Oscary 2016 - moje typy i przewidywania - promilus - 25 lutego 2016

Oscary 2016 - moje typy i przewidywania

Nie pamiętam Oscarów z tak słabymi nominacjami w głównej kategorii. Znalazło się tam kilka dobrych filmów, ale część to zupełne nieporozumienia. Nie ma ani jednego, do którego chętnie w przyszłości będę wielokrotnie wracał, ani jednego, który wywarł na mnie wielkie wrażenie. Sam rok 2015 w filmach nie był aż tak słaby, jak wskazują na to same nominacje. Mimo wszystko to nadal najważniejsze wyróżnienia w kinie. Film może zdobyć Złotego Globa i inne nagrody, ale i tak czeka się przede wszystkim na Oscary, które zawsze są niesprawiedliwe. Ale po kolei.

NAJLEPSZY FILM

Zacznijmy od kompletnych nieporozumień. Byłem na "Marsjaninie" w kinie. Bawiłem się całkiem dobrze, nie nudziłem się - ot, przewidywalna, letnia historyjka, która niczym się nie wyróżnia. Taki trochę "Cast Away" (bardzo away). Kilka zabawnych scen sprawiło, że mędrcy od Złotych Globów zaliczyli go do komedii i ostatecznie film zgarnął tę nagrodę. Pokonał produkcje zdecydowanie śmieszniejsze ("Agentka") i ciekawsze ("Big Short"), więc trudno zrozumieć, o co chodzi w kategorii "najlepsza komedia lub musical". Pewnie o promocję i znajomych w branży. Kim w końcu jest Adam McKay i Paul Feig przy Ridleyu Scottcie, który ostatnio zablokował nowego "Obcego", bo chciał go zrobić inny reżyser. "Marsjanin" to taki odpowiednik "Operacji Argo" z 2012 roku. Niby nic, a może namieszać. Affleck tak namieszał, że sięgnął po statuetkę, pokonując "Nędzników" czy "Miłość" (super wybór, brawo Akademio!). Oby tym razem historia się nie powtórzyła. Żeby była jasność - "Marsjanin" to dobry film, ale nie zasługuje na te wszystkie nominacje i nagrody.

I tak nie jest najgorszy. W moim osobistym rankingu najbardziej przewartościowanych filmów z 2015 roku na najwyższym stopniu podium pewnie rozgościł się nowy "Mad Max". Ja rozumiem, że akcja goni akcję i tylko o to tam chodzi. W związku z tym, dlaczego takiego uznania nie zdobyła np. "Adrenalina"? Może dlatego, że film ze Stathamem miał zbyt wybujałą fabułę. Wróć! Miał jakąkolwiek fabułę - a wtedy to dyskwalifikuje kino akcji, które chce zdobyć poklask nie tylko widzów, ale także krytyków. W "Mad Maxie" bohaterowie raz uciekają w jedną stronę, a później w drugą. I tyle. To nie był spoiler, nie da się zdradzić fabuły w filmie, który jej nie posiada. Rozumiem wszelkie techniczne nominacje - tutaj pełna zgoda, że wykonano sporo dobrej roboty, ale czy o to chodzi w filmach? To już wystarczy zrobić coś, co będzie miało niezłe efekty, scenografię, charakteryzację, zostanie dynamicznie zmontowane, by nazwać to dobrym filmem. Zawsze uważałem, że głównie chodzi o historię, o emocje. Wielu widzów jest zafascynowanych "Mad Maxem" tak jakby właśnie stworzono kino akcji. Takie filmy także mogą być o czymś. Ten jest o niczym i do niczego. To jeden z głównych pretendentów do statuetki (!)

