Helikopter w ogniu - bitwa o Mogadiszu. Film kontra fakty - DM - 7 maja 2017

Helikopter w ogniu - bitwa o Mogadiszu. Film kontra fakty

Helikopter w ogniu (Black Hawk Down) - obraz Ridleya Scotta z 2003 roku uznawany jest za jeden z najbardziej realistycznych filmów ukazujących współczesne pole walki oraz całkiem bliskie trzymanie się faktów. Świetne zdjęcia i dbałość o detale to jedno. Kino rządzi się jednak swoimi prawami i również tutaj znalazło się sporo różnic pomiędzy rzeczywistymi i filmowymi wydarzeniami. Dlaczego z bitwy nie zachowały się praktycznie żadne oryginalne zdjęcia czy relacje prasowe, pomimo że wcześniejsza wojna w Iraku była transmitowana w telewizji na okrągło? Jaką rolę naprawdę odegrał sierżant Eversmann (główny bohater filmu grany przez Josha Hartnetta) i ile śmigłowców łącznie zestrzelono?


Podobne porównanie wcześniej dotyczyło filmów Snajper oraz Ocalony.

Ponoć jednym z warunków użyczenia do filmu przez armię USA prawdziwych śmigłowców MH-60 Black Hawk było przedstawienie amerykańskich żołnierzy w dobrym świetle - właściwe uhonorowanie ich postawy i poświęcenia. Czy generałowie mieli się czego obawiać? Dlaczego całe miasto ruszyło do walki z ludźmi, którzy przywozili żywność do kraju pełnego głodujących? Bohaterstwa i troski o kolegów z oddziału w czasie samej bitwy nie da się podważyć, ale w rzeczywistości amerykańscy żołnierze mieli swoje za uszami, a Somalijczycy mnóstwo powodów by ich nienawidzić.

Pierwotny scenariusz filmu ponoć posiadał wiele momentów kwestionujących obecność USA w Somalii i stawiających trudne pytania, ale ostatecznie wszystko zostało wycięte. Filmowi zarzuca się pokazywanie nieprawdziwego obrazu Somalii. Nie zawarto w nim żadnych aspektów kulturowych odróżniających Somalię od innych krajów afrykańskich, ani nawet prawdziwego języka, jaki obowiązuje w Mogadiszu. Po premierze pojawiły się protesty ze strony rządów Malezji i Pakistanu o zmarginalizowanie udziału ich wojsk w akcji.

Marines podczas operacji "Przywrócić nadzieję"
źródło: http://thechive.com

Tło wydarzeń poprzedzających bitwę o Mogadiszu
Pierwsze minuty filmu dość oszczędnie wprowadzają nas w sytuację polityczną Somalii i rolę USA w tych wydarzeniach. Rzeczywistość jest jak zwykle o wiele bardziej skomplikowana i z wieloma odcieniami szarości. Na początek powinniśmy rozróżnić dwuetapową obecność Amerykanów w Somalii i stopniowo zmieniające się cele operacji. Pierwsze oddziały wylądowały jako część sił ONZ - to kilka batalionów Piechoty Morskiej oraz 10. Dywizja  Piechoty Górskiej (10th Mountain), wysłane do Mogadiszu w grudniu 1992 roku w ramach operacji "Przywrócić nadzieję" (Restore Hope). Mieli oni zająć się ochroną dostaw żywności dla głodującego kraju, w którym rolnictwo zostało praktycznie całkowicie zniszczone w wyniku wojny domowej pomiędzy klanami. Marines szybko wyjechali, została tylko 10th Mountain (wraz z wojskami innych państw), jako siły szybkiego reagowania.

