Stare, a nowe filmy
Medal of Honor: Allied Assault vs Call of Duty - która z nich wygra wojnę?
Helikopter w ogniu - bitwa o Mogadiszu. Film kontra fakty
Hearthstone vs. Duel of Champions, czyli porównanie darmowych gier karcianych
Trudny powrót do Dragon Ball Z
superNOWA odświeża książkowego Wiedźmina!
Helikopter w ogniu (Black Hawk Down) - obraz Ridleya Scotta z 2003 roku uznawany jest za jeden z najbardziej realistycznych filmów ukazujących współczesne pole walki oraz całkiem bliskie trzymanie się faktów. Świetne zdjęcia i dbałość o detale to jedno. Kino rządzi się jednak swoimi prawami i również tutaj znalazło się sporo różnic pomiędzy rzeczywistymi i filmowymi wydarzeniami. Dlaczego z bitwy nie zachowały się praktycznie żadne oryginalne zdjęcia czy relacje prasowe, pomimo że wcześniejsza wojna w Iraku była transmitowana w telewizji na okrągło? Jaką rolę naprawdę odegrał sierżant Eversmann (główny bohater filmu grany przez Josha Hartnetta) i ile śmigłowców łącznie zestrzelono?
Moja fascynacja karciankami sięga dzieciństwa, a wszystko za sprawą... Polsatu, który pewnego pięknego dnia zaczął emitować Yu-Gi-Oh. Jakoś za dzieciaka nie przeszkadzał mi potworny polski dubbing, który dziś sprawia, że uszy więdną (może z wyjątkiem głównego bohatera, któremu oba głosy dobrano całkiem nieźle) i ziarno zostało posiane. Idea gier karcianych przemawiała do mojej wyobraźni jak nic innego, ale... na oglądaniu się skończyło. Wszystko za sprawą internetu, a raczej jego braku – zwyczajnie nie wiedziałem, że podobne gry nie są jedynie wymysłem twórców ulubionego serialu animowanego. Wszystko się zmieniło kilka lat, później kiedy za pośrednictwem "Clicka!" i coraz bardziej powszechnego dostępu do internetu docierało do mnie coraz więcej informacji o karciankach. Mimo skromnych możliwości finansowych powoli zacząłem wsiąkać w świat "kartoników" i... zostałem w nim do teraz.
Nowe filmy często kuszą hollywódzkim efekciarstwem, ale za to irytują widza głupotą. Nie należy to oczywiście do reguły, ale zwykle tak bywa. Posiadają również i inne wady. Jednak prawda jest taka, że i starsze tytuły także nie były i nie są idealne. Szczególnie podczas konfrontacji z najnowszymi. Dlatego też chciałbym poruszyć ten temat i zestawić ze sobą wersje Pamięci Absolutnej oraz RoboCopa.
Latami toczył się odwieczny dylemat. Gracze zastanawiali się, który z ówczesnych hitów jest lepszy? I który z nich zasługuje na miano króla pierwszoosobowych strzelanin osadzonych w realiach II Wojny Światowej. Po wielu latach obie marki doczekały się wielu kontynuacji. Z czego dzisiejsze odsłony w niewielkim stopniu odnoszą się do swoich pierwowzorów. Jednak te zostawię sobie na inny czas. A dziś zajmę się porównaniem Medal of Honor: Allied Assault oraz Call of Duty.
Uwielbiałem Dragon Ball Z. Zawsze był dla mnie lepszy od pierwszej serii czy GT. Dziś jednak moje spojrzenie uległo sporej zmianie. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że oglądając je kolejny raz z kolei - zauważyłem mnóstwo wad. Dla widza szczególnie upierdliwych. Owszem, spodziewałem się tego, ale dziś znajome każdemu fanu wady irytują bardziej, niż kiedykolwiek.
Kilkanaście dni temu superNOWA zapowiedziała nowe wydanie cyklu Wiedźmin autorstwa Andrzeja Sapkowskiego. Dziś z kolei możemy je ujrzeć w księgarniach oraz zakupić. Odświeżenie sagi wiążę się przede wszystkim z dopasowaniem szaty graficznej do najnowszego tomu - Sezonu Burz. Jednak nie jest to jedyny powód, dla którego wydawca podjął taką decyzję.
Temat Tygodnia jest nowym cyklem felietonów, w którym pojawiać się będą wpisy autorów nawiązujących do wybranej w drodze głosowania tematyki. Każdy z nas podejmuje zagadnienie w inny sposób, ukazując tym samym różnorodność spojrzenia na dany temat. W tym tygodniu zdecydowaliśmy się poruszyć kwestię "Gier, których się wstydzimy".
Gry są różne, a świat elektronicznej rozrywki rozbudowany i wszechstronny. Możemy zatem liczyć na rozmaite gatunki, inne podejście do oprawy wizualnej, czy nawet na zróżnicowany poziom danej pozycji. Począwszy od najgłośniejszych hitów, a na kaszankach skończywszy. I właśnie na te ostatne chciałbym poświęcić dzisiejszy tekst.
Need for Speed słynie z mnogiej liczby odsłon. Na tyle mnogiej, że autorzy postanowili użyć od czasu do czasu znanego podtytułu. Tak było chociażby w przypadku Hot Pursuit, Underground oraz Shift. Od 2012 roku powrócono również do nazwy Most Wanted. W związku z tym postanowiłem skonfrontować pierwowzór z nowoczesnym restartem, by następnie wyłonić bezsprzecznego zwyciezcę w niniejszym pojedynku.
Ktoś może stwierdzić, że jedynym wspólnym elementem Duke'a oraz Arniego są obfite mięśnie. Z jednej strony taka osoba ma rację, ale z drugiej nie do końca. Sam znalazłem więcej łączących ich ze sobą cech. Nie wierzycie? Spójrzcie chociażby na główne zdjęcie! A jeśli to was nie przekonuje, to zapraszam do dalszej części niniejszego tekstu.
Dużo już zostało na temat developerskich obietnic na przestrzeni lat powiedziane. Ten, kto wierzy, że przedpremierowe pokazy mogą prezentować produkt w tym samym stopniu zaawansowania i szczegółowości, co ostateczny efekt prac w postaci samej gry, robi sobie krzywdę. Niewiele jest przypadków, w którym obietnice dotyczące funkcjonalności czy stylistyki gier zostały spełnione. W końcu przecież starannie wyreżyserowane filmiki są po to, żeby rozbudzić graczy i sprawić, żeby pociekła im po brodzie gameplay’owa ślinka. A jak sprawa ma się z Watch_Dogs?