Niedawno dostałem na skrzynkę pocztową ofertę możliwości przetestowania gry będącej miksem starych Castlevanii, z nowymi elementami tej serii. Ale – wręcz przeciwnie do takiego La Mulana – wciąż stylizowanej na produkcję z NES-a i na dodatek bez bicza. Odallus mnie zaintrygował. Dodatkowo stoi za nim studio znane jest z niezłego, choć lekko problemowego Onikena, który dosyć skutecznie emulował urok 8-bitowych gier. Ich nowa gra pachnie nie tylko produkcją Konami, ale także Berserkiem, Zeldą II, Rastanem i Super Metroidem, a to z pewnością warte grzechu inspiracje.
Z okazji premiery Niezniszczalnych 2 (aż dziwne, że koledzy jeszcze nie wrzucili swoich recenzji :P) umieszczam na swym blogu taką oto sympatyczną drobinkę. Jest sobie Chuck Norris, o którym żarty stały się już nieco przeterminowane, ale nadal mają w sobie jakiś tam urok. Człek o ksywce Daneboe przemienił Chucka w zbitkę kanciastych i męskich jak jasna cholera pikseli, które gwałcą znane, klasyczne gry w sposób wybuchowy. Innymi słowy - oto zbiór krótkich, śmiesznych (no... miejscami przynajmniej zabawnawych) animacji wymagających nieco nakładu pracy ze strony autora i zasługujących na moją/naszą/Waszą uwagę.
Ja się zaśmiałem. A Wy? W rozwinięciu zapraszam na penetrację Pac-Mana, Angry Birds, Tetrisa i Mario Kart.
Po raz pierwszy miałem styczność z Crystal Castles w czasach gdy jeszcze słuchanie muzyki elektronicznej wywoływało u mnie ból głowy. Przez kilka lat mocno odrzucało mnie od tego duetu, ponieważ w głowie miałem wciąż zapętlony kawałek "Xxzxcuzx Me" z ich pierwszej płyty, który delikatnie mówiąc... jest jednym z wysokorezających mózgorezatorów. Na szczęście przekonałem się i dwuosobową ekipę w składzie Alice Grass i Ethan Kath, pochodzącą z Kanady, pokochałem równie mocno jak kocham Robin z serialu How i Met Your Mother, Jeremy'ego z Pure Pwnage i syrop klonowy.
Nie wiedzieć czemu, kilka dni temu zaczęła chodzić mi po głowie gra w którą na małym Atari grałem godzinami, dniami, tygodniami. Jej tytuł to potoczne określenie biegunki na którą zapada wielu turystów odwiedzających Meksyk. Zemsta Montezumy to jedna z pierwszych platformowych gier zręcznościowych z elementami logicznymi. Nawet jeśli nie jedna z pierwszych to z pewnością jedna z ważniejszych. Wydana w 1984 roku Montezuma’s Revenge ma proste zasady, ale wymaga dobrej pamięci, sporych umiejętności i czasem niezłego kombinowania.
Gra o której dziś napiszę kilka słów była, a w zasadzie jest, produkcją pionierską. Jedna z pierwszych zrobionych i legalnie wydanych w Polsce gier nie tylko pokazała, że tak można. Dowiodła też, że gry tworzone w naszym kraju mogą mocno zamieszać nie tylko na rodzimym rynku. Robbo w interesujący sposób łączyło elementy znane np. z Boulder Dasha z autorskimi pomysłami. Gra jest popularna do dziś, doczekała się nie tylko portu na PC ale też wersji na telefony komórkowe obsługujące Javę.
Czytając zapowiedzi nowego Need for Speeda wielu starszych stażem graczy może się mocno ucieszyć. Jedną z gier które na ośmiobitowych komputerach wciągały jak mało co były bowiem wyścigi – przez całe Stany Zjednoczone. Graficznie nie tak doskonałe jak nowe produkcje, jednak grywalnością nadrabiały wiele swoich braków. Zresztą, wtedy pod względem oprawy The Great American Cross-County Road Race (w skrócie Road Race, bo pełny tytuł nie mieścił się na kasecie) stał na wysokim poziomie.
W drugiej połowie lat osiemdziesiątych, ta gra była jednym z najbardziej rozbudowanych tytułów. Normą w tamtych czasach – wymuszoną nieco przez możliwości sprzętu – było robienie w grach ciągle tego samego. Jeśli jeździliśmy samochodem, tak było od początku do końca. Raid Over Moscov pokazał, że można do tematu podejść inaczej.
Jeśli ktoś jest zdania, że powstał większy łamacz joysticków, niech pierwszy rzuci kamieniem (tylko nie zapomnieć o założeniu brody, bo będzie źle). Dla mnie Decathlon to fenomen, jedna z pierwszych gier z linii do której powraca się od niedawna. Tytuł sportowy nie tylko na ekranie, poprawiał tężyznę fizyczną i kondycję. Mowa oczywiście o wydanym przez Activision Decathlonie.
Ten tydzień wyjątkowo obfituje w różne małe różności które trzeba zrobić, to i nie ma czasu na regularne pisanie. Nostalgia jednak pchnęła mnie do popełnienia niniejszego wpisu. Jedną z gier z małego Atari które najmilej wspominam jest wydany w 1988 roku, stworzony przez Zeppelin Games Zybex.
W 1981 roku jeden z założycieli Activision, Larry Kaplan napisał grę na Atari 2600. Port automatowego Avalanche podbił serca gracz, w tym i moje. Kaboom! to gra prosta jak konstrukcja cepa. Zły gość zrzuca z góry bomby, my musimy je łapać. I tyle, koniec historii.