Marines podczas operacji "Przywrócić nadzieję"
źródło: http://thechive.com
Marines podczas operacji "Przywrócić nadzieję"
źródło: http://thechive.com

Posiłki przybyły pod koniec sierpnia 1993 roku, jako znane już z filmu Task Force Ranger. Kontyngent około 400-450 żołnierzy składał się tym razem z samej śmietanki sił specjalnych USA: szwadronu C oddziału Delta Force pod dowództwem kapitana Millera, komandosów Seal Team Six, pilotów 160th SOAR - Night Stalkers, ratowników PJ oraz 3. batalionu Rangersów pod dowództwem kapitana Steela. Ich zadaniem nie było już zabezpieczanie dostaw żywności w ramach operacji Przywrócić Nadzieję, a wyłącznie pojmanie przywódcy klanu Habar Gidir - Mohammada Farraha Aidida lub zniszczenie struktur jego organizacji w zupełnie nowej misji - Gothic Serpent.  Dlaczego Amerykanom tak bardzo zależało na tym jednym człowieku?

Rangersi z Task Force Ranger

Spirala przemocy
W marcu 1993 roku w Etiopii odbyło się spotkanie wszystkich znaczących grup i klanów w Somalii, które ustaliły szczegóły współpracy przy odbudowie kraju i zapewnieniu pokoju pod czujnym okiem ONZ. Pomimo wcześniejszej zgody, Aidid widział tylko siebie oraz swój klan na czele nowego państwa i nie zamierzał z nikim dzielić się władzą. Organizacja Narodów Zjednoczonych, traktująca wszystkie ugrupowania tak samo, stała się jego wrogiem. Rozpoczął swoją własną wojnę z siłami ONZ, by je zastraszyć i wygonić z kraju. Najpierw powstała propagandowa stacja radiowa, głosząca m.in. ostrzeżenia o planach kolonizacji Somalii przez inne  państwa, ale metody szybko przybrały dużo ostrzejszy wymiar.

Pakistańczycy w Mogadiszu
źródło: https://defence.pk


5 czerwca doszło do zasadzki na pakistańskich żołnierzy. 57 zostało rannych, a 24 zabitych. Dla mocniejszego wydźwięku - wypatroszono ich i obdarto ze skóry. Dzień później ONZ dało zielone światło dla aresztowania członków klanu Habar Gidir, by ukarać winnych masakry. Amerykanie przystąpili do działania urządzając rajdy na różne pomniejsze cele.

Dan Eldon - brytyjski dziennikarz zabity przez rozwścieczony tłum na miejscu ataku

Punktem zwrotnym okazał się dzień 12 lipca, kiedy to kilku ważnych prominentów klanu zebrało się razem, by przedyskutować pokojową propozycję amerykańskiego admirała Howe’a i przewodniczącego ONZ. Nie wszyscy byli bowiem tak radykalni jak Aidid. Wielu słusznie uważało, że kraj można odbudować tylko współpracą i otwarciem się na pomoc innych państw. W spotkaniu, oprócz samych sprawców zamachu na Pakistańczyków, uczestniczyli ludzie wykształceni, cieszący się wielkim poważaniem w całej Somalii i często sprzeciwiający się metodom Aidida - po prostu elita intelektualna tego biednego kraju.

Jedno ze zdjęć zrobionch przez Eldona w Somalii

Krótko po rozpoczęciu narady na miejsce spotkania nadleciały śmigłowce szturmowe AH-1 Cobra, które otoczyły wianuszkiem kompleks budynków. W ich stronę poleciało łącznie 16 pocisków kierowanych TOW. ONZ podawało potem liczbę 20 zabitych mężczyzn, lecz dane Czerwonego Krzyża mówiły o ponad 50 ofiarach (w tym kobiety i dzieci) i 200 rannych, a Somalijczycy twierdzili, że w ataku zginęło ponad 70 osób. Tuż po eksplozjach na pobojowisko udało się czterech zachodnich dziennikarzy, którzy zostali zlinczowani przez rozwścieczony tłum i właśnie to wydarzenie zdominowało doniesienia wiadomości oraz nagłówki w gazetach. Zachodnie media rozpisywały się o śmierci czterech reporterów, całkowicie marginalizując atak rakietowy i zabójstwo somalijskich elit. Przestraszone agencje wycofały z kraju prawie wszystkich przedstawicieli, przez co bitwę o Mogadiszu dokumentują jedynie nieliczne zdjęcia robione przez samych Somalijczyków.

