Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad - wrażenia na świeżo - barth89 - 15 września 2011

Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad - wrażenia na świeżo

O Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad trochę już usłyszeliśmy. Wiedzieliśmy od kilku miesięcy, że jest to gra ambitna i na swój sposób realistyczna, która nie ma być efektowna - ma być wymagająca.

Czy taka jest? Zapraszam do moich wrażeń z wczorajszej i dzisiejszej sesji w kampanii dla pojedynczego gracza, a także z trybu multi.

Pierwsze co rzuca się w oczy to ładna okładka gry - może  troszkę podchodząca pod budżetówki, ale też przywołująca na myśl gry sprzed kilku lat, więc może jest to celowy zabieg? Zaczęło się niezbyt miło, bo gra nie chciała doinstalować się z płyty o wdzięcznej nazwie "DISC 2", więc trzeba było ściągnąć ponad 5 GB danych, by zacząć się nią cieszyć (na wstępnie zaznaczam, iż celowo zainstalowałem wersję PL, żeby zobaczyć jak spisali się Baka z Olbrychskim). Na szczęście po godzinie nadszedł wyczekiwany przeze mnie moment.

Menu kojarzy mi się bardzo z pierwszą częścią Call of Duty (nie jest to ostatnie odniesienie do tej gry) oraz Medal of Honor: Allied Assault - mamy tutaj do czynienia z czymś w stylu dokumentów, starych zdjęć, wszystko w kolorystyce szaro-brązowej, a do naszych uszu dociera klimatyczna muzyka. Skupmy się wreszcie na samej rozgrywce. Na pierwszy ogień idzie single.

W RO2 mamy dwie kampanie. Zacząć musimy od kampanii "Osi", bo radziecka odblokowuje się dopiero w późniejszym etapie gry. Podczas ładowania każdej kolejnej misji zostajemy wtajemniczeni w ogólną sytuację, jaka panuje na froncie (dowiadujemy się, że walki toczą się o sterty gruzu, że wróg jest zdesperowany i gotów do samobójczych szarż, że ze Stalingradu uciekają nawet psy, starając się przepłynąć Wołgę i wiele innych) - jest to interesujące, gdyż są to prawdziwe zapiski z dzienników żołnierzy. Po tym wprowadzeniu mamy typową odprawę z mapą, na której zaznaczone są kolejne punkty, jakie musimy zająć/bronić oraz dziennik z wytycznymi. Sama konstrukcja misji wygląda właśnie w ten sposób, że razem z oddziałem musimy zająć np. szpital, utrzymać go i przesunąć linię natarcia na kolejny budynek. Ciekawe jest to, że w naszym oddziale znajduje się 12 żołnierzy (co kilka minut otrzymujemy wsparcie, jednak zawsze tylko wyrównujące do 12), więc kiedy znajdziemy się w budynku, który jest naszym celem, by zdobyć go, żołnierzy sprzymierzonych musi być w nim więcej niż przeciwników. Zostało nam tylko 4 podkomendnych? Musimy albo czekać na posiłki, albo zabić odpowiednią liczbę wrogów. bardzo fajnie to działa, bo zmusza do taktycznego działania. Z drugiej strony mamy też misje, w których to my musimy utrzymać jakiś obszar, więc sposobów na kombinowanie jest dużo. Jeśli zginiemy (o co bez odpowiedniej ostrożności nie jest trudno) odradzamy się jako kolejny członek oddziału.

Przyznam, że dość dziwnie czułem się, kiedy kilka razy przed rozpoczęciem misji gra kierowała mnie na plac treningowy, gdzie mogłem nauczyć się podstawowych zasad (czy to poruszania się, czy obsługi różnego rodzaju broni, a także dowodzenia oddziałem). Jest to o tyle dziwne, że dziś raczej nie stosuje się takich rozwiązań - gra sama uczy nas wszystkiego w toku misji. Oldschool, Panie i Panowie, oldschool...

Skupmy się teraz może na tym, czym RO2 miała się odróżniać od innych gier - mechanice. A jest tu wiele elementów, o które mogę zahaczyć. Podstawową kwestią jest poziom trudności: jeśli wychylisz się w złym momencie - zginiesz. Gra bez krycia się za przeszkodami i przylegania do nich nie ma tu racji bytu. Kiedy już się ukryjemy mamy dwie możliwości - możemy się wychylić i przycelować, możemy też strzelać na oślep. To drugie rozwiązanie sprawdza się tylko i wyłącznie w celu zmuszenia wroga do schowania się, a to z kolei daje nam możliwość przedostania się do kolejnej osłony. W grę wchodzi tylko walka pozycyjna. Pamiętam moment, kiedy grając jako strzelec KM-u zauważyłem idealną pozycję do ostrzelania wroga i chciałem do niej szybko przebiec sprintem bez żadnych ceregieli. Była to zła decyzja (nie tylko moja, bo inni członkowie oddziału też wpadli na podobny pomysł), bo zginąłem i ja i moi kompani. Jeżli już wiemy jak się ukrywać należałoby wiedzieć gdzie się ukrywać. A jest to o tyle ważne, że jeśli schronienie znajdziemy za wrakiem samochodu, który stoi w szczerym polu z pewnością zostaniemy przygnieceni ogniem zaporowym. I wierzcie mi, że nie możemy wtedy zrobić prawie nic. W pierwszej chwili myślałem, że się wykrwawiam, bo ekran zacząc się trząść i zachodzić