Ale także i "Mad Max" nie jest największą porażką tych nominacji. Jeżeli pokusimy się o seksistowską klasyfikację, to będzie on przedstawicielem kina męskiego. Kino żeńskie zaś reprezentuje "Brooklyn" i, nie przedłużając, to właśnie jest najgorszy film w tym zestawieniu. Historia kobiety, która decyduje się na emigrację, a później z niej wraca i nie może się zdecydować, gdzie jest jej dom, na papierze brzmi może i nawet ciekawie. W praktyce ogląda się niczym melodramat puszczany dawniej wieczorami na TVP2, bodajże w środy. Przez 80 procent czasu oglądamy historyjkę niczym z podrzędnego harlequina dla znudzonych kobiet. Akcja toczy się w latach 50-tych, ale zapomnijcie o klimacie tamtych czasów. Wszędzie ciasne kadry, a szerokie plany praktycznie tylko na prowincji sprawiają, że gdyby nie klika niuansów, film mógłby dziać się współcześnie i nic by to nie zmieniło. Główna bohaterka sprawia wrażenie osoby, która szuka rozwiązania problemu zupełnie w innym miejscu, niż powinna, zachowuje się kompletnie nielogicznie. Ktoś powie, że to takie prawdziwe, bo przecież ludzie to nie roboty. Problemy emigracji zostały tutaj sprowadzone do wyboru między dwoma mężczyznami i nawet jeśli pod koniec film wjeżdża na właściwe tory, to co z tego, skoro cały skład przed nimi się wykoleił (ale wymyśliłem!). Oscara nie będzie, ale sama nominacja też boli.

Powoli przechodzimy do ciekawszych propozycji. Na pewno taką jest "Most szpiegów" starego wyjadacza Stevena Spielberga i jego ulubionego aktora Tomka Hanksa. To film warty uwagi nie tylko dlatego że część zdjęć była kręcona we Wrocławiu i w napisach końcowych jest sporo polskich nazwisk. Tutaj mamy przede wszystkim nieszablonowe podejście do tematu. Po przeczytaniu opisu fabuły, wyobrażałem sobie, że to będzie thriller polityczny z wieloma rozprawami sądowymi i mizerną akcją. Spielberg za to raz jeszcze powrócił do swojego ulubionego gatunku kina nowej przygody. Film o szpiegach, antykomunistycznej propagandzie, zimnej wojnie i mrocznym NRD ogląda się niczym "Indianę Jonesa". Nic nie wskazuje na to, że otrzyma Oscara.

Jednym z głównych faworytów jest "Spotlight". Film opowiada o problemie ukrywania pedofilii w kościelnej hierarchii, ale także - na co zwraca uwagę już znacznie mniejsza część widowni - o dziennikarstwie śledczym z prawdziwego zdarzenia, bez sztucznego efekciarstwa, a z realistycznie przedstawionym, żmudnym śledztwem. Do tego niełatwego tematu twórcy podeszli z wielkim wyczuciem, bez zbędnej przesady i silenia się na szokowanie. Co może razić, to oczywista publicystyka i opowiedzenie się po jednej ze stron. Brakuje kogoś w stylu dobrego księdza (jak dobry Niemiec z "Pianisty"). Kościół został sportretowany jako jedno wielkie siedlisko patologii, które trzyma na sznurku lokalną społeczność. To kino w starym stylu. Tutaj o wszystkim się tylko rozmawia, a mimo to z czasem film ogląda się niczym thriller. Twórcy pokusili się o swoisty szantaż. Nie dacie nam nagrody, to znaczy, że też ukrywacie prawdę o kościele. Coś czuję, że dostaną.

O tematyce będącej jeszcze bardziej na czasie opowiada "Big Short". Moim zdaniem, to w znaczniej mierze wygładzony "Wilk z Wall Street". Mamy łamanie czwartej ściany, narratora, efektowny montaż i przede wszystkim złowieszcze Wall Street. Nie mamy wulgarnego humoru i DiCaprio też nie mamy. Wiadomo już, który film jest lepszy? Problem z "Big Short" jest taki, że próbuje wyjaśnić ostatni wielki ekonomiczny kryzys. W tym celu pojawiają się nawet scenki ze znanymi ludźmi, którzy o tym opowiadają, co jest kreatywne i zabawne. Koniec końców i tak wszystko się komplikuje na tyle, że nie tylko widz, ale i ci bohaterowie, którzy mieli przechytrzyć system, zaczynają się w tym gubić. Może taki był zamysł twórców, by pokazać że na dobrą sprawę kryzys spowodowały nałożone na siebie różne machlojki. Obsada jest imponująca. Sam film leży na półce z ważnymi tematami. Stwierdzam, że są szanse na Oscara.