12 lipca do ataku użyto śmigłowców Cobra

To wydarzenie rozpoczęło otwartą falę nienawiści do Amerykanów już nie tylko ze strony radykałów z klanu Habar Gidir, ale całego narodu Somalijczyków. Wszelkie nadzieje na odbudowę kraju pod egidą ONZ legły w gruzach tego jednego, zniszczonego domu i nawet niektórzy amerykańscy dziennikarze opisują tę akcję jako zwykłe morderstwo z przyzwolenia Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Aidid skierował swoje działania  bezpośrednio na wojska USA. Na początku sierpnia 1993 zdalnie detonowana bomba zabiła czterech żołnierzy 10. Górskiej. Dwa tygodnie później rannych zostało siedmiu innych. Prezydent Bill Clinton musiał jakoś pokazać opinii publicznej, że nie siedzi z założonymi rekami i 22 sierpnia do Somalii wyruszyła Task Force Ranger, która swoimi działaniami wzbudziła w zwykłych mieszkańcach Somalii kolejne pokłady nienawiści.

10. Górska w Somalii

Aby utrzymać przeciwników w szachu i ciągłej niepewności co do właściwych akcji, dowodzący Task Force Ranger generał Garisson organizował codziennie dwa, trzy loty śmigłowców nad Mogadiszu. Dla nudzących się w bazie żołnierzy była to jedna z nielicznych rozrywek. Niesamowicie wyszkoleni piloci ze 160th SOAR fundowali im przejażdżki niczym kolejką górską, co chwila nurkując tuż nad ziemią i podrywając maszynę.
To co było frajdą dla jednych, dla mieszkańców miasta oznaczało zwykłe nękanie. Piloci często zawieszali śmigłowce tuż nad ruchliwymi skrzyżowaniami czy straganami, co powodowało na ziemi istny chaos. Czasem przechylali ostro helikopter do przodu, powodując silną falę wiatru skierowaną prosto na grunt, a to zrywało dachy z lichych domków, demolowało prymitywne toalety na podwórzach, rozrzucało kupcom towary ze straganów czy zdzierało luźno noszone suknie u kobiet. Udokumentowany jest przypadek, kiedy podmuch wirnika wyrwał z rąk dziewczyny niemowlę. Dziecko jakimś cudem przeżyło, poturlawszy się pod drzwi jakieś chaty.


W filmie widać scenę, gdy bojówki Aidida otwierają ogień z karabinu maszynowego do tłumu ludzi czekającego na przekazanie żywności z darów. Klany rzeczywiście przejmowały większość pomocy humanitarnej dla mieszkańców, ale incydent (dość niejasny) z masowym ostrzelaniem tłumu mają na sumieniu również Amerykanie. 9 września grupa żołnierzy z 10. Górskiej wpadła w zasadzkę i została zaatakowana przez ludzi Aidida. Na pomoc wysłano śmigłowce, które użyły rakiet TOW i działek minigun. Oficjalne raporty nie podają liczby zabitych Somalijczyków, ale nieoficjalne doniesienia (również od samych pilotów) mówią o ponad setce ofiar.

Używane przez bojowników samochody pick-up z zamontowanymi karabinami maszynowymi są nazywane w języku angielskim "technicals". Zwrot pochodzi od tego, że organizacje zajmujące się pomocą humanitarną często zatrudniały lokalne gangi i klany do ochrony placówek czy też przejazdów przez Somalię. Wydatki na taką działalność księgowano pod hasłem "pomoc techniczna".

