawą jego głównego bohatera – Danny’ego Randa, tytułowej Żelaznej Pięści. Była to postać nie tylko wyjątkowo głupia i irytująca, ale do tego bardzo antypatyczna. Nie dało się mu kibicować, jeszcze ciężej było się z nim utożsamiać - zwłaszcza że scenariusz usilnie starał się wmówić nam, że jest on kimś pozytywnym, czego my kompletnie na ekranie nie widzieliśmy. Do tego dorzućmy zaskakująco słabe jak na produkcję o mistrzu Kung fu walki oraz budżetowość objawiająca się w bardzo rzadkim wykorzystywaniu przez protagonistę swoich mocy.
Po takiej katastrofie druga seria okazała się sporą niespodzianką, prezentując wyraźną poprawę formy. Twórcy ewidentnie wyciągnęli lekcję z krytyki i uczynili bohatera mniej odpychającym, dali też aktorowi więcej czasu na naukę sztuk walk, co zaowocowało znacznie lepszym ich poziomem na ekranie. Serial nie stał się nagle czymś wybitnym, ale tym razem dało się go już bez bólu oglądać, a nawet czerpać z tego przyjemność.
6. Jessica Jones
W pierwszej edycji tego zestawienia Jessica z dumą znajdowała się na pierwszej pozycji rankingu. Cóż się stało, że zjechała tak nisko? Cóż, drugi sezon się stał. Ale nie uprzedzajmy faktów. Jessica Jones nie jest typową superbohaterką. Jasne, ma supermoce, ale nie używa ich do biegania nocami po dachach i prania po pyskach drobnych rzezimieszków. Co najwyżej przerzuci przez szybę własnej agencji detektywistycznej jakiegoś natarczywego klienta. Prócz tego jej hobby to picie, seks bez zobowiązań oraz bycie maksymalnie wredną dla otoczenia. Kiedyś jednak Jessica taka nie była, próbowała nawet przez jakiś czas walki ze zbrodnią – skończyło się to jednak dla niej tragicznie… Pierwszy sezon zachwyca niezwykłą główną bohaterką i intryguje jej przeszłością, ale prawdziwą gwiazdą tego tytułu jest złoczyńca – grany przez Davida Tennanta Kilgrave, który potrafi zmuszać każdego wokół siebie do posłuszeństwa. Jego kreacja jest fenomenalna, a sposób działania wprowadza do tytułu atmosferę paranoi, która szybko udziela się widzowi. Solidna obsada drugoplanowa i liczne zwroty akcji są natomiast wisienką na torcie tego widowiska.
W drugim sezonie niestety następuje gwałtowny spadek formy. Kilgrave’a już nie ma, a bez niego nie ma komu ciągnąć roli złoczyńcy i wprowadzać niesamowitej atmosfery zagrożenia. Do tego Jessica staje się ekstremalnie antypatyczną i irytującą postacią, podobny los spotyka też część obsady drugoplanowej, a główny wątek niemiłosiernie się dłuży i nuży. Trzeci sezon wypada nieco lepiej, ale nadal ma problem z antypatycznymi bohaterami i zbyt długimi wątkami, przez co ląduje gdzieś po środku pomiędzy świetną pierwszą a tragiczną drugą serią. Gdyby serial skończył się na pierwszej serii, byłby jednym z najlepszych tytułów w portfolio Netfliksa. Kolejne sezony ściągnęły go do poziomu nudnawego średniaka.
5. Luke Cage
Zdaję sobie sprawę, że lubiąc Luke’a Cage’a znajduje się w mniejszości, ale co poradzić, że tytuł ten mi się zwyczajnie podobał. Największą zaletą produkcji jest wyjątkowy klimat Harlemu. Dzielnica czarnoskórych mieszkańców Nowego Jorku jest tu bohaterem samym w sobie, żywym miejscem z unikalną atmosferą. Kuloodporny główny bohater początkowo stara się jedynie nie wchodzić nikomu w paradę i żyć spokojnym życiem, ale los umieszcza go na kursie kolizyjnym z charyzmatycznym gangsterem oraz jego sprytną siostrą polityk, co prowadzi do małej wojny. Całość nieco traci swój unikalny styl w drugiej połowie pierwszego sezonu, gdzie akcja mocno przyspiesza i na pierwszy plan wysuwają się wątki typowo superbohaterskie, ale pierwsza seria to wciąż udana, warta obejrzenia pozycja.
Sezon drugi jest natomiast zdecydowanie zbyt rozciągnięty. Scenarzyści wyraźnie nie mieli pomysłu na sensowne zapełnienie trzynastu odcinków, w efekcie czego pierwsze 7-8 odcinków niemiłosiernie się wlecze, na dodatek rzucając naprzeciw Luke’a wyjątkowo wkurzającego przeciwnika. Dopiero w ostatnich odcinkach wcześniej ślamazarne wątki zaczynają trochę przyspieszać i historia zaczyna angażować. Zaskakujący finał sezonu prawie wynagradza nudę pierwszych epizodów.