Mniej więcej takie same szanse - a może i większe - ma "Zjawa", czyli film, który wśród widzów ma najwięcej zwolenników. Główny powód jest jeden: Leonardo DiCaprio (o nim poniżej). Produkcja została tak zrobiona jakby ktoś wziął zeszyt i wypisał w nim, jak powinien wyglądać film, by otrzymał statuetkę. Mamy jedną z największych gwiazd, czyli Leo, za kamerą laureat Oscara z poprzedniego, a także 2015 roku. Reżyseruje gość, który odświeżył ludziom Keatona, za co obydwaj otrzymali po nagrodzie. Historia o wielkim poświęceniu i sile walki, elementy metafizyczne (jak w "Gladiatorze"). Nic, tylko iść po Oscara! Otrzymał 12 nominacji. Na swoim koncie ma już mniej prestiżowe nagrody takie jak BAFTA i Złoty Glob. Wielu uważa, że to główny faworyt zbliżającej się ceremonii. Ja akurat mam inne zdanie na ten temat, ale nie będę zszokowany, jeśli tę nagrodę dostanie (albo i 12 nagród).

Swoistą tradycją już jest, że wśród nominowanych filmów  jest zawsze jeden, który nie ma większych szans na zwycięstwo, ale uspokaja sumienie akademii filmowej, pokazując, że nie tylko produkcje z wielkim budżetem i gwiazdami mają szansę na główną nagrodę. W poprzednich latach takimi były "Nebraska" i "Miłość". W tym roku ta rola przypadła "Pokojowi", podejmującemu niezwykle ciężki temat. Poznajemy bohaterkę, która wraz ze swoim synem od wielu lat mieszka w zamkniętym pomieszczeniu, gdzie przetrzymuje ich porywacz. Ją porwał, gdy miała kilkanaście lat. On jest ich dzieckiem, które się urodziło w wyniku gwałtu i nigdy nie było na zewnątrz. To mały wielki film o sztuce przetrwania i walce w pozornie przegranej wojnie. Jeśli nie dla siebie, to przynajmniej dla dziecka. Siłą "Pokoju" jest też to, że nie kończy się w oczywistym, wydawać by się mogło, momencie. Byłoby miło, gdyby film z sundance'ową duszą zdobył Oscara. Obawiam się, że tak się nie stanie.

Mój faworyt: "Pokój"
A zapewne wygra: "Spotlight"

NAJLEPSZY AKTOR PIERWSZOPLANOWY

To będzie prawdopodobnie najgorętszy moment całej gali. Wśród nominowanych znalazł się (kolejny raz) Leonardo DiCaprio, którego znakiem rozpoznawczym jest nieotrzymywanie Oscara. Gdy Akademia go w końcu przyzna, to zakończy w ten sposób zabawną historię i kolejne memy, gry i filmiki o Leo i Oscarach przestaną mieć znaczenie. Dla oglądalności dobrze byłoby utrzymywać obecny stan rzeczy jeszcze przez kilka lat. Sam Leo robi, co może by zdobyć nagrodę zarówno filmowo jak i w życiu prywatnym, angażując się w akcje proekologiczne. Za rolę w "Zjawie" zgarnia statuetkę za statuetką, a to jego najsłabsza rola od wielu lat. Nie twierdzę, że Leo to zły aktor, wręcz przeciwnie - jeden z najlepszych. Tym razem zwyczajnie niewiele miał do zagrania, 90 procent roboty zrobiła za niego charakteryzacja. Akademia lubi jednak, gdy aktor zapuści brodę albo pokaże na ekranie, jaki to jest niezwyciężony i brnie do celu choćby nie wiem co się działo.

W tym roku nawet konkurencja specjalnie jakoś nie dopisała. Michael Fassbender jako Steve Jobs nie jest wymieniany w gronie faworytów, podobnie jest z Bryanem Cranstonem i Mattem Damonem. Obstawiam, że DiCaprio najbardziej obawia się Eddiego Redmayne'a - laureata zeszłorocznego rozdania nagród. Wcielił się bowiem w mężczyznę, który postanawia zmienić płeć, a że to dopiero pierwsza połowa XX wieku, to jest jednym z pierwszych. Początkowo podobała mi sie jego rola, ale z czasem coraz bardziej irytował. Głupia mina, którą rok temu grał Hawkinga, obecna jest także tutaj. Wtedy myślałem, że to element choroby tego znanego naukowca, a teraz się okazuje, że aktor to dodał od siebie. Jednak ciągle jest mężczyzną, który wciela się w kobietę i nie w komedii. Czyż jest lepszy przepis na Oscara?