"Technicals"
źródło: Vodnik.net

Na niekorzyść Amerykanów działał tu fakt, że nie walczyli oni z regularnym, umundurowanym wojskiem, a po prostu z wielkim tłumem, w którym uzbrojeni i strzelający z AK bojownicy stali ramię w ramię z niegroźnymi cywilami. Zachowania Somalijczyków były dla żołnierzy tak dziwne i obce, że nadane im przezwisko “skinnies” (cherlaki) nie odnosi się do tego, że byli zwykle bardzo szczupli, a do nazwy jednej z ras kosmitów w książce “Żołnierze kosmosu”.
Lokalni mieszkańcy mieli więc aż nadto powodów, by nienawidzić amerykańskie śmigłowce, będące synonimem strachu i cierpienia. Aidid dobrze o tym wiedział. Gdyby tylko udało mu się strącić z nieba potworną maszynę, jego notowania wśród ludności urosłyby ponad wszelką miarę. Nie było to jednak takie proste - potężne Black Hawki mogły znieść spory ostrzał z broni maszynowej, a klan nie dysponował wyrzutniami rakiet ziemia - powietrze. Próbowano więc szczęścia wykorzystując przeznaczone zupełnie do czegoś innego wyrzutnie granatów RPG.

Sukces nadszedł 25 września. Za pomocą RPG strącono Black Hawka należącego do 101. Dywizji, zabijając trzech członków załogi. To wydarzenie miało kluczowe znaczenie dla tego, co stało się 3 października. Ludzie Aidida uwierzyli, że śmigłowce nie są niezniszczalne i można je pokonać, dlatego z taką siłą i determinacją przystąpiono do ataku kilka dni później, wciągając Amerykanów w największą bitwę miejską od czasów wojny w Wietnamie (aż do roku 2004 i bitwy o Faludżę).
Ludzie Garissona potrzebowali natomiast szybko jakiegoś sukcesu,  gdyż najlepiej wyszkolone oddziały szturmowe zaliczały wpadkę za wpadką, jak choćby omyłkowe aresztowanie pracowników ONZ. Spotkanie czołowych przedstawicieli klanu Habar Gidir 3 października było dobrą okazją, by poprawić swój wizerunek!

Wiele drobnych szczegółów w filmie pokazujących okres przed akcją rzeczywiście miało miejsce. Steel naprawdę zwrócił uwagę Hootenowi w kantynie, że paraduje po niej z odbezpieczoną bronią, żołnierze urządzali sobie polowania strzelając do guźców ze śmigłowców, a jeden z Rangersów był maniakiem parzenia kawy. Nie nazywał się jednak Grimes, jak postać grana przez Ewana McGreogra, a Stebbins. Zmiana nazwiska została wymuszona na twórcach przez armię, po tym jak Stebbins został skazany na 30 lat więzienia za gwałt na dziecku.

Trochę inaczej wyglądało aresztowanie księgowego Aidida - Osmana Atto. Dokonali tego komandosi Navy Seals, a nie Delty, Atto podróżował starym Fiatem 124, a nie nowym SUVem. Osman utrzymuje też, że podczas aresztowania zginęło kilku ludzi, a jego auto miało ponad 50 dziur po kulach.

Misja Irene, 3 października 1993
Choć w filmie Ridleya Scotta mamy całkiem pokaźną liczbę bohaterów od razu zapadających w pamięć, to żołnierzy ze swoimi własnymi dramatycznymi historiami było oczywiście o wiele więcej. Reżyser trochę pozmieniał losy niektórych z nich, koncentrując się na kilku głównych postaciach. Generalnie film jest bardzo wierny drobnym detalom, zwłaszcza tym brutalnym. Chowanie oderwanej ręki do torby/kieszeni, korpus bez dolnej części z nogami, niewypał granatu RPG w brzuchu Kowalewskiego - to wszystko rzeczywiście miało miejsce. Różnice dotyczą głównie kilku ogólnych kwestii i niektórych szczegółów dotyczących wybranych żołnierzy. Nie sposób przytoczyć tu wszystkich szczegółów i zmian w tej pełnej chaosu bitwie, dlatego spróbujmy wymienić te najbardziej istotne lub ciekawe.