4. Runaways
Jako że Runaways to adaptacja jednego z bardziej lubianych przeze mnie komiksów Marvela, liczyłem na ten serial. I początkowo wyglądało na to, że moje oczekiwania zostaną spełnione. Opowieść o grupce nastolatków, którzy uciekają z domów po tym, jak odkrywają, że ich rodzice to superzłoczyńcy, zdawała się wiernie trzymać materiału źródłowego. Została przy tym ciekawie rozbudowana o wątki lepiej ukazujące w komiksie dość jednowymiarowych rodzicoprzestępców. Im dalej w las, tym historia rozbiegała się jednak z oryginałem, a serial tracił na tym, serwując nam zbyt wiele fabularnych skrótów i głupot. Pierwszy sezon skończył się na szczęście, zanim całość zdążyła się wykoleić, dając nadzieję na poprawę. I ta faktycznie nastąpiła – druga seria wypadła dużo lepiej, serwując solidny wątek fabularny i świetnie nakreślone konflikty między nastoletnimi bohaterami.
3. Cloak & Dagger
Kapitalny klimat, doskonale nakreślone, nietuzinkowe charaktery głównych bohaterów, świetna muzyka. Cloak & Dagger ma sporo mocnych stron, które mogłyby uczynić ten tytuł jedną z najlepszych marvelowych produkcji telewizyjnych. Niestety, pierwsza połowa produkcji cierpi też na straszliwe dłużyzny – akcja w pierwszych odcinkach się wlecze, a bohaterowie zamiast w końcu coś zrobić, rozpamiętują swoją przeszłość w kolejnych retrospekcjach albo zanurzają się w niejasnych wizjach. Warto się jednak przemęczyć, gdyż kiedy w końcu serial się rozkręci, okazuje się naprawdę udaną i do tego bardzo unikalną opowieścią o dwójce nastolatków z różnych środowisk, którzy odkrywają w sobie niezwykłe moce i starają się za ich pomocą rozwiązać trapiące ich od dawna problemy.
2. Daredevil
Pierwszy serial Netfliksa stworzony we współpracy z Netfliksem przyniósł nową jakość – ponury, mroczny klimat Hell’s Kitchen, fenomenalne sceny walk (ze słynną sekwencją korytarzową na czele) i dojrzała, wciągająca fabuła biły na głowę wszystko, co otrzymaliśmy wcześniej w tym gatunku. Przygody niewidomego bohatera, za dnia walczącego o sprawiedliwość na sali sądowej jako prawnik, a nocą przy pomocy swych pięści na brudnych ulicach miasta, zachwycały. Podobnie jak świetna obsada drugoplanowa, z fantastycznym Vincentem D’onofrio w roli Wilsona Fiska, króla zbrodni, na czele.
Drugi sezon produkcji minimalnie obniżył poziom, ale w zamian dał nam mocny debiut najlepszej wersji Punishera, jaką widziały telewizja i kino. Trzeci to natomiast powrót do wybitnego poziomu pierwszej serii i godne pożegnanie z netfliksowym Daredevilem.
1. Punisher
Po trzech niezadowalających filmach kinowych, Frank Castle spróbował swoich sił na małym ekranie i swoim występem w Daredevilu z miejsca zjednał sobie fanów. Idący za ciosem samodzielny serial poświęcony tej postaci zaskakuje zrywając z typową dla tej postaci konwencją – w pierwszym sezonie Punisher nie staje naprzeciw kolejnej grupie bandziorów, a pierze brudy z czasów swojej służby w armii. Akcji jest tu stosunkowo mało (choć gdy już się pojawia, trzyma w napięciu, nie bawi się w kompromisy i prezentuje wysoki poziom realizacyjny), za to na pierwszy plan wysuwają się dramaty dawnych żołnierzy, niepotrafiących odnaleźć się w pokojowej rzeczywistości. Poważny klimat, świetnie dobrana obsada i dojrzale prowadzona fabuła sprawiają, że jest to jedna z największych marvelowych pereł – nawet jeśli z typowym superbohaterstwem nie ma wspólnego praktycznie nic.
Drugi sezon jest mniej awangardowy i skupia się na tym, czego po Punisherze można się spodziewać w pierwszej kolejności – porachunkach z gangsterami. Mimo zmiany formuły, udało mu się utrzymać bardzo wysoki poziom i zaoferować sporo akcji i ciekawych postaci po obu stronach barykady oraz świetnie przedstawić tytułowego antybohatera.
Wielcy nieobecni Trzech seriali Marvela jeszcze nie obejrzałem, więc aktualnie nie są one brane pod uwagę w rankingu. Legion zbiera fenomenalne oceny, więc liczę, że będzie mógł powalczyć o którąś z czołowych pozycji, gdy już go zobaczę. Gifted ponoć jest całkiem przyzwoitą pozycją, garściami czerpiącą z dorobku komiksów o X-Men. Inhumans natomiast został zmiażdżony przez krytykę i tutaj oczekiwań nie mam żadnych. Przed nami również tytuły szykowane z myślą o Disney+, które mają w dużo większym stopniu wiązać się z filmami – liczę, że dokonają one niemałych przetasowań na szczycie mojego rankingu. |