czerwienią, ale z czasem doszedłem do tego, że tak właśnie działa ogień zaporowy, a wykrwawiania nie ma tu prawie wcale, bo zazwyczaj mamy do czynienia z systemem zero-jedynkowym: żyjemy lub nie. Jeśli posiądziemy już i tę umiejętność (inteligentnego krycia za przeszkodami) pozostaje nam już "tylko" strzelanie. Tutaj też nie jest prosto, bo musimy w tym zakresie opanować kilka elementów. Celownika na środku ekranu nie uświadczymy, dlatego też jedynym wyjściem jest celowanie z przyłożenia (z biodra też możemy, ale sprawdza się to tylko w ciasnych pomieszczeniach, kiedy wyskoczy na nas wrogi żołnierz i będziemy zbyt spanikowani by spojrzeć przez szczerbinkę). Broń w kwestii strzelania daje nam do wyboru, oprócz trybu podstawowego jakim jest strzał, także tryb opcjonalny. W przypadku karabinów maszynowych, czy jednostrzałowych jest to uderzenie kolbą/bagnetem. W przypadku karabinów snajperskich jest to celowanie przy użyciu szczebrinki, a przy KM-ach jest to pojedynczy, dokładny strzał. Najbardziej spodobało mi się jednak to, że każdy celownik w broni możemy dostosować do różnych odległości. Jeśli przeciwnik jest w odległości ok. 300 metrów od nas wystarczy tylko przygotować broń do strzału na taką odległość i już nie musimy brać poprawki na opadający tor lotu pocisku - proste, a daje dużo frajdy. Podobnie jak możliwość sprawdzenia ilości nabojów w magazynku. O dziwo korzysta się z tego rozwiązania.

Przyszedł czas na multi - miałem okazję pograć tylko chwilę, ale wystarczyło to, żebym wyciągnął pewne wnioski. Po pierwsze nie ma tutaj miejsca, podobnie jak w singlu, na samotne rajdy - znów mamy do czynienia z walką pozycyjną. Do tego bardzo łatwo tu zginąć. Zdziwiło mnie, że wszyscy gracze na 64-osobowym serwerze grali tak ostrożnie. Nikt się nie wyrywał, nikt nie szarżował. Wszyscy grzecznie i cierpliwie kryli się za osłonami i starali dostać do wyznaczonego punktu. Nie ma tutaj mowy o fragach w ilości zbliżonej do CoD, czy BF. Każdy "ustrzelony" przeciwnik daje kupę satysfakcji i poczucie, że w jakimś stopniu przyczyniamy się do sukcesu całej drużyny. Gra się specyficznie, ale przyjemnie - trzeba tylko złapać odpowiedniego bakcyla.

A jakie minusy? Jest ich sporo, ale też nie są tak poważne, żeby się o nich rozpisywać. Przede wszystkim liczne błędy techniczne - przenikanie się obiektów i żołnierzy, momentami problemy z wyświetlaniem promieni słonecznych, czasami kiepskie wykrywanie obiektów, za którymi możemy się ukryć... Sterowanie też jest mało intuicyjne (bo to, że klawiszy, jak na dzisiejsze czasy, obsługiwać musimy bardzo dużo to kwestia przyzwyczajenia). Do tego stopnia, że kiedy musimy jakąś czynność wykonać szybko, zastanawiamy się jaki klawisz trzeba teraz wcisnąć. Czasem aż prosi się o to, żeby zniszczyć granatem jakąś skrzynię, za którą ukrywa się przeciwnik - destrukcji jednak nie uświadczymy.  SI jest bardzo nierówna - z jednej strony w pomysłowy sposób potrafi korzystać charakterystyki terenu, z drugiej strony nie raz przeciwnik biegał po budynku i nie wiedział co zrobić. SI nie da się opisać inaczej niż po prostu - boty. No i grafika - nie oczekiwałem cudów, ale liczyłem mimo wszystko na więcej. Modele broni mogłyby być bardziej szczegółowe, dym bardziej realistyczny (za to fajnie wgląda piasek, który opada po wybuchu granatu), a lokacje bardziej urozmaicone. Dźwięki broni i wystrzałów to nie jest nawet 1/5 tego, z czym mieliśmy do czynienia w Bad Company 2. Z kolei polska wersja jest tylko przeciętna - warstwa mówiona mnie nie razi, ale wiele elementów, które czytamy w ogóle nie jest przetłumaczona (np. dziennik podczas odprawy).

Moje wnioski na koniec? Mimo wszystko gra się bardzo przyjemnie. Fajnie poczuć oddech świeżości w CoDowym świecie. Wreszcie mamy do czynienie z FPSem, który stawia przed nami wyzwanie. Z początku może odstraszyć, ale z czasem wciąga coraz bardziej, a przy tym daje naprawdę dużo satysfakcji. Do grafiki można się przyzwyczaić, a jeśli niedoróbki techniczne zostaną wyeliminowane to gra będzie sprawiać jeszcze większą przyjemność. Odradzam osobom, które w tego typu grach preferują tylko styl CoD/BF - od RO2 się odbiją, bo rozgrywka jest wolniejsza nawet od BFa.

Pozwolę sobie jeszcze na małą uwagę - swego czasu byłem zakochany w mp z pierwszego CoD - męczyłem go przez setki godzin (mp_pavlov <3 ) - RO2 bardzo, ale to bardzo przypomina mi tamten model rozgrywki. Jeśli więc lubiliście mp z pierwszego CoD po RO2 już możecie wybierać się do sklepu ;)

Jeśli macie jakieś pytania zadawajcie je w komentarzach - w miarę możliwości postaram się na wszystkie odpowiedzieć.

P.S. Gry jeszcze nie skończyłem, nie miałem okazji nawet pojeździć czołgami, czy pograć więcej niż 2h w multi, dlatego też spodziewajcie się na bieżąco moich komentarzy pod tym wpisem - niemal cały dzień będę dziś katował RO2. 

barth89
15 września 2011 - 11:10