Blackburn wypada z Black Hawka - scena z filmu

1.
W filmie widać, jak sierżant Eversmann jest świadkiem wypadnięcia Blackburna, który nie zjechał po linie na dół, bo helikopter wykonał akurat unik przed nadlatującym RPG. W rzeczywistości Eversmann był zajęty naprawą urwanego paska od gogli i nieprzytomnego Blackburna zobaczył dopiero na ziemi. Na nagraniach wojska nie widać żadnego RPG, a przyczyną upadku mógł być fakt, że Blackburn pełnił rolę amunicyjnego dla strzelca karabinu M60 i był o wiele ciężej obładowany niż zwykle. Sam Blackburn ponoć odzyskał w pełni sprawność fizyczną, ale nie pamięta momentu wypadku.

Operatorzy Delty w Somalii - twórcy filmu całkiem nieźle poradzili sobie z odtworzeniem właściwego wyposażenia

2.
Friendly-fire - ta scena obecna jest tylko w wersji reżyserskiej filmu. W pewnym momencie do żołnierzy Delty zabezpieczających cel misji otwarto ogień z karabinu maszynowego M249. Dopiero po kilku ostrych komunikatach radiowych przerwano ostrzał. Według wszystkich świadków do Delty strzelali omyłkowo Rangersi z zespołu Chalk Two. Winowajca nie odnalazł się, a za incydent wziął odpowiedzialność sierżant Lycopolus, bo to właśnie jeden z jego ludzi się pomylił. Wypadek potwierdzał w pewnym sensie różnice, jakie panowały we wzajemnych relacjach pomiędzy Deltą, a Rangersami.

Oznaczenia oddziałów w śmigłowcach nazwą "chalk" czyli "kreda" wzięło się z czasów II wojny światowej, kiedy to kredą pisano na plecach spadochroniarzy numer samolotu. Później w czasie wojny w Wietnamie kredą oznaczano helikoptery biorące udział w danej misji.

Większość operatorów nie cierpiała bowiem młodych, narwanych Rangersów, uważając, że w walce będą dla nich tylko kulą u nogi. Dla tych drugich z kolei wyluzowani i działający poza regulaminem komandosi byli niczym superbohaterowie, wzorcem do naśladowania, co przeklinał dowodzący Rangersami kapitan Steele. Obecność Delty wśród młodych, często jeszcze nastoletnich żołnierzy, przyczyniała się do łamania regulaminu, co znalazło potwierdzenie choćby w tym, że żaden z Rangersów nie zabrał na misję gogli noktowizyjnych, czego później bardzo żałowano. 

Rangersi z dość nietypowym uzbrojeniem

3.
W kolumnie trzech aut Strueckera, które wyruszyły do bazy z rannym Blackburnem nie było operatora Delty - Hootena (Eric Bana). W filmie widać, że to indywidualista i działał głównie sam, tymczasem był on po prostu jednym z członków czteroosobowego oddziału, w jakich operowała Delta. Zamiast niego obecny był sierżant John Macejunas, a Hooten ze swoimi ludźmi walczył blisko grupy Rangersów kapitana Steela. W mini konwoju jechał też Hummer z komandosami Navy Seals.

Działania Hoota w filmie bardziej przypominają to, co robił sierżant Macejunas

4.
Nelson i Twombly nie zostali sami we dwójkę na ulicy tuż po desancie, by później połączyć się z samotnym Yurkiem. Nelson razem z DiTomasso i Waddellem był w dość licznej grupie Rangersów. Wszyscy widzieli zestrzelenie śmigłowca i zostawiając część oddziału, udali się na miejsce katastrofy w sile ośmiu ludzi. Dobiegli do celu praktycznie równocześnie z lądowaniem śmigłowca Little Bird - Waddell wspomina, że pilot posadził maszynę mając zaledwie centymetry odstępu między wirnikiem, a ścianami budynków. Twombly z kolei cały czas był z Yurkiem.