Kompletną pomyłką jest nominacja dla Matta Damona. Nie uważam go za złego aktora, ale tym razem zagrał w zwykłym, przeciętnym blockbusterze. Za to miałaby być ta statuetka? Cieszy za to już sama nominacja dla Bryana Cranstona, którego świat poznał dzięki głównej roli w "Breaking Bad". Zawsze miło zobaczyć serialowego przechodzącego do kina. Ostatnio bywa odwrotnie. Cranston swoją kreacją w "Trumbo" zupełnie odcina się od Waltera White'a. Heisenberga zresztą też. Wciela się w scenarzystę komunistę, który musi sobie radzić w USA w latach pięćdziesiątych, gdy każda osoba o jego poglądach uznawana jest za zdrajcę. To bardzo dobra, nieprzeszarżowana rola.

Mój faworyt: Bryan Cranston ("Trumbo")
A zapewne wygra: Eddie Redmayne ("Dziewczyna z portretu"). Innym razem, Leo, innym razem

NAJLEPSZA AKTORKA PIERWSZOPLANOWA

Nie zdziwię się jeśli niedługo otworzę lodówkę i znajdę w niej obok pomidorków i szynki głowę Jennifer Lawrence. Powiem jej wtedy, żeby przestała lansować się na dziewczynę z sąsiedztwa, bo to już jest nudne. Powoli robi się z niej młodsza wersja Meryl Streep. To już jej czwarta nominacja (jedna zamieniła się w Oscara), a dziewczyna ma dopiero 25 lat. Stała się takim lepikiem na nagrody, że w "Joy" zagrała kobietę o wiele lat starszą od siebie. Gdybym był czterdziestoletnią aktorką, to nieźle bym się wkurzył(a), że mi młoda zabiera robotę. Lawrence lubiłem za czasów "Do szpiku kości". Teraz płynnie, z roku na rok, przechodzę od lubienia do irytacji. O ile w "Joy" zagrała poprawnie i jest główną faworytką, to mam nadzieję, że utrze jej nosa Charlotte Rampling, która w "45 lat" pokazała, że na jednej nucie można zagrać zazdrość, miłość i niepokój. To jeden z filmów, który z powodzeniem w głównej kategorii mógłby zastąpić np. "Marsjanina". Dobrze zagrane problemy małżeństwa z 45-letnim stażem.

Nie będę też zawiedziony, jeśli Oscar powędruje do Brie Larson za rolę porwanej i gwałconej kobiety, która pomimo swoich przejść nie daje za wygraną i próbuje normalnie żyć, na ile jej pozwalają warunki. Z jednej strony nie zdradza smutku w obecności swojego syna, a z drugiej płacze w środku i usiłuje go uratować - przed tym małym jak i wielkim światem.

Cate Blanchet znowu była Cate Blanchet, czyli kobietą z klasą. Tutaj gra lesbijkę, ale niewiele to zmienia, bo jej rola jest nudna jak cały film "Carol", który ogląda się jak nędzny melodramat. Myślę, że gdyby zmienić orientację seksualną głównych bohaterek, to nawet nikt by się nie zainteresował tą produkcją. Blanchet jest nudna, ale nie irytująca jak Saoirse Ronan. To aktorka, która zagrała główną rolę w "Brooklynie". Już wolałbym, żeby Lawrence zdobyła statuetkę niż gdyby miała to być pani z harlequinowskimi rozterkami.

Moja faworytka: Charlotte Rampling ("45 lat")
A zapewne wygra: Jennifer Lawrence ("Joy")

NAJLEPSZY AKTOR DRUGOPLANOWY

Czy w tym roku aktorskiej statuetki doczeka się Sylvester Stallone? Ten sam Stallone, który przez wiele lat był obiektem żartów? Ten sam, który był nazywany drewnianym aktorem? Mam nadzieję, że tak. Ja wiem, że to nie jest wybitny aktor. Wiem natomiast, że odpowiada za stworzenie serii "Niezniszczalni", w której przywrócił do życia bohaterów ery VHS. Wiem też, że odegrał role Rocky'ego i Rambo. Kto ich nie zna? W końcu wiem też, że w "Creed" pokazał się ze strony, której nie wszyscy się spodziewali. Już, co prawda w "Rockym Balboa" udowodnił, że ma to nostalgiczne spojrzenie. Teraz jeszcze raz oddał hołd bohaterowi, dzięki któremu zapisał się w historii.

