Bez owijania w bawełnę – Ubisoft robi nowe Assassin's Creed, które będzie działo się na Karajebach Karaibach. Gra ma pokazywać wydarzenia sprzed części trzeciej i opowiadać historię Edwarda Kenwaya, który nie tylko jest rubasznym żelgarzem, ale i przywdziewa charakterystyczny, biały strój.
Innymi słowy – będziemy piratami w kapturze, śmigającymi po ciepłych wodach pełnych intryg i skarbów. Oznacza to, że na podstawie największej innowacji ostatniej części serii (czyli bitew morskich) zbudowano jej nową odsłonę – cieszmy się!
...Tylko mogli zrobić z tego po prostu Assassin’s Creed: Black Flag, a nie Assassin’s Creed IV: Black Flag. Po trylogii Ezio wszyscy zaakceptowali, że nowy numerek = nowe realia historyczne, a cofnięcie się o kilka lat to nie do końca to samo co przeskok z epoki wypraw krzyżowych do Renesansu, a później do Nowego Świata.
Powiedzmy sobie jednak szczerze – to się uda, nawet jeśli śmierdzi odgrzewanym kotletem na sto kilometrów i jest piątą odsłoną AC w ciągu ostatnich pięciu lat (nie licząc wersji na handheldy, których było co najmniej trzy). Liczę na żeglugę, liczę na to, że przez cały czas będziemy obserwować piękne słoneczne krainy, odkrywać nowe wyspy zbierając na nich kokosy zamiast piórek i sterować pięknymi statkami. Abordaże, sztormy i slalomy między minami były zbyt duże na samo ACIII, dobrze zatem, że zrobi się z nich jeszcze użytek, nim nowa część przeniesie nas do Anglii, Francji lub Hiszpanii i zapewne utnie motyw łapania wiatru w żagle.
Jedynym zarzutem jaki mogę mieć wobec tego pomysłu jest to, że na 100% nie będzie to tak cudowne jak w Wind Wakerze:
Ale to w sumie nic, bo żadna gra nie może równać się w cudowności podróży w nieznane z tym tytułem...
Black Flag zapowiedziano na X360, PC, PS3 i Wii U, wygląda zatem na to, że będzie to tytuł pożegnalny dla tej generacji, wyciskający ostatnie dolary z tego co można zrobić na obecnym silniku Anvil i przerabiając istniejące assety na nową przygodę. W tym samym czasie inna ekipa (może nawet pod dowództwem samej Jade Raymond) tworzy next-genowego, piątego Asasyna. Właściwie jest to pewne.
Interesujące jest tylko to jak pan Kenway odniesie się do animusowych rewelacji, pamięci genetycznej, kosmicznych bogów, amerykańskiej jaskini, papieża, biblioteki Altaira, agentów Abstergo i czmychania nad brazylijską galą MMA.
Znając możliwości Ubi, znajdą na to odpowiedni sposób zsyłając na ziemie nowego mesjasza albo coś jeszcze „ciekawszego”... ewentualnie będzie to pierwsza sensowna część pozbawiona wstawek z rzeczywistości. O tak, to bym chciał.