Filmowi Nelson i Twombly

Sierżant Yurek rzeczywiście wpadł w pewnym momencie do sali lekcyjnej somalijskiej szkoły, co wywołało głośny płacz zgromadzonych dzieci. Nie był jednak sam i został tam przez jakiś czas, aż dostał rozkaz połączenia się z oddziałem porucznika DiTomasso. Yurek, Twombly i Nelson spotkali się dopiero niedaleko wraku, i to w dużo liczniejszej grupie. Dopiero wtedy doszło też do incydentu, w którym Nelson ogłuchł na kilka godzin od salwy z M249 wystrzelonej przez Twombly’ego tuż przy jego uszach.

Prawdziwy Matt Eversmann w Somalii


4.
W filmie sierżant Eversmann jest jedną z głównych postaci i wraz ze swoim oddziałem przemierza ulice Mogadiszu do miejsca katastrofy, broniąc pozycji przy Black Hawku aż do przybycia posiłków. W rzeczywistości resztki oddziału Eversmanna dotarły do konwoju podpułkownika McKnighta tuż po zestrzeleniu pierwszego Black Hawka i wszyscy ruszyli do celu w pojazdach. Sam Eversmann znalazł się w ciasnym Hummerze leżąc na plecach, praktycznie bez żadnej możliwości obserwacji terenu czy prowadzenia ognia i błądził przez cały czas razem z kolumną pojazdów, aż dojechał tak na miejsce spotkania z siłami ONZ.

i ten filmowy.


5.
Film nic nie wspomina o trzech kompaniach piechoty 10. Górskiej, które już po dwóch godzinach od zestrzelenia Black Hawka próbowały przedostać się w miejsce walk przez pełne blokad miasto.

W paru scenach na filmie widać stragan z bronią palną, sprzedawaną niczym ziemniaki. Koszt karabinu AK-47 z pełnym magazynkiem w takim miejscu wynosił wtedy równowartość 12 dolarów, czyli około 50 zł.

6.
Mini konwój Strueckera po dotarciu do bazy z rannym Blackburnem i martwym Dominikiem Pilą dość szybko wyruszył z powrotem do walki. Tu tylko część rzeczy pokrywa się z filmem, jak choćby uparty Sizemore, chcący iść do boju pomimo gipsu na łokciu. Zmieniono powód kontuzji Rangera - w filmie była mowa o wypadku przy grze w ping ponga. W rzeczywistości żołnierze mieli rozegrać mecz w siatkówkę - oficerowie kontra niżsi stopniem. Ci drudzy jednak przygotowali wcześniej zasadzkę i związali swoich przełożonych nabijając się z nich trochę. Doszło do niegroźnych bójek i przepychanek, a Sizemore nabawił się przy nich urazu łokcia. Struecker naprawdę musiał motywować jednego z żołnierzy, by pomimo strachu wrócił do walki.

W konwoju znalazło się sporo ochotników na co dzień nie biorących udziału w akcjach bojowych, jak kucharze czy rusznikarz, a oprócz Hummerów jechały jeszcze dwie 5 tonowe ciężarówki. Struecker wyruszył do miasta, ale nie krążył po nim do zmierzchu, kiedy Hoot wysiada z paroma żołnierzami, by przedostać się do wraku Duranta na pieszo. W rzeczywistości próbował dotrzeć do drugiego śmigłowca, lecz blokady ustawione były tak, że było to praktycznie niemożliwe. Durant wspominał potem, że leżąc ranny w śmigłowcu słyszał nawet strzały z karabinu M2 montowanego na Hummerze. Nie zdziaławszy zbyt wiele, wrócili do miejsca zbiórki sił ONZ, by razem z nimi wyruszyć wieczorem po raz trzeci do miasta.

