Swego czasu napisałem o najlepszych misjach stealth. Minęło już pół roku, a mi w głowie wciąż siedzą dziesiątki kolejnych, równie dobrych, jeżeli nie lepszych zadań, dla których niegdyś nie znalazłem miejsca. Oto więc druga partia misji skradankowych i to nie tylko w skradankach.
Premiera gry Śródziemie: Cień Mordoru już dawno za nami, a ja wciąż nie mogę się nadziwić jak studio Monolith uczyniło z tytułowej krainy tak popularne miejsce do spędzania wolnego czasu. Sam wciąż gram i chyba nie będzie wielkim odkryciem, że solą tej gry jest osławiony system Nemezis, gwarantujący nam prawdziwie oryginalne doświadczenie w kontaktach z szeregowymi nawet przeciwnikami. Całość założeń jest po prostu tak dobra, że niemal natychmiast zacząłem się zastanawiać, czy podobny pomysł sprzedałby się w innych grach. Nie chodzi oczywiście o licencjonowanie przez Monolith systemu Nemezis, bo w gruncie rzeczy to tylko marketingowe hasełko, ale świetna mechanika urozmaicająca nam grę w Cieniu Mordoru z powodzeniem mogłaby zabłysnąć poza Śródziemiem.
Square Enix miało w tym roku do pokazania naprawdę potężny line-up tytułów, wśród których coś dla siebie powinien znaleźć niemal każdy. I całe ich szczęście, bo jeśli chodzi o prezentacje, to wypadli równie źle jak Electronic Arts, uratowało ich jedynie to, że pokazywane gry broniły się same.
Gry stealth są dla cierpliwych. Nie można pozwolić sobie na zabawę w Rambo, ponieważ w otwartej walce bohaterowie takich tytułów zwykle nie radzą sobie najlepiej. Ich bajka to cicha eliminacja… Cicha i poprzedzona monotonnym wypatrywaniem odpowiedniej okazji do działania...
Pisałem już o muzyce filmowej oraz elektronicznej w kilku różnych wpisach – zdarzyło się nawet połączenie tych dwóch gatunków, nie tak bardzo przecież od siebie odległych, jeżeli dokładniej się im przyjrzymy. Tę „przepaść” sukcesywnie zaczęto zmniejszać już kilka lat temu, kiedy do kanonu instrumentów na stałe weszły elektroniczne perkusje, gitary, skrzypce; syntezatory, keyboardy czy mixery znacząco poszerzające możliwości kompozytorów. Nawet w przypadkach, w których teoretycznie nie wyobrażamy sobie dopasowania takiej muzyki, udało się ją „wcisnąć” i zachwycić odbiorców, czego świetnym przykładem jest Hitman: Contracts – ze ścieżką dźwiękową stworzoną przez Jespera Kyda.
Starożytni mawiali, że pieniądze nie śmierdzą, aczkolwiek można je splamić czyjąś krwią. Agentowi 47 to nie przeszkadza – w końcu on jest tylko narzędziem, wypełniającym zlecenia. Jego usługi nie należą do tanich, lecz płaci się za jakość – nie ma szansy, by cel uszedł z życiem. Czasami zastanawiałem się, co on robi z taką forsą, skoro nie znalazł mieszkania na stałe, zaś jedyny luksus, na jaki sobie pozwala, to nienagannie skrojony garnitur? Pal to licho – w jego przypadku lepiej nie drążyć tematu i wiedzieć jak najmniej, bo kto zaczyna się nim bardziej interesować, ten marnie kończy.
Śpieszymy się. Wszyscy i bez wyjątku. Krótko śpimy, szybko jemy, gnamy do naszych nie zawsze wymarzonych miejsc pracy. Jak najszybciej chcemy wrócić, więc gdy wychodzimy, pędzimy w drugą stronę. I tak się wzajemnie, jeden przez drugiego, nakręcamy. Od lat. Świat oszalał? Tak mówią. Teoretycznie, momentem wytchnienia powinny okazać się w tym miejscu nasze wymarzone rozrywki, hobby i pasje. Jako tak zwany „gamer” zasiadam więc to produkcji, której to teaserami jaram się długie miesiące przed premierą, wsiąkam w jej świat przedstawiony i w końcu mam czas, by zwolnić. Prawda? Nie prawda.
Kojarzycie kliszowy odcinek ulubionego serialu, w którym bohater zostaje ranny/uwięziony w jakimś miejscu i w majakach/wspomnieniach wraca do minionych wydarzeń? Z pewnością i dam uciąć rękę lub nogę nekromorfa za to, że przynajmniej spora część z Was nie lubi takich epizodów, mocno hamujących postęp ogólnej fabuły. A Hitman: Kontrakty jest właśnie czymś takim.
Gdy wokół gasną wszystkie światła, a krótkofalówki kolejnych strażników milkną wiesz, że w okolicy czai się Sam Fisher. W przypadku Agenta 47 nie znasz dnia, ani godziny – śmiertelny cios może nadejść w samo południe, pośród twoich zaufanych ochroniarzy z ręki wydawać by się mogło niegroźnego dostawcy kwiatów czy pacjenta. Jeśli masz szczęście i Hitman będzie miał ciężki dzień i ochotę na rozróbę jest szansa, że chociaż nie umrzesz bez rozgłosu. Gdy jednak zademonstruje swój morderczy kunszt, zanim ktokolwiek zauważy u ciebie brak tętna, po nim nie zostanie już żaden ślad. I wcale nie musi dostać kontraktu na twoją głowę – wystarczy, że podniesiesz rękę na jego przyjaciela.
Graczom, którzy z niecierpliwością wyczekują premiery kolejnej części gry z łysym Agentem 47 w roli głównej, z pomocą przychodzą deweloperzy, którzy w nagrodę za zakup pre-ordera oferują krótką, ale jakże wciągającą minigierkę, będącą swoistym małym spin-offem serii. Nie wiem kto wpadł na pomysł stworzenia Hitman: Sniper Challenge - producent (IO Interactive), czy wydawca (Square-Enix), ale był to strzał w dziesiątkę. Zawartości w nim mało, ale jeśli właściwa gra będzie wciągać tak jak Sniper Challenge to zapowiada się prawdziwy hit!