Jeśli miałbym ocenić same umiejętności aktora i to co miał do odegrania, to obok Stallone'a postawiłbym Christina Bale'a ("Big Short") w roli finansisty socjopaty. Jednak, jak pokazuje przykład DiCaprio, liczy się coś więcej niż sama rola, dlatego wybrałbym Sylwka, który już raczej nie będzie miał okazji by sięgnąć po statuetkę. Po tylu Złotych Malinach należy mu się to odkupienie. Wśród nominowanych ciekawą role miał jeszcze Tom Hardy ("Zjawa"). Dwóch Marków: Rylance ("Most Szpiegów") i Ruffalo ("Spotlight") było nudnych. Nie wiedzieć czemu, są w gronie faworytów.

Mój faworyt: Sylvester Stallone ("Creed")
A zapewne wygra: Mark Rylance ("Most szpiegów")

NAJLEPSZA AKTORKA DRUGOPLANOWA

Nie mamy dzisiaj Polaków w wyścigu po Oscary, ale jest za to polski akcent. Mowa o Kate Winslet, która wcieliła się w rolę współpracowniczki Steve'a Jobsa. Tą osobą była Joanna Hoffman, córka reżysera Jerzego Hoffmana. Winslet to jedna z ciekawszych aktorek z w pełni zasłużonym Oscarem za rolę w "Lektorze". W tym roku bój o statuetkę stoczy głównie z Alicią Vikander, która otrzymała nominację za "Dziewczynę z portretu", a równie dobrze mogła ją dostać za "Ex Machinę". Pokazała się dobrej strony w obydwu tych produkcjach, a role znacząco się od siebie różniły. Nie bez szans jest też Jennifer Jason Leight, która wcieliła się w kobietę-bandziora. Sporo w tej roli charakteryzacji, ale zagrana też została nieźle. Co prawda to nie jest poziom Calamity Jane z "Deadwood", co nie znaczy, że jest źle.

Źle za to jest z nominacją dla Rachel McAdams, która nie ma niczego szczególnego do zagrania, to też gra nieszczególnie. Takie zachowawcze aktorstwo też bywa nagradzane, ale mam wrażenie, że tutaj została przekroczona granica między zachowawczym graniem a znudzeniem. Na tym samym poziomie jest Rooney Mara ("Carol"), która gra wiecznie zaskoczoną i niepewną siebie lesbijkę. Takie przeciwieństwo dla Blanchet - jak to w tanich romansach.

Moja faworytka: Alicia Vikander
A zapewne wygra: Kate Winslet

NAJLEPSZY REŻYSER

Tutaj w stawce znaleźli się tylko ci, którzy otrzymali nominacje także w głównej kategorii, więc tylko powtórzę swoje głosy.

Mój faworyt: Lenny Abrahamson ("Pokój")
A zapewne wygra: Tom McCarthy  (Spotlight")

NAJLEPSZY SCENARIUSZ ORYGINALNY

Ta kategoria dobitnie pokazuje, jakich pozycji zabrakło w kategorii główniej. Odpowiednio "W głowie się nie mieści", "Ex Machina" i "Straight Outta Compton" są lepsze od "Mad Maxa", "Marsjanina" i "Brooklynu". O ile z politowaniem patrzyłem na protesty czarnej społeczności i słowa o białych Oscarach, po zobaczeniu filmu o początkach NWA, zmieniłem zdanie. To film, który zasługuje także na kilka ważniejszych nominacji. Tutaj można mówić o rasizmie, chociaż ja pominięcie "czarnego" filmu bardziej rozpatruję w tym, że "Straight Outta Compton" opowiada o grupie grające gangsta rap, więc to może było za wiele dla akademii filmowej.

Tylko w takim razie dlaczego w głównej kategorii zabrakło "W głowie się nie mieści"? To jedna z najinteligentniejszych animacji i filmów w ogóle jakie oglądałem w ostatnich latach. Jeszcze nikt z taką lekkością nie opowiadał o tak poważnych sprawach i do opisania poważnych kwestii nie stosował tak udanych skrótów. To według mnie najlepszy film ubiegłego roku, a nie tylko animacja. Również niewielkim pocieszeniem jest, że "Ex Macina" ma tylko nominację za scenariusz. Gdy wszyscy twierdzili, że o sztucznej inteligencji i androidach powiedziano już wystarczająco dużo, powstał taki oto film, który miejscami czerpie nawet z "Pulp Fiction". Mądre s-f, to jest to co lubię, szkoda, że ten gatunek jest tak ignorowany.