7.
Po zestrzeleniu drugiego śmigłowca pilotowanego przez Duranta, nad terenem katastrofy cały czas krążył Black Hawk Super 6-2 Goffeny z trzema snajperami Delty na pokładzie. Oprócz Shugharta i Gordona był tam jeszcze Brad Hallings i początkowo to wszyscy trzej prosili o wysadzenie, by zabezpieczyć wrak. W czasie oczekiwania na zgodę jeden z mechaników obsługujących miniguna został ranny i Hallings zastąpił go, co prawdopodobnie uratowało mu życie. Film dość wiernie pokazuje słynną scenę niesłychanego poświęcenia dwóch operatorów Delty, broniących kolegi do ostatniego pocisku. Małym wyjątkiem jest miejsce ułożenia Duranta, którego przeniesiono pod drzewo, a nie zadaszenie.

Obrona wraku Super 6-4 przez Gordona i Shugharta na obrazie Jamesa Dietza - uznanego malarza scen batalistycznych, słynącego z dbałości o detale.

Film nie pokazuje, że Goffena robił co mógł w śmigłowcu, nadlatując co jakiś czas bardzo nisko i odpychając niejako podmuchem wirnika napierający tłum. W końcu Super 6-2 został także poważnie trafiony - helikopter przechylił się na prawo i przemknął nie więcej niż 10 metrów nad dachami z prędkością 200 km/h. Drugi pilot Yacone nie dawał znaków życia w fotelu, a snajperowi Hallingsowi urwało nogę. Tablica przyrządów pokazywała, że nic już działa w Black Hawku, ale ten pomimo to leciał dalej. Jakimś cudem Goffenie udało się dotrzeć na zajmowany przez Rangersów teren portu i wykonać awaryjne lądowanie, podczas którego urwało się podwozie z prawej strony.

Miejsce katastrofy Super 6-4 Duranta

8.
Durant został rzeczywiście uratowany przed linczem tłumu przez jednego z członków somalijskiego klanu - nie chodziło tu jednak o Habar Gidir i Aidida. Najpierw był to jeden z pomniejszych klanów, który musiał oddać Duranta po spotkaniu innej, znacznie silniejszej grupy i dopiero od niej Habar Gidir mógł pilota odbić lub wykupić.

9.
Po zajęciu pozycji w budynkach przez Rangersów Steela i Deltę oraz przygotowaniach do wieczornej i nocnej obrony, do dowództwa wysłano niezliczoną ilość próśb o szybki transport ratunkowy dla ciężko rannego Smitha i paru innych. Żołnierzom brakowało też wody i amunicji - wszyscy spakowali się na łatwą, dwugodzinną misję. W dowództwie zdawano sobie jednak sprawę, że lądowanie śmigłowca po rannych, to kolejny wrak na ziemi. Pomimo tego generał Garrison zdecydował o wysłaniu zaopatrzenia swoim ludziom. Black Hawk Super 6-6 pojawił się nad “Alamo” wieczorem i zawisł na 30 sekund - o 28 za dużo, jak później przeklinał jeden z operatorów Delty. Ten czas wystarczył, żeby jeden z ludzi na pokładzie został ranny w twarz, a silnik, skrzynię biegów i wirnik podziurawiono kulami. Black Hawk wytrzymał ostrzał i oddalił się czym prędzej do bazy, a żołnierze otrzymali zapasy, które miały pomóc im przetrwać noc.

