Temat Tygodnia jest nowym cyklem felietonów, w którym pojawiać się będą wpisy autorów nawiązujących do wybranej w drodze głosowania tematyki. Każdy z nas podejmuje zagadnienie w inny sposób, ukazując tym samym różnorodność spojrzenia na dany temat. W tym tygodniu zdecydowaliśmy się poruszyć kwestię "Gier, których się wstydzimy".
Gry są różne, a świat elektronicznej rozrywki rozbudowany i wszechstronny. Możemy zatem liczyć na rozmaite gatunki, inne podejście do oprawy wizualnej, czy nawet na zróżnicowany poziom danej pozycji. Począwszy od najgłośniejszych hitów, a na kaszankach skończywszy. I właśnie na te ostatne chciałbym poświęcić dzisiejszy tekst.
Generalnie należę do osób dość wymagających i jeśli coś mi się nie podoba, to nie boję się o tym mówić, czy też pisać. Potrafię się przyczepić (nie na siłę rzecz jasna) do wszystkiego, co w negatywny sposób wpływa na odczucia związane z grą. Dla słabych elementów nie mam litości. I nie obchodzi mnie, czy dany tytuł wydała wielka i lubiana korporacja, czy też małe i nieznane studio. To nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Liczy się to, czy twórcom udało się wykonać kawał dobrej roboty, czy też nie.
Za to czasem lubię sobie pograć w słabe gry. W typowe kioskowce za dyszkę, bądź dwie. Mało tego! Potrafię czerpać z nich niemałą frajdę! Dla wielu z was może to się wydawać dziwne, że osoba krytykująca czasem kasowe hity i znane marki zagrywa się od czasu do czasu w mierne kaszaloty. Część z was może mnie uznać za hipokrytę, ale sprawa wcale nie jest taka jednoznaczna jak może się z początku wydawać.
Uważam, że każde dzieło ma jakieś tam zalety jak i wady. Czasem bywa tak, że gry za 19,99zł. mają coś, co przyciąga uwagę gracza. Bywa i tak, że te w okolicach 199zł. odpychają bezgranicznie. Mimo iż są lepiej dopracowane, przemyślane i teoretycznie ciekawsze. W czym tkwi sekret? Cóż, najlepiej będzie odpowiedzieć na to pytanie wykorzystując parę przykładów.
Weźmy pod uwagę Smash up Derby od CI Games (niegdyś City Interactive). Jak sam tytuł wskazuje, produkcja ta nawiązuje do takich hitów jak Destruction Derby oraz FlatOut. Tyle, że o kilka klas niżej. A może i kilkadziesiąt? Same wyścigi są toporne, a model jazdy wręcz tragiczny, przez co tylko paroma pojazdami jeździ się jako tako po japońsku. Aczkolwiek bez najmniejszej frajdy. I to pomimo ulepszeń naszych cacek. W dodatku sama gra jest śmiesznie krótka (ale to akurat tutaj plus). Jednak oferuje coś, dzięki czemu miło ją wspominam, a tym czymś jest tryb derby! Jedyna zabawa jaka sprawiła mi frajdę przy tym tytule. Nawet po ukończeniu kariery często do tego trybu wracałem, bo został wykonany naprawdę przyzwoicie.
Z kolei do wszelkich dziadostw typu Maluch Racer, czy Poldek Driver zachęciły mnie same auta i sentyment do nich. Pewnie dlatego, że tata posiadał kiedyś takie auta. W każdym razie zagrywałem się w nie (próbowałem mimo marnej jakości) mając te 14-15 lat. I w sumie dziś nie myślę o nich, aż tak źle. Nieco inaczej było w przypadku gier od City Interactive. Większość z nich odrzucała na kilometr. Parę otarło się o przeciętność (SAS: Secure Tomorrow, Combat Wings: Battle of Britain, Sniper: Ghost Warrior), ale były też takie, które powszechnie uważane są za kaszaloty. W tym i przeze mnie, ale...
No właśnie ale. Miło spędziłem przy paru z nich czas. Między innymi ciepło wspominam Code of Honor: The French Foreign Legion i nieco mniej Terrorist Takedown: War in Colombia. Główna w tym zasługa Chrome Engine. Dzięki temu te gry pod pewnymi względami kopiowały (nieudolnie, ale cóż) niezłą strzelaninę od Techlandu, czyli Chrome. No i oferowały pseudo otwarte mapy. Czyli tak jak lubię.
Niemniej jednak trudno jest mi się przyznać do tych wszystkich potworków, a już nie mówiąc o ich chwaleniu. W związku z tym należy sobie zadać pewne pytanie. Dlaczego w ogóle grywam w kaszanki? Przede wszystkim dlatego, że są bardzo krótkie. Niektóre z nich mają swój specyficzny "tani" urok. Rzadko, bo rzadko, ale potrafią pozytywnie zaskoczyć. No i dlatego, iż dzięki takiemu porównaniu mogę bardziej docenić lepsze pozycje.
Polecam przeczytanie pozostałych materiałów na temat "Gier, których się wstydzimy", poczynając od Brucevsky'ego i jego graniu przy kobietach, a kończąc z kolei na grze z facebooka od Czarnego Wilka.