Mój faworyt: "W głowie się nie mieści"
A zapewne wygra: "Spotlight"

NAJLEPSZY SCENARIUSZ ADAPTOWANY

Tutaj poza powtórką z głównej kategorii dochodzi jeszcze "Carol" - najgorszy film ze wszystkich, jakie otrzymały nominacje w jakiejkolwiek kategorii. No dobra, nie widziałem "50 twarzy Greya" (nominacja za piosenkę), więc mogę się mylić.

Mój faworyt: "Pokój"
A zapewne wygra: "Big Short"

NAJLEPSZY FILM NIEANGLOJĘZYCZNY

Tutaj udało mi się zobaczyć jedynie "Mustang" - film o młodych muzułmańskich kobietach, które są zmuszane do wyjścia za mąż za wskazanych mężczyzn. Kino bardzo na czasie, ale wedle wszelkich znaków na niebie, zdecydowanym faworytem jest "Syn Szawła", czyli o holokauście po raz 8734.

Mój faworyt: "Mustang" (jedyny jaki widziałem ;))
A zapewne wygra: "Syn Szawła"

NAJLEPSZA CHARAKTERYZACJA

Sporym zaskoczeniem jest "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął", ale raczej bez szans. Tutaj jest jeden pewniak i nie jest nim "Zjawa".

Mój faworyt: "Mad Max"
I zapewne wygra: "Mad Max"

NAJLEPSZA MUZYKA ORYGINALNA

Czuję, że w końcu swojego Oscara doczeka się 87-letni juz Ennio Morricone. Ma co prawda nagrodę za całokształt, a taka statuetka jest przyznawana wtedy, gdy akademia uzna, że dawno temu już powinna kogoś nagrodzić, a ten ktoś niedługo umrze i pewnie nie zrobi niczego na Oscara. No to ich zaskoczył.

Mój faworyt: Ennio Morricone ("Nienawistna Ósemka")
I zapewne wygra: Ennio Morricone ("Nienawistna ósemka")

NAJLEPSZA PIOSENKA

Kategoria, dzięki której swoją szansę na Oscara ma taki cudowny twór jak "50 twarzy Greya". Piosenki są nędzne. To, że wybrałem Lady Gagę, najlepiej świadczy o poziomie.

Mój faworyt: Lady Gaga - Til It Happens To You ("Pole walki")
I zapewne wygra: Lady Gaga - Til It Happens To You ("Pole walki")

NAJLEPSZY DŁUGOMETRAŻOWY FILM ANIMOWANY

"W głowie się nie mieści" jest bezkonkurencyjne. Myślałem, że walkę podejmie Charlie Kaufman ze swoją "Anomalisą". Okazało się, że zwiastun jest dużo lepszy od samego filmu. Animacja, która miała ambicje opowiedzenia o kryzysie wieku średniego, ostatecznie pozostaje historyjką o wyjeździe służbowym i zdradzie. Zdecydowanie tylko dla dorosłych, ale sam ten fakt nie świadczy o jakości. Wystąpił tutaj ewidentny przerost formy nad treścią. "Baranek Shaun" z kolei to urocza bajka na podstawie serialu - zupełnie pozbawiona dialogów. Nie jest to żadna nowa jakość. Dwóch pozostałych animacji nie widziałem, ale w głowie mi się nie mieści (hehe), że były lepsze.

Mój faworyt: "W głowie się nie mieści"
I zapewne wygra: "W głowie się nie mieści"

NAJLEPSZE ZDJĘCIA

Kategoria wyjątkowo mocno obsadzona. Gdyby wygrał Lubezki, a zdjęcia robią wrażenie, to byłby to jego trzeci Oscar z kolei (2 lata temu "Grawitacja", a rok temu "Birdman"). Efektowne zdjęcia ma także "Mad Max", a w "Sicario" mistrzowsko wygląda sama scena przejazdu przez miasto. Ten ostatni film ma chyba najładniejsze i najciekawsze kadry. Pozostała dwójka, czyli "Carol" i "Nienawistna ósemka" to nic specjalnego.

Mój faