Bułka z masłem po berlińsku - grałem w Sniper Elite V2 - Mruqe - 8 maja 2012

Bułka z masłem po berlińsku - grałem w Sniper Elite V2

Widok wroga w okularze lunety, wstrzymanie oddechu, wsłuchanie się we własny puls i… delikatne pociągnięcie za spust. Jeden strzał – jeden trup. Snajperski etos dzięki książkom i filmom wojennym  już od lat pozostaje elementem kultury masowej. Strzelectwo wyborowe – zwłaszcza w tej odmianie - budzi dużo emocji również wśród pasjonatów wojskowości i militariów. Nic więc dziwnego, że tak nośny materiał wykorzystuje się raz po raz w grach wideo.

Tym razem wróciło do niego brytyjskie studio Rebellion, przygotowując Sniper Elite V2 – nie tyle kontynuację, co swobodny remake gry, która siedem lat temu zdobyła sobie całkiem spore grono zwolenników. Choć jednak nowa produkcja prezentuje się pod wieloma względami znakomicie i widać w niej, że w przeciwieństwie do pierwowzoru nie jest produkcją budżetową, to może nie zadowolić bardziej wymagających graczy.

Spokojnie jak na wojnie

Jedyna obawa, która rodzi się po dłuższym posiedzeniu z V2, ma związek z jej poziomem trudności. Od gry o tej tematyce wielu graczy wymagać będzie solidnego wyzwania. Tymczasem rozgrywka na najwyższym nawet poziomie trudności umożliwia wyczyny tak brawurowe i heroiczne, że czujemy się jak bohater wojennego filmu akcji w stylu Rambo, niż jak strzelecki as na froncie II Wojny Światowej. Karabin snajperski, który powinien być naszym głównym atrybutem, stał się jedną z opcji rozprawiania się z przeciwnikami.  Kiedy tylko robi się gorąco, mamy możliwość sięgnięcia po karabin maszynowy, czy też broń krótką. Jeśli więc na jakimś etapie gry nie radzimy sobie z eliminacją wrogów z dystansu, to gra podsuwa nam możliwość przejścia do starcia bardziej bezpośredniego, które wielokroć okaże się o wiele łatwiejsze. Szczególnie – jeśli wziąć pod uwagę dość szybko odnawiający się pasek zdrowia naszego bohatera.

Fabuła kampanii Sniper Elite V2 dość wiernie oddaje realia historyczne. Misja naszego protagonisty polega na eliminacji lub skaptowaniu niemieckich naukowców pracujących nad programem rakiet V2. Jednak w DLC mamy już do czynienia z historią alternatywną – będziemy w nim mieli okazję dokonać zamachu na Hitlera. Przedstawiciele studia Rebellion przyznają uczciwie, że chodziło im głównie o kontrowersję. Misję z fuhrerem rzeszy otrzymali za darmo ci, którzy grę kupili w przedsprzedaży.

Przy niektórych strzałach, scenariusz wymusza na nas jednak arbitralnie użycie snajperki. Będą to te pociągnięcia za spust, które w jakiś znaczący sposób wpływają na postęp akcji – a więc eliminacja głównego celu misji czy też strzał w ładunek wybuchowy, który odblokuje nam dalszą drogę. W takich przypadkach zobowiązani jesteśmy nie tylko użyć określonej broni, ale i znajdować się przy tym w wytyczonym przez grę miejscu. Takich kluczowych miejsc do których trzeba dotrzeć jest w grze wiele – rozgrywka sprowadza się w dużym stopniu do „zaliczania” jednego po drugim. Nie wszystkie jednak oznaczają pozycje snajperskie. Większość to po prostu „checkpointy”, w których trzeba się zaklepać, by fabuła potoczyła się dalej (pełnią też rolę miejsca automatycznego zapisu stanu gry). To, jak do nich dotrzemy zależy już tylko od nas. Więc nawet w miejscach, gdzie aż kusi, by sięgnąć po karabin maszynowy i dynamiczną szarżą przedrzeć się przez szeregi wroga, możemy równie dobrze poszukać sobie na własną rękę wygodnego, osłoniętego punktu i stamtąd, pojedynczo i konsekwentnie eliminować przeciwników. Ale uwaga! Wrogowie w Sniper Elite V2 są nie w ciemię bici. Jeśli zbyt długo pozostajemy w jednym miejscu, dotrą do nas i poślą kulkę. O ile oczywiście nie zrobimy tego pierwsi. Dlatego, kiedy jesteśmy zajęci patrzeniem w lunetę, warto jednocześnie nadstawiać uszu. Może chrzęst ciężkich buciorów na odłamkach gruzu rozlega się już bardzo blisko?

