Swego czasu napisałem o najlepszych misjach stealth. Minęło już pół roku, a mi w głowie wciąż siedzą dziesiątki kolejnych, równie dobrych, jeżeli nie lepszych zadań, dla których niegdyś nie znalazłem miejsca. Oto więc druga partia misji skradankowych i to nie tylko w skradankach.
Tenchu 2: Birth of the Stealth Assassins – misja treningowa
W mojej pamięci Tenchu 2 to pierwsza styczność z PSX oraz ta jedna gra na świecie, która najwięcej frajdy sprawiła mi tutorialem. Zadanie prostsze być nie mogło (w końcu to trening), ale dla dzieciaka, nie rozumiejącego nic po angielsku nawet proste komendy typu Jump stanowiły zagwozdkę. Biegałem więc po wydzielonej planszy, pluskałem się w rzece, wspinałem się na drewniane wieżyczki i szastałem mieczem w bambus. W końcu, po ogromnej ilości straconego na kręcenie się w kółko czasu udało mi się ukończyć trening i przejść do następnego zadania... I chyba do jeszcze kolejnego... Chyba. Tenchu 2, jakkolwiek dobrze wspominam, do dziś nie ukończyłem. Sentyment pozostał.
Mafia – Ordinary Routine
Tommy i ekipa wskakują do auta i zwiedzają miasto, przy okazji zbierając pieniążki, które dobrzy ludzie wpłacają rodzinie Salieri, która dba o ich bezpieczeństwo. Niestety, Sam, oferma, ładuje się w tarapaty, a Tommy musi uratować mu skórę i odzyskać pieniądze Dona. Wiem, że ta misja nie ma za wiele wspólnego ze skradniem się, zaledwie króciutki epizod, w którym należy wspiąć się po pudłach, aby sięgnąć okna prowadzącego do motelu - później pojawia się ostra wymiana ognia i mnóstwo krwi. A jednak samo to włamanie pamiętam jako przykład doskonałego prowadzenia scenariusza. Przy pierwszym podejściu adrenalina ściskała mi gardło, przecież właśnie wchodzę oknem do budynku pełnego uzbrojonych w karabiny gangsterów, co gorsza, oni zdają sobie sprawę z mojej obecności. Czyste szaleństwo – i frajda. Dodajmy jeszcze do tego pokaźną ilość zachwytów, kiedy okazało się, że można ułatwić sobie mający nastąpić po chwili pościg: przestrzelić oponę, albo dwie. Lub jeszcze lepiej: zupełnie wyłączyć auto przeciwnika z ruchu odstrzeliwując mu koła i zakończyć misję kulą w łeb na parkingu. Majstersztyk.
Hitman: Contracts – Meat King’s party
Drugie zadanie Kontraktów pamięta mi się bardzo dobrze dzięki cięższemu klimatowi tej odsłony serii. Cóż bardziej może pasować do przytłaczającej, ciemnej palety barw i historii o zabójcy, jak nie odwiedziny na narkotykowej imprezie w rzeźni? Zlecone zabójstwo jest wyrazem krwistej jak dobry stek zemsty ojca porwanej i zamordowanej dziewczyny. Wślizgujemy się na teren zakładu, mijamy bawiących się ludzi, wiszące tu i tam na hakach kawały mięcha i wspomnianą wcześniej ofiarę, salę tortur, ogólnie jest... ciężko. I pamiętnie. Jedna z bardziej krwawych misji w serii, mimo zaledwie dwóch celów Agenta 47.
Call of Duty 4: Modern Warfare – All Ghilied Up
Dawno temu, kiedy Call of Duty nie było jeszcze rozmokłą i powtarzalną serią, pozwolono wcielić się nam w rolę kapitana Price’a i dla kontrastu ciągłej walki na pierwszym froncie troszkę się poskradać. I jakie to było dobre skradanie! W All Ghilied Up odwiedziliśmy wielbione przez Stalkerów miasto Prypeć i robiliśmy wszystko to, co chcielibyśmy umieć w rzeczywistości: bezgłośnie skradaliśmy się do przeciwników, czołgaliśmy się w wysokiej trawie, braliśmy udział w strzelaniu synchronicznym, a nawet leżeliśmy niezauważeni kilka kroków przed podróżującym konwojem, pełnym złych i niedobrych terrorystów. Samo miejsce akcji też grało swoją rolę. Ciemnozielone i brązowe środowisko, które nas otaczało było przytłaczające. Zadanie było tak świetnie przedstawione, że w wielu momentach zdarzało mi się schylić głowę przed wzrokiem nieprzyjaciela i wstrzymywać oddech przed monitorem. A jeżeli coś sprawiło, że wyglądałem głupio przed ekranem, to znaczy, że było to dobre zagranie.
Metal Gear Solid – pierwsza (?) misja
Ogromny problem sprawił mi wybór, którą odsłonę MGS powinienem tutaj zamieścić. W końcu padło na część pierwszą, czego głównym powodem jest, że właśnie ją pamiętam najlepiej. Kolejna przeszkoda to wybór misji, ponieważ cały MGS to jedna, długa misja. Korzystając więc z przywileju „bo mogę”, pierwszą misją nazwę po prostu początkowe lokacje gry. Lata 90., piękne czasy dziesiątek niezapomnianych hitów PSX. Snake przypłynął na nasze konsole z głębin, wsłuchując się w detale zadania, które przed nim stało. Porwania, terroryści i bomby atomowe, czyli kolejno uratować, powstrzymać, nie dopuścić do wybuchu. Nie wiedział jeszcze, że na jego drodze stanie wielki, metalowy czołg kroczący, oraz barwna plejada bossów do pokonania. My również wiedzieliśmy niewiele, ale przywitanie Solida z naszymi padami pozostaje niezapomniane. Zamaskowany bohater wynurza się z wody, ujęcia i muzyka budują napięcie, pokazując nam kilka ciekawych osobistości i pomieszczenie pełne stróżujących żołnierzy. Zaczynamy. Snake czołga się, skrada, chowa za przeszkodami i wychyla zza nich. Obserwując ruch nieprzyjaciela na radarze staramy się niezauważeni przemknąć do windy. Kolejna klimatyczna cutscenka, poznajemy twarz naszego protagonisty i wychodzimy na mróz. I znów skradanie... albo, czemu by nie pośmiać się z tego wartownika? Chodzi za naszymi śladami, reaguje na pukanie w ścianę, a jak nas zauważy zawsze można skopać mu tyłek. I tak właśnie wyglądały moje początki w MGS, czyli wydurnianie się długimi godzinami, i ukończenie gry dopiero kilka lat później.
Hitman: Blood Money – Curtains Down
To zadanie zawsze bardzo kojarzyło mi się z hotelowym Traditions of the Trade, które pojawiło się w poprzednim wpisie. Spory budynek z wolnym dostępem do większości pomieszczeń, jak zawsze krocie możliwości wykonania zlecenia i mnóstwo powodów, żeby nie od razu brać się za robotę. Cel: handlarze ludźmi. Jeden to aktor, mający właśnie próby do spektaklu, drugi to jego przyjaciel, który lubi obserwować kolegę z balkonu opery, w której się znajdujemy. Standardowo, 47 ma do wykorzystania kilka sposobów na ukończenie zadania, lecz najlepiej nie brudzić sobie rąk (no, prawie), bo jak wiadomo, wypadki chodzą po ludziach. Odwiedzamy więc operę i przyglądamy się próbie. Do naszego pierwszego celu z repliki pierwszowojennego pistoletu wypala aktor-egzekutor. Tak się składa, że mamy przy sobie prawdziwy, identyczny pierwszowojenny pistolet. Na jednym z balkonów siedzi drugi cel. Może go zastrzelić? Zobaczymy, co się da zrobić. Wykorzystajmy jeszcze ten wielki żyrandol, który, jak wiemy z Agencji, łatwo spuścić w dół. Zdobywamy odpowiedni strój, wbiegamy na samą górę opery, i podkładamy ładunek wybuchowy w odpowiednim miejscu. Próba powoli dobiega końca, schodzimy więc do piwnic, głęboko za kulisy i korzystując z chwili nieuwagi aktorów podmieniamy broń sceniczną na prawdziwą. Teraz tylko znaleźć dobre miejsce na odstrzelenie drugiego delikwenta. Cierpliwie wyczekujemy końca drugiej próby. Strzał, pierwszy cel pada bez życia na ziemię. Dopiero po chwili wszyscy rozumieją, co się stało – to nie gra aktorska, facet nie żyje. Jego przyjaciel, a nasz drugi cel biegnie rozpaczliwie w stronę truchła i – ku naszemu szczęściu – potyka się i ryje twarzą w ziemię tuż pod gotowym do użytku żyrandolem. Cóż za zbieg okoliczności... Ludzie biegają po operze, dwa trupy w tak niezwykłych i pechowych okolicznościach. Gdzieś w tle, niezauważony w całym chaosie, z budynku wychodzi łysy facet w garniturze.
I to by było na tyle. Tak, wiem, że nie opisałem wielu wartych słowa gier i pominąłem jeszcze więcej misji. Ale wiecie, wszystko przed nami. W międzyczasie możecie podzielić się swoją opinią na temat wpisu w komentarzach i podać tam swoje ulubione misje i gry stealth.
Nie zapomnij kliknąć "Lubię to"(tutaj, albo pod wpisem) i bądź na bieżąco z moimi wypocinami na gameplay.pl!