Domena Demonów #1. Tysiące Światów I Uniwersów - cz.1
Battle(field) Royale - czyli o jeden most za daleko
Siedem grzechów głównych otwartych światów
Urodziny Harry'ego Pottera - krótki tekst o nowej książce i całym uniwersum
Ekstremalne warunki w grach - niezapomniane poziomy rozgrywane na pustyniach
Piraci na Antarktydzie – o dziwnych światach gry
Wydany w listopadzie ubiegłego roku Battlefield V okazał się dużą porażką wizerunkową i finansową Electronic Arts. Gra studia DICE oberwała sprzedażowym rykoszetem za tragiczny marketing (wszyscy pamiętamy pierwszy zwiastun), który próbował sprzedać produkcję fanom Fortnite. W finalnej wersji otrzymaliśmy bardziej stonowaną wersję realiów II wojny światowej, niestety dla wydawcy i twórców - na dobry zarobek było już za późno. I wtedy miał pojawić się ON - battle royale - cały na biało...
„Sandboksy”, „Piaskownice”, czy też po prostu gry z otwartym światem, na dobre opanowały wysokobudżetowy segment branży gier komputerowych. Każdy duży wydawca ma w swoim portfolio przynajmniej jedną serię szczycącą się brakiem barier, do tego nawet sagi, które zawsze kojarzono z korytarzową strukturą i filmowością, regularnie zrywają dawne kajdany, idąc w kierunku olbrzymich, gotowych do zwiedzania połaci terenu.
A ja mam tego coraz bardziej dość, ponieważ z każdym kolejnym robionym na jedno kopyto sandboksem coraz wyraźniej widać, że nie wystarczy olbrzymia mapa i pierdyliard rozrzuconych po niej znajdziek i misji pobocznych, by gracza zatrzymać na dłużej. Czas pokazał, że piaskownice przy tworzeniu wymagają wcale nie mniejszego wyczucia niż porządna korytarzówka, a większości studiów deweloperskich tego wyczucia brakuje i w efekcie nawet najlepsze produkcje tego rodzaju powielają te same błędy.
31 lipca 2016 to dla fanów Harry'ego Pottera ważna data z trzech powodów. Po pierwsze, jest to dzień urodzin Joanne Kathleen Rowling, twórczyni całego czarodziejskiego uniwersum. Po drugie, literacki los chciał, by tego samego dnia narodził się bohater sagi, czyli sam młody pan Potter. Po trzecie, wczoraj swoją premierę miała ósma książka z zakończonej w 2007 roku historii - Harry Potter and the Cursed Child. Są to wystarczające powody, by napisać co nieco o tym świecie, jego bohaterach i jego autorce.
W poprzedniej odsłonie cyklu poświęconego ekstremalnym warunkom w grach skupiłem się na klimatach typowo zimowych. Śnieg, zawierucha i temperatura grubo poniżej zera - na samą myśl przechodzą ciarki, pora więc odrobinę się ogrzać. Tym razem wybieramy się w podróż w o wiele cieplejsze regiony, gdzie piasek i rażące słońce to absolutna norma, czyli na… pustynię! Motyw ten w grach przewija się stosunkowo często, jednak mało kto potrafi go odpowiednio zrealizować. Jeśli twórcom mimo wszystko się uda, w efekcie otrzymujemy produkcję, w które nawet grając po ciemku zaczynamy mrużyć oczy i wydaje się nam, że ziarenka wspomnianego piasku właśnie dostały się nam między palce. Nie ma ich przesadnie wiele, a spośród tych, które już się pojawiły, postanowiłem wybrać moim zdaniem dziesiątkę godnych wyróżnienia.
Stosowane przez twórców gier metody walki z monotonią bywają przeróżne. Jedni mieszają gatunki, inni oferują kilku bohaterów, a jeszcze inni bawią się stworzonym światem. Czasami prowadzi to do zabawnych efektów, gdy w danej grze pojawiają się postacie, rozwiązania czy plansze na pierwszy rzut oka zupełnie nieprzystające do przyjętej konwencji. Tak jest chociażby w Pirates: Legend of Black Kat na PlayStation 2, w której tytułowa heroina odwiedza nie tylko typowe dla Karaibów rajskie wyspy, ale też na przykład... Antarktydę.