Kuriozalną sprawą jest w tej grze podejście do cichej eliminacji przeciwników. Choć w 1945 roku tłumiki były już dość powszechnie stosowane w broni snajperskiej, to nasz protagonista – Karl Fairburne z amerykańskiego OSS – takowym nie dysponuje. Dlatego też każdy strzał z naszego głównego karabinu stawia na nogi wszystkich okolicznych wrogów. Nawet w przypadku, gdy nasz cel jest odosobniony i pada trupem w  miejscu, gdzie nikt tego nie zobaczy. Jeśli chcemy wyeliminować kogoś naprawdę po cichu, jesteśmy zdani na wyposażony w tłumik pistolet Welrod. Później można nawet przenieść ciało i ukryć w ustronnym miejscu, by nie natknął się na nie patrol. Fajnie. Jednak od gry snajperskiej oczekuje się raczej możliwości subtelnych działań z wykorzystaniem karabinu. Być może w późniejszych misjach, których jeszcze nie widziałem, Karl doczeka się ulepszenia broni, które na to pozwoli...

Jednym z najskuteczniejszych snajperów był Rosjanin, Wasilij Zajcew, któremu przypisuje się eliminację 125 żołnierzy niemieckich – głównie oficerów - w czasie bitwy o Stalingrad. To właśnie jego historię (czy raczej jedną z jej wersji) opisuje film Wróg u bram, który z pewnością warto obejrzeć przed rozgrywką! Oczywiście fabuła filmu znacznie odbiega od rzeczywistych wydarzeń w Stalingradzie. Wprowadza na przykład postać niemieckiego strzelca - majora Königa, który rzuca wyzwanie Zajcewowi. Oczywiście sam przekaz historyczny na ten temat również nie jest wiarygodny. Sowiecka propaganda zrobiła swoje!

Kwestia trudności – jeśli mielibyśmy ją krótko podsumować – nie wygląda  w sumie wcale najgorzej. Gra wprawdzie ułatwia nam wiele rzeczy i próbuje prowadzić za rękę, ale wcale nie musimy pokornie jej słuchać. Owszem, seria z rozpylacza rozwiązuje wiele problemów przy minimalnym wysiłku, jednak nikt nie zabroni nam trzymać się samej snajperki. Jeśli zależy nam na wyzwaniu, a samo ustawienie poziomu trudności na maksimum nie wystarcza, zawsze możemy samemu postanowić, że zastosujemy bardziej wymagającą taktykę. Szkoda jedynie, że gra nie umie na nas takiej decyzji wymusić – a wystarczyłoby przecież zrezygnować z automatycznej regeneracji zdrowia i ograniczyć tolerancję organizmu bohatera na ołów. Wszyscy gracze od razu nauczyliby się skradać i uważnie obserwować teren – czego wymagała przecież poprzednia odsłona serii. Przydałby się jeszcze jeden poziom ustawień trudności!

 

Jak to na wojence ładnie

Pod względem oprawy nie ma się do czego w Sniper Elite V2 przyczepić. Uliczki Berlina, do którego rzuca nas służba, prezentują się przekonująco i estetycznie. Równie dobrze wyglądają też przeciwnicy. Ich animacja wypada płynnie i naturalnie. Potrafią też zaskoczyć podejmując działania, które sprawiają, że na moment zapominamy, że mamy do czynienia jedynie z ożywianymi skryptami modelami. Widok żołnierza, próbującego na własnych ramionach wydostać postrzelonego towarzysza broni ze strefy zagrożonej obstrzałem robi duże wrażenie – przynajmniej za pierwszym razem. Zresztą to, jak inteligentnie potrafią zachować się wrogowie w ogóle zasługuje na pochwałę. Nie tylko umieją się ze sobą skutecznie komunikować, koordynując działania, ale też dobrze wiedzą jak namieszać samodzielnie. Entuzjazm opada trochę tylko, gdy podchodzimy do jakiejś sceny po raz kolejny i widzimy, że za każdym razem na daną sytuację reagują tak samo.

Na osobną wzmiankę zasługuje znakomicie zrealizowany „kill-cam”, czyli mechanizm ukazujący w zwolnionym tempie nasze najskuteczniejsze strzały. Nie tylko będzie nam dane prześledzić lot pocisku, ale i zobaczyć jak sieje spustoszenie w ciele wroga. Wykorzystano w tym celu „rentgenowskie” ujęcia bardzo zbliżone do tych, które znamy z ostatniej odsłony Mortal Kombat. Takie rozwiązanie jeszcze bardziej oddala wprawdzie grę od realizmu, ale za to dodaje jej widowiskowości i sprawia, że czujemy się nagrodzeni, za solidną snajperską robotę.

Akcentem anatomicznym jest również bijące serce naszej postaci, które znajduje się na ekranie. Spełnia ono podwójną rolę – pozwala śledzić stan zdrowia bohatera oraz… jego puls. W wyższych ustawieniach trudności, ma on niebagatelne znaczenie przy oddawaniu strzału. Uspokojenie oddechu i pociągnięcie za spust na wydechu, to bardzo dobra praktyka. Trudno jednak przecież uspokoić oddech jeśli właśnie przebiegło się sprintem sto metrów i przeskoczyło przez mur!

 

Koledzy z wojska

Tryb kooperacji, w którym wszystkie misje głównej kampanii możemy pokonać we dwie osoby, to właśnie miejsce, gdzie dzieło Rebellion dostaje skrzydeł. O ile w pojedynkę można bawić się całkiem przyzwoicie, to wrażenie z gry ramię w ramię z towarzyszem broni jest wielokroć lepsze. Tu już naprawdę można pobawić się wymyślając zaawansowane taktyki. Podział ról pomiędzy graczy jest czysto umowny, bo obie postacie dysponują tym samym sprzętem. Zamiast trzymać się realiów historycznych i działać w trybie rozpoznania i eliminacji, w którym rolą jednego z żołnierzy jest wystawianie wroga koledze ze snajperką, możemy więc zdecydować się na dowolny inny układ. Można będzie wziąć przeciwników w krzyżowy ogień z dwóch pozycji. Albo ruszyć na nich szturmem ze zdwojoną siłą karabinów maszynowych. Albo płynnie wymieniać się rolami w trakcie akcji. Nawet rola obserwatora, który lustruje otoczenie przez lornetkę, może okazać się satysfakcjonująca, jeśli kolega z karabinem wykaże się skutecznością w eliminacji oznaczonych celów (tu warto wspomnieć, że pozycja zaznaczonego przeciwnika staje się widoczna dla obu graczy – nawet jeśli znajduje się za nieprzejrzystą osłoną... i znów realizm cierpi, by rozgrywka mogła być "przyjazna").

Niestety, twórcy nie przewidzieli możliwości gry w dwie osoby na jednej konsoli. Szkoda, bo łatwo sobie wyobrazić, jak świetną zabawę zapewniałaby V2, gdyby można było z towarzyszem siedzieć łokieć w łokieć na jednej kanapie i bezpośrednio komentować sytuację na ekranie. A że nie wiele osób może pochwalić się posiadaniem dwóch konsol, które można połączyć lokalnie, większość sesji dwuosobowych rozgrywać się będzie przez sieć. Warto zawczasu zadbać więc o sprawne headsety lub – dla jeszcze lepszej jakości dźwięku – sensory Kinect. Sprawna komunikacja będzie w tym przypadku kluczowa!

 

Ustrzelić klienta

Sniper Elite z 2005 roku była produkcją niskobudżetową. Jednak braki w oprawie i liczne kompromisy wynagradzała bardzo udanym, wymagającym modelem rozrywki. Była grą, przez którą można było zarwać kilka nocy z rzędu. W której przejście misji wymagało nieraz kilkunastu podejść i zabierało długie godziny, które nasza postać spędzała głównie pełzając z brzuchem przy ziemi. Miało to swój urok, ale sprawiało, że Sniper Elite nie było grą dla każdego. Operując tym razem znacznie większym budżetem studio Rebellion wyszło najwyraźniej z założenia, że nie stać go na stworzenie produkcji niszowej.

Wszystkie ułatwienia, prowadzenie za rączkę, uproszczony przebieg misji – mają za zadanie zapewnienie satysfakcji z przejścia gry szerokiemu gronu odbiorców. Tak tym, którzy fascynują się snajperskim etosem, jak i tym, których chlebem powszednim są raczej pełne akcji strzelaniny. Tych drugich gra z pewnością zadowoli, może nawet zachwyci. Pierwsi… też będą mogli dobrze się bawić, o ile obniżą trochę pułap własnych oczekiwań i będą gotowi na narzucenie sobie dodatkowych, dobrowolnych ograniczeń.

Werdykt: Sniper Elite V2 to dobra, efektowna gra akcji, która może się podobać i dostarczyć dobrej zabawy (szczególnie w co-opie!), ale którą zawiodą się zwolennicy skradanek i osoby  wymagające od tego typu produkcji przede wszystkim realizmu. Jeśli rozważasz jej kupno - musisz mieć tego świadomość.

tekst powstał w oparciu o wersję gry na Xboksa 360

Mruqe
8 maja 2012 - 11:37