Przeładowuję! #10 - Fala zamieszek po pierwszych plotkach na temat nowej części Assassin's Creed! - Robson - 26 lutego 2013

Przeładowuję! #10 - Fala zamieszek po pierwszych plotkach na temat nowej części Assassin's Creed!

To był bardzo leniwy i spokojny wieczór, kiedy to świat obiegła pierwsza, poważna plotka o najnowszej części Assassin’s Creed. Statystyczny Kowalski położył swoje dzieci spać, rozsiadł się przed telewizorem bądź oddał innym, mniej lub bardziej wyrafinowanym formom rozrywki. Pierwsze uderzenie nadleciało ze strony portalu społecznościowego Facebook, gdzie 23-letni Adam W. przeglądając swoją Tablicę, mimochodem wpadł na wpis polubionego już jakiś czas temu Game Informera. Pierwszy screenshot, zdjęcie plakatu, garstka informacji – to wystarczyło, by domniemany Assassin’s Creed IV: Black Flag rozpętał ogólnoświatową panikę i medialny wstrząs.

„Premierze! Jak dalej żyć?!?” – krzyczy nam do kamery jeden z przechodniów. W małej miejscowości pod Kłodzkiem wszyscy mieszkańcy wyszli na ulice, w pełni okazując swoje niezadowolenie co do dalszego rozwoju serii o zakapturzonych asasynach. „Ja… ja nie wiem w co już można wierzyć! Najpierw Call of Duty przenosi się w przyszłość, a potem Assassin’s Creed każe mi pływać statkami! Ja rozumiem, fajne to było jako dodatek w ostatniej, trzeciej części, ale Ubisoft – znajcie umiar!”. Grożenia pięścią, spazmom i odruchom wymiotnym nie ma końca. Ludzie wrzeszczą jeden przez drugiego, gdzieś w tłumie migają widły, czuć swąd pierwszej odpalonej pochodni. Nasz dziennikarz wraz z kamerzystą z trudem unikają stratowania.

Przyglądając się historii całej serii, osoba z tematem niezaznajomiona może w pełni zrozumieć przyczynę powstałego szaleństwa. Kiedy w 2007 roku świat poznał pierwszą część tej niezwykle dochodowej i nośnej marki, pomimo ogólnego zachwytu, dało się wyczuć pewne zgrzyty. Z perspektywy czasu patrząc, przy okazji swojego pierwszego Kreda Asasyna, Ubisoft zdawał się stać w niezręcznym rozkroku – z jednej strony miało być realistycznie a sam tytuł udawać miał symulację skrytobójcy z czasów Trzeciej Krucjaty, z drugiej zaś nasza gra o bieganiu po dachach budowała już zadatki na coś więcej. Posiadająca drugie, trzecie i piętnaste fabularne dno produkcja kulała w tym samym czasie pod względem narracji, również na polu gameplay’u nie pozostając tytułem nieskazitelnym. Był więc symulacyjno-realistyczny posmak (Altair nie wspinał się jeszcze tak szybko, nie strzelał z rękawa ani nie eliminował swoich celów przegiętymi akcjami z czapy), zepsuty psującymi zabawę dłużyznami i zgniłym procesem powtarzania w kółko tych samych czynności.

"Ale to już było, znikło gdzieś za nami..."

Później wszechświat poznał część drugą, a razem z nią, Ezio Auditore da Firenze. Pod względem pacing’u gra radośnie przyśpieszyła, otrzymała bardziej ekspresywnego i prawdziwego bohatera, całość doprawiając szczyptą filmowości i machając symulacyjnym zadatkom na do widzenia. Oczywiście nie wszyscy fani podskoczyli z radości na widok zmian wprowadzonych w głównym koncepcie serii: „Mi się to tam panie redaktorze nie podobało za grosz! Ja chciałem dalej Bliski Wschód, czy coś, a nie Włochy i fikuśne koszule! Jakbym se chciał pograć makaroniarzem, to w piwnicy dali Pegasusa mam, i Mario stare, o!”.  Koniec końców, Assassin’s Creed II był bardzo dobrym momentem na pierwsze próby przyzwyczajania się do ewolucji zapoczątkowanej przez Ezio w skrytobójczej sadze. Brotherhood tylko rozwinął zawarte w nim idee, tworząc produkt niemal idealny – świetnie zaprojektowane otoczenie, dające dużo możliwości do wspinaczki i biegania po dachach, jeszcze lepiej zarysowany protagonista jak i uczucie potęgi lidera Bractwa Asasynów. To wszystko, wraz z dającym sporo frajdy systemem rozbudowy naszej wesołej rodziny i remontowania Rzymu, złożyło się na niezwykłą popularność tej konkretnej części i globalne uznanie. Okrzyki „Nic się nie stało! Ubisoft, nic się nie stało!” dało się słyszeć prawie wszędzie. Niemniej, seria coraz bardziej odpływała od swojej pierwotnej przystani, stając się kolejną przygodową grą akcji, ostatecznie uśmiercając swoje symulacyjne założenia. Tyle, że nikt już o nich nie pamiętał.