Wchodząc między mury potężnego zamczyska trafiasz do olbrzymiej sali tronowej. Ściany pną się w górę tak wysoko, że światło licznych pochodni nie sięga sufitu i ten niknie w mroku. Po krótkiej rozmowie z władcą ten daje Ci, nieznajomemu typowi z mieczem na plecach, zadanie. Zabij nieumarłego arcymaga ciskającego gromy na królestwo z wielkiego szczytu Kur'ghur, a może zyskasz względy. Bez zająknięcia przyjmujesz na klatę questa.
Po Cieniu Mordoru nie oczekiwałem zbyt wiele. Właściwie to nawet na tę grę nie czekałem. Interesowało mnie co z tego wyjdzie, ale gdy wybrałem się do sklepu, to przede wszystkim zacierałem ręcę na Obcego: Izolację. I podczas gdy na podchodach z Ksenomorfem spędziłem na razie całe osiemdziesiąt minut, to nowa gra studia Monolith skradła mi z życiorysu ponad trzydzieści godzin. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to wymowny wynik. Oczywiście wiele osób może wyśmiać ten czas, w końcu niektórzy potrafili na przykład w świecie Skyrim przesiedzieć setki godzin. Ale Cień Mordoru to zupełnie inny typ gry i trzeba jasno podkreślić czym ten tytuł jest. To prosta gra o zabijaniu orków. A jeżeli ktoś chce zrobić prostą grę, która skupia się tylko na jednym, to lepiej żeby było to zrobione doskonale. Musimy zadać więc pytanie: czy zabijanie orków w Shadow of Mordor jest przyjemne? Jest – i to jak!
Ogromny, kołyszący się na falach tankowiec, liniowiec czy kontenerowiec, pełen zarówno ciasnych korytarzy i małych kajut, jak i większych przestrzeni magazynowych lub wytwornych salonów, wydaje się być bardzo ciekawym miejscem akcji. Trudno powiedzieć, by gier, które wykorzystują potencjał takiej lokalizacji powstało jakoś specjalnie dużo. W ramach porządkowania coraz dłuższej listy zaległości postanowiłem poszukać tytułów, których akcja choć w pewnym fragmencie toczy się właśnie na pokładzie ogromnego okrętu, by wybrać te najbardziej warte ogrania.
Thief autostwa studia Eidos na rynku dostępny jest od prawie półtora miesiąca. Remake, reboot, gra zupełnie nowa, nie robi mi to różnicy, bo w stosunku do współczesnych produkcji to spory krok w tył. Szczególnie zirytowało mnie w tej produkcji doszczętna izolacja, szereg zamkniętych, małych pomieszczeń i przede wszystkim dyskwalifikacja takiego pojęcia jak podróż, czy swobodne poruszanie się.
My, fani fantastyki, mamy chyba zbyt dobrze. Możemy zwiedzić tyle miejsc, zobaczyć tyle krain, poznać tyle historii i ciekawych postaci, że powinno się nam po prostu zazdrościć. Czasem nie zdajemy sobie sprawy jakich pięknych chwil doświadczamy podczas przemierzania odmętów wyobraźni. Niezależnie od tego w jakim gatunku i klimacie gustujemy. Każde uniwersum, każdy świat, ma w sobie to coś. Iskrę, która przyciąga. Pewną niepojętą siłę. Moc, co sięga po umysły, pęta je i nie wypuszcza na bardzo długi czas.
Moi drodzy, macie teraz okazję odbyć niezwykłą podróż przez wymiary czasu, strefy unikalnych miejsc i wrota cudów. Będę waszym przewodnikiem po różnorodnych podgatunkach Fantasy i Sci-fi.