Łamacze Joysticków #7 - Road Race - yasiu - 30 kwietnia 2011

Łamacze Joysticków #7 - Road Race

Czytając zapowiedzi nowego Need for Speeda wielu starszych stażem graczy może się mocno ucieszyć. Jedną z gier które na ośmiobitowych komputerach wciągały jak mało co były bowiem wyścigi – przez całe Stany Zjednoczone. Graficznie nie tak doskonałe jak nowe produkcje, jednak grywalnością nadrabiały wiele swoich braków. Zresztą, wtedy pod względem oprawy The Great American Cross-County Road Race (w skrócie Road Race, bo pełny tytuł nie mieścił się na kasecie) stał na wysokim poziomie.

Taką bryczką to ja chętnie bym sobie Ju Es End Ej przejechał wzdłuż i wszerz :)

Cel gry był bardzo prosty, przejechać z jednego końca USA na drugi. Do wyboru mieliśmy cztery różne trasy różniące się miastem początkowym i końcowym a co za tym idzie, odcinkami leżącymi po drodze. Cała filozofia rozgrywki została podzielona na dwa poziomy. Pierwszy polegał na wybraniu odcinka który chcemy pokonać. Nie zawsze najkrótsza trasa była najlepszą, warunki pogodowe i drogowe takie jak deszcz, mgła czy remonty mogły poważnie wydłużyć czas jazdy, a czas w tej grze był najważniejszy, kiedy dobiegł końca, trzeba było zaczynać wszystko od nowa.

Otoczenie zmieniało się w zależności od stanu przez który jechaliśmy - tu wybitnie południowe klimaty

Jakiej trasy nie wybraliśmy do przejechania, trafialiśmy do auta a przed nami leżało kilkaset mil drogi do pokonania – im szybciej tym lepiej, bo każda zaoszczędzona sekunda była dodawana do czasu następnego odcinka. Sama jazda jak na tamte czasy była dość skomplikowana, bo uwzględniała nie tylko konieczność tankowania samochodu, ale też zmianę biegów. Zbyt długie żyłowanie silnika na wysokich obrotach równało się awarii. Ta – podobnie jak koniec paliwa – oznaczała stratę czasu i konieczność pchania samochodu do najbliższej stacji benzynowej. Kombinowanie kiedy tankować a kiedy jechać dalej też było ważnym elementem całej rozgrywki, tak jak w F1, od zawartości baku zależało bardzo wiele. Dodatkowymi przeszkodami byli inni uczestnicy ruchu drogowego (którzy na szczęście nie zmieniali pasa ruchu) oraz policja. Przed niebieskimi można było uciec, albo zwolnić do przepisowej prędkości, pozwolić się minąć i ruszyć dalej na pełnym gazie.

Mimo pozornej prostoty, Road Race wymagało kombinowania i wcale nie było grą łatwą, ale za to ogromnie grywaną. Oby nowy NFS chociaż w części podłapał ten klimat. A przy okazji, z zupełnie innej beczki, jeśli podoba Wam się temat podróżowania przez USA, przeczytajcie sobie Asfaltowy Saloon niejakiego Waldemara Łysiaka, fajna lektura.

yasiu
30 kwietnia 2011 - 09:39