Assassin's Creed V: Ninja Decay, czyli asasyn moich marzeń
Dostosowywanie pory roku do realiów gry
Assassin’s Creed: Syndicate – ze skrajności w skrajność
Assassin's Creed: Spisek Maga
W co gracie w weekend? #371 - Assassin’s Creed: Revelations
W co gracie w weekend? #369: Assassin’s Creed IV i Star Ocean IV
Czy zdarzyło wam się kiedyś na własne oczy zobaczyć, jak w dowolnej z posiadanych przez was gier, w sposób niewyjaśniony i absolutnie tajemniczy, mnożą się absurdalne wręcz babole i bugi? Błędy, których w życiu nie doświadczyliście przy dziewiczym kontakcie z daną produkcją czy też w drodze do pierwszego ujrzenia napisów końcowych, a które to z chęcią ukazywały swoje oblicze już nieco później? Cóż, przyznam się, że u mnie podobne sytuacje mają miejsce nad wyraz często, a ostatnim gospodarzem takich akcji był Assassin’s Creed III. Ilość absurdu, jaką uraczył mnie ten konkretny tytuł po wielkim finale już dawno przekroczyła wszelkie dopuszczalne normy, i to zaledwie w ciągu dwóch dni radosnego hasania Connorem po Pograniczu i jego okolicach. Cóż takiego działo się w wolnej Ameryce po odpłynięciu ostatniego statku zwolenników króla?
Bez owijania w bawełnę – Ubisoft robi nowe Assassin's Creed, które będzie działo się na Karajebach Karaibach. Gra ma pokazywać wydarzenia sprzed części trzeciej i opowiadać historię Edwarda Kenwaya, który nie tylko jest rubasznym żelgarzem, ale i przywdziewa charakterystyczny, biały strój.
Innymi słowy – będziemy piratami w kapturze, śmigającymi po ciepłych wodach pełnych intryg i skarbów. Oznacza to, że na podstawie największej innowacji ostatniej części serii (czyli bitew morskich) zbudowano jej nową odsłonę – cieszmy się!
To był bardzo leniwy i spokojny wieczór, kiedy to świat obiegła pierwsza, poważna plotka o najnowszej części Assassin’s Creed. Statystyczny Kowalski położył swoje dzieci spać, rozsiadł się przed telewizorem bądź oddał innym, mniej lub bardziej wyrafinowanym formom rozrywki. Pierwsze uderzenie nadleciało ze strony portalu społecznościowego Facebook, gdzie 23-letni Adam W. przeglądając swoją Tablicę, mimochodem wpadł na wpis polubionego już jakiś czas temu Game Informera. Pierwszy screenshot, zdjęcie plakatu, garstka informacji – to wystarczyło, by domniemany Assassin’s Creed IV: Black Flag rozpętał ogólnoświatową panikę i medialny wstrząs.
Ezio Auditore przy okazji Assassin’s Creed: Revelations ruszył w ostatnią podróż – do stolicy imperium osmańskiego, Konstantynopola. Zwieńczenie trylogii, gdzie w roli głównej przez 3 lata występował włoski szlachcic, stworzone zostało jak najbardziej godnie, lecz nie bez potknięć. Co prawda gra odstaje nieco od poprzedniczek, ale głównie przez wytarte schematy, którymi jest napakowana do granic możliwości. Sami rozumiecie – prezenty smakują znacznie gorzej, kiedy otrzymujemy je co roku. Zwłaszcza na Boże Narodzenie.
Assassin’s Creed Brotherhood – druga część z trylogii opowieści o włoskim szlachcicu, Ezio Auditore da Firenze. I – spośród wydanych do 2009 roku „asasinów” – najlepsza odsłona. Może nie jest to decydujący argument, dlaczego akurat ten tytuł powinniście kupić, ale niech posłuży jako drobna rekomendacja: 16 godzinny seans zakończyłem w ok. 3 dni, całkiem intensywnie grając. Całkowicie pochłonął mnie zaprezentowany w grze wątek, skupiając się na nim niesamowicie solidnie, na kilkaset minut dziennie odrywałem się od szarej rzeczywistości. Do tego kampania skończona na 100% - podobnie jak odbudowa Rzymu (o czym za chwilę) – coś w tym musi być!
Zapraszam na Znalezisko z sieci, czyli to wszystko, czego wypatrują w sieci wygłodniali konsumenci growej rozrywki - faile, bugi, wpadki, nooby, hardkorowi gracze i wiele, wiele innych, nie mniej ciekawych, zjawisk... Jeśli chcesz na chwilę oderwać się od marketingowo-biznesowego rynku gier wideo to Znalezisko z sieci jest właśnie dla Ciebie!
Napisanie recenzji jakiejś gry niesie za sobą zawsze pewien margines ryzyka. Źle wyrażona opinia może wpłynąć na postrzeganie produktu przez graczy, którzy sugerowali się tokiem myślenia oceniającego. Biorę na siebie odpowiedzialność i próbuję wyrazić swoje zdanie na temat gry Assassin’s Creed III.
Ledwo Assassin’s Creed 3 trafiło w ręce konsolowców, a komputerowcy nie doczekali jeszcze momentu, w którym pudełko z krążkiem stanie na półce sklepowej, a mnie już trzymają się refleksje i zastanowienia nad celem i drogami, jakimi podąży popularna seria Ubisoftu. Skoro twórcy idą z chronologią i każdy następny etap jest w historii młodszy od poprzedniego, to co tym razem będzie nas czekać przy następnych odsłonach?
Assassin’s Creed 3 jest bardzo dobrą grą. Bez wątpienia jedną z najlepszych w jakie miałem okazję grać ostatnimi czasy, bo pomimo ogromnej ilości premier jakie przewidziane są co roku na wrzesień i październik, nic nie zaciekawiło mnie tak bardzo, jak przygody Desmonda w świecie rewolucji amerykańskiej. Jest jednak parę spraw, które strasznie mnie męczą i doprowadzają do szewskiej pasji.
Pierwsza część Assassin’s Creed była – moim zdaniem – mocno niedopracowana. Głównie mam na myśli zawartość, a nie techniczne aspekty. Bądź co bądź, po intrygującym początku przychodziła pora na nudne, jak flaki o olejem, mordowanie, przesłuchiwanie i kradzież. Monotonia była podstawowym grzeszkiem „jedynki”. Ubisoft tworząc kontynuację ustrzegł się wszystkich – mniejszych oraz większych – błędów widzianych w poprzednicze, wykańczając, niemal z półrocznym opóźnieniem wersję pecetową, dzieło kompletne.