Nowe filmy często kuszą hollywódzkim efekciarstwem, ale za to irytują widza głupotą. Nie należy to oczywiście do reguły, ale zwykle tak bywa. Posiadają również i inne wady. Jednak prawda jest taka, że i starsze tytuły także nie były i nie są idealne. Szczególnie podczas konfrontacji z najnowszymi. Dlatego też chciałbym poruszyć ten temat i zestawić ze sobą wersje Pamięci Absolutnej oraz RoboCopa.
Jak nietrudno odgadnąć, główną zaletą młodszych dzieł są dopracowane i bardzo szczegółowe efekty specjalne. Na tyle zapierające dech w piersiach (choć, o dziwo nie w każdym wypadku), że obejrzenie owych w przypadku starszych edycji bywa dla niektórych dość trudne. W efekcie czego widz może się z takowych śmiać. Zresztą nie ma co ukrywać. Ja pomimo sympatii do starego, dobrego Robocopa oraz Pamięci Absolutnej - przyznaję, iż niegdyś intrygujące akcje, obecnie wypadają różnie. Jedne bawią do rozpuku, drugie z kolei żenują. Choć w niewielkim stopniu. Nowsze adaptacje są pod tym względem poważniejsze i bardziej dopracowanie.
Niestety jest i druga strona medalu. Brak humoru, zabawnych dialogów, bądź masa przegadanych i w gruncie rzeczy nudnych scen - powodują, że w trakcie seansu chce mi się spać. I w tej kwestii starsze edycje górują nad nowszymi. Są w gruncie rzeczy zwięzłe, ciekawe i przemyślane. Człowiek nim się obejrzy (wciągnięty przed ekranem telewizora), a już w pełnych emocjach widzi napisy końcowe. Czego niestety nie mogę powiedzieć o nowym RoboCopie i Pamięci Absolutnej. Te, choć początkowo ciekawe - z czasem męczą moje oko. Nudząc przy tym niemiłosiernie.
Inna kwestia dotyczy panującej atmosfery. Stary RoboCop oraz Pamięć Absolutna - posiadają nietuzinkowy, niezbyt rzeczywisty, ale za to iście filmowy klimat. Na tyle mocny, że potrafi cieszyć. Zaspokając moją wyobraźnię. I zapewne działać na mój nostalgiczny pogląd. Jednak prawda jest taka, że niektóre wiekowe filmy potrafią stracić w moich oczach wiele. Bo przykladowo perfidnie się zestarzały, bądź są zwyczajnie głupie. Na szczęście powyższe do takowych nie należą, dzięki czemu lubię je tak samo dziś, jak i te paręnaście lat temu. Nie wspominając już o klasyfikacji wiekowej.
W kwestii aktorów bywa różnie. Aczkolwiek jeśli człowiek przywykł do tych starszych, znanych mu od lat. I utożsamianych z danymi bohaterami, to dziś jest mu ciężko przywyknąć do następców. Tak jest i w tych przypadkach. Na szczęście mogę napisać tyle, że wszyscy aktorzy odegrali swoje role należycie. Wczuwając się w odpowiedni dla danych (kanonu) czasów sposób. I tak naprawdę wiele w tym temacie zależy od naszych indywidualnych preferencji.
Z dzisiejszego zestawienia, jeśli miałbym wybrać wygranych - bezsprzecznie byłyby to wersje z lat osiemdziesiątych oraz dziewięćdziesiątych, a nie współczesne. Głównie dlatego, że mnie cieszą, bawią i nie nudzą. Jednakże istnieje wiele innych filmów, przy których świeże tytuły bez trudu zdołałyby się rozprawić z tymi starszymi.