10.
Kiedy ludzie Steela umacniali swoje pozycje w budynkach, przez cały czas trwały przygotowania do wysłania odsieczy - potężnego konwoju, który mógłby przedrzeć się przez miasto, bez względu na napotkany opór. Było to niezwykle skomplikowane zadanie, gdyż wymagało dogadania szczegółów z Pakistańczykami i Malezyjczykami, pokonania różnic kulturowych, językowych i ambicji różnych dowódców w narzucaniu swoich wersji planu działania. Trudno było też znaleźć kierowców potrafiących prowadzić ciężarówki w goglach noktowizyjnych, znacznie zwężających pole widzenia. Do oddziału ratunkowego włączono również “zagubiony” konwój podpułkownika McKnighta, który w końcu wrócił do bazy i samochody z kolumny Strueckera.

Zakrwawiona broń Rangersów na tyle Hummera

11.
Sierżant Eversmann, w filmie cały czas broniący wraku pierwszego Black Hawka, wysiadł z konwoju McKnighta w opłakanym stanie. Jego cały mundur przesiąknięty był krwią innych rannych, z którymi tłoczył się w pojeździe - kiedy wysiadł, otoczyła go więc gromada sanitariuszy. Wściekły Eversmann krzyczał, że nic mu nie jest, co potęgowało jeszcze zabiegi medyków, bo wielu rannych w szoku pourazowym właśnie tak się zachowuje. W końcu Eversmanna oddelegowano z paroma zdolnymi do walki ludźmi do ochrony lotniska, na którym przegrupowywano konwój.

Załoga Super 6-4, po prawej Mike Durant

12.
Konwój ratunkowy, który ostatecznie wyruszył z odsieczą ciągnął się na długości 4 kilometrów i liczył ponad 100 pojazdów - w tym cztery czołgi i osiem transporterów opancerzonych! Połowa orszaku w pewnym momencie oderwała się i pojechała w kierunku wraku Black Hawka Duranta, podczas gdy pozostali udali się do śmigłowca Wolcotta. To właśnie wtedy z konwoju wyruszył mały pieszy oddział pod dowództwem sierżanta Delty Macejunasa (a nie Hootena), by zabezpieczyć wrak Super 6-4. Nie mieli oni pojęcia o losie towarzyszy, dlatego krzykiem co chwila przywoływano Shugharta, Gordona, Duranta i innych. Tak jak na filmie wrak wysadzono granatem termicznym, po czym oddział wrócił do pojazdów. Wielogodzinne rozcinanie wraku Super 6-1 osłaniało mnóstwo żołnierzy, a mimo to dochodziło do wymian ognia.

13.
Dalsze wydarzenia ukazujące słynną Mogadishu Mile, czyli bieg Rangersów i Delty po ulicach miasta pokrywają się ze sobą jedynie w drobnych szczegółach, jak choćby starzec niosący martwe dziecko (w opisie było ono całe zakrwawione). Największą różnicą jest tu fakt, że żołnierze nie biegli za pojazdami całej drogi aż do stadionu, gdzie zorganizowano szpital dla rannych, a jedynie do miejsca spotkania z 10. Górską, wyznaczonym na ulicy National Street. W dwukilometrowym marszu uczestniczyli również członkowie 10. Górskiej. Żołnierze dotarli do skupiska czołgów i transporterów opancerzonych, które zabrały ich albo na stadion, albo na lotnisko do bazy Rangersów.

14.
W filmie widzimy symbolicznie Erica Banę czyli Hoota, jednego żołnierza Delty, który po dotarciu na stadion pakuje amunicję, by wyruszyć na poszukiwania Duranta, jego załogi i snajperów Delty. W rzeczywistości wszyscy operatorzy po dotarciu na stadion załadowali się do śmigłowców Little Bird i odlecieli do bazy Task Force Ranger, by przygotować się do natychmiastowego powrotu do miasta. No one gets left behind!

Źródła:
Mark Bowden - Black Hawk Down
Forum AR15.com
Wikipedia
The true story of Black Hawk Down
Black Hawk Down - Somalia - Good Intentions, Deadly Results

DM
7 maja 2017 - 22:16