Widok wroga w okularze lunety, wstrzymanie oddechu, wsłuchanie się we własny puls i… delikatne pociągnięcie za spust. Jeden strzał – jeden trup. Snajperski etos dzięki książkom i filmom wojennym już od lat pozostaje elementem kultury masowej. Strzelectwo wyborowe – zwłaszcza w tej odmianie - budzi dużo emocji również wśród pasjonatów wojskowości i militariów. Nic więc dziwnego, że tak nośny materiał wykorzystuje się raz po raz w grach wideo.
Tym razem wróciło do niego brytyjskie studio Rebellion, przygotowując Sniper Elite V2 – nie tyle kontynuację, co swobodny remake gry, która siedem lat temu zdobyła sobie całkiem spore grono zwolenników. Choć jednak nowa produkcja prezentuje się pod wieloma względami znakomicie i widać w niej, że w przeciwieństwie do pierwowzoru nie jest produkcją budżetową, to może nie zadowolić bardziej wymagających graczy.
Ostatnie dni to zdecydowanie duża ilość hypu związana z zapowiedzią przyszłego dziecka studia Treyarch - Call of Duty: Black Ops 2. Doniesieniami zdecydowanie kontrowersyjnymi z punktu widzenia przeciętnego odbiorcy gier ze stajni Activision. Po słabej trójce i 'World at War' (moim zdaniem), aż trudno uwierzyć ilu miłośników zebrało kalifornijskie studio z Santa Monica. Niemniej to nie przyszłymi losami tej serii chciałbym się dzisiaj zająć.
Ponad siedemdziesiąt lat minęło od momentu, w którym III Rzesza wysłała swoich kolonistów na ciemną stronę księżyca. Zbudowawszy tam bazę, aryjscy osadnicy postanowili skupić wszystkie swoje wysiłki na jednym tylko celu – zemście. W 2018 roku powracają na Ziemię, by zaprowadzić swoje porządki. Czy ludzkość ma jakiekolwiek szanse w starciu z nazistowskim Meteoro-Blitzkriegiem? Czy Iron Sky okazał się być prawdziwym Wunderwaffe? Wróciwszy z kina, mam już gotową odpowiedź.
Podczas mojego ostatniego przesiadywania przed telewizorem, przemierzałem kanały z filmami, poszukując czegoś, co zaciekawi moją osobę. Po niedługim czasie na Canal+, znalazłem materiał, który swoim gatunkiem (Biograficzny) nie był zbytnio zachęcający do oglądania. Mowa tutaj o filmie „The King's Speech” (z Polskiego „Jak zostać królem”), nad którym pracował reżyser Tom Hooper i scenarzysta David Sedler.
O Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad trochę już usłyszeliśmy. Wiedzieliśmy od kilku miesięcy, że jest to gra ambitna i na swój sposób realistyczna, która nie ma być efektowna - ma być wymagająca.
Czy taka jest? Zapraszam do moich wrażeń z wczorajszej i dzisiejszej sesji w kampanii dla pojedynczego gracza, a także z trybu multi.
Fikcja historyczna to jeden z moich ulubionych motywów w kulturze. Jest ona masowo wykorzystywana w książkach, komiksach, filmach, czy wreszcie grach wideo a my, jako odbiorcy często nawet nie zdajemy sobie sprawy z jej istnienia. Począwszy od fabuły „Call of Duty: Black Ops”, poprzez historię Big Bossa z „Metal Gear Solid” zazębiającą się o lata Zimnej Wojny, na poczciwym „Wolfensteinie 3D” kończąc. O prawdziwym Historical-Fiction, zwykło się jednak mówić, gdy dane dzieło głośno i wyraźnie kłóci się z podręcznikowymi prawidłami. Taki przypadek, będzie tematem mojego wpisu. Zapraszam Was w, utrzymaną w klimatach Dieselpunk, kosmiczną podróż, która gra na nosie porządkowi współczesnego świata. Konflikty na Bliskim Wschodzie to nic w porównaniu z tym, co czeka nas w 2018 roku...
Mortyr, Mortyr, Mortyr… Polska myśl programistyczna zawsze miała w zanadrzu ogrom dziwnych pomysłów. To gry porno i niesamowicie brutalne produkcje od Nekrosoftu, to znowu chyba najdziwniejsza platformówka polskiej sceny growej – Kostucha: Just One Fix, a przecież mieliśmy jeszcze całe zastępy Maluchów i Poldków, Detektywa Rutkowskiego – oj, było tego sporo. Rodzimi twórcy nie zapominali także o II Wojnie Światowej – wszak to temat chwytliwy jak mało który. W teoriach spiskowych, jak doskonale widać na przykładzie pierwszego Mortyra, też byli całkiem nieźli.
Twórcy gier komputerowych chętnie sięgają po inspirację do historii – niestety, z maniakalnym natręctwem upodobali sobie kilka popularniejszych fragmentów ludzkich dziejów. Stąd ciężko nam opuścić fronty II Wojny Światowej, średniowiecznie zamczyska czy realia feudalnej Japonii. Całe szczęście historia wkracza odważniej również w gatunki poza strategiami. Prezentacja włoskiego renesansu w Assassin’s Creed II to bardziej porywająca wizja niż większość fantastycznych i udziwnianych na siłę światów. Nie wspominając już o mocnych historycznych korzeniach w wielu strzelaninach FPP. Ta sytuacja o tyle mnie cieszy, że jeszcze 10 lat temu nic nie wskazywało, aby w tym gatunku możliwe było pokonanie dziwacznych schematów wytyczonych przez tuzy gatunku jak Doom, Duke Nukem 3D czy Quake.