Dobrze dla francuskiego giganta byłoby jednak zakończyć naszą znajomość z charyzmatycznym Włochem właśnie na tym epizodzie, bo sklecony na prędce Revelations tylko zepsuł dobre wrażenie, mozolnie wybudowane przez Bractwo. Historia co prawda trzymała się przysłowiowej kupy, ale wszędzie widać było już oznaki zmęczenia materiału. „Ja chciałem już coś nowego, i tyle! Ezio to ja lubiłem od początku, ale Revelations to był według mnie taki o jeden most za daleko. Przeszedłem, odstawiłem i czekałem na coś, co wymazało by z mojej pamięci skopany system kontr i dziwaczne Tower defense. Ten Konstantynopol też mi jakoś tyłka nie urwał. Nie po tak odpicowanym Rzymie. Eh, życie, życie, jest nowelą.” – żalił nam się krótko po premierze Ryszard R. Na tym poziomie, świat zapomniał o głośno zapowiadanym przez urodziwą Jade Raymond „social stealth”, a więc konieczności ukrywania się w tłumie, czy chociażby wolności w sposobie eliminacji celu. „Skąd jesteście? TVN? TVN na bank! Ludzie, TVN przyjechał szkalować! Weź się pan odwal od Assassin’s Creeda! Można się chwytać wszystkiego, co wystaje 5 cm od powierzchni? Można! To wypad mi z tą kamerą!”

Pytasz o przodka, czy potomków?

Assassin’s Creed III, pomimo rewolucji na Nowym Kontynencie, nie przyniósł historycznych czy też wiekopomnych zmian w samej serii. Co więcej, samego biegania po dachach również było tam jakoś mniej, i chociaż perypetie Connora wciąż miło można powspominać, o tym, czym Assassin’s Creed mógł być, a już raczej nigdy nie będzie, należało zapomnieć już dawno temu. Dlaczego więc właśnie teraz ludzie przypomnieli sobie o przeszłości i dawnych założeniach? „Dlaczego ta gra się nazywa Assassin’s Creed?!? Co to za asasyni w ogóle?!? Prędzej Parkour’s Creed, czy coś. Wczoraj zaszlachtowałem dziewięciu żołnierzy toporkiem! W biały dzień! Na środku ulicy!!!” Przecieki na temat kolejnej odsłony serii, stanowiącej prequel części trzeciej, okazały się już być tą kroplą, która przelała czarę ukrytej goryczy. Najlepiej całą sytuację podsumował dla nas losowy protestant, biorący udział w poznańskim marszu „Koniec Kłamst Ubisoftu”, znanego także jako „Ubisoft = Abstergo”. Nie powstrzymując potoku łez, 28-letni Ambroży W. mówi: „No fajne były te statki w trójce, fajne. Ja nawet tak po cichu liczyłem, że jak to Ubisoft tak pięknie odpicował, to nawet jakąś osobną markę z tego zrobią. Ale żeby całego Asasyna na tym opierać?”

Tylko czekać.

Rozwścieczony i zdesperowany tłum zdaje się nie zauważać jednej rzeczy – to wciąż tylko plotki, a udostępniony screenshot i plakat nie muszą jeszcze aż tak wiele znaczyć. Warto też na całą sprawę spojrzeć z innej strony: czy to aż tak karygodne zagranie, iż Ubisoft postanawia odświeżyć nieco skostniałą serię przy pomocy morskiej bryzy i butelki zacnego rumu?

Dla wiadomości gameplay.pl, dziennikarz ukrywający swoją tożsamość w trosce o życie jego, jak i jego rodziny.

Zapraszamy na oficjalny fan-page serwisu – z prędkością karabinu maszynowego wyrzucający najświeższe informacje o nowych recenzjach i felietonach!

Robson
26 lutego 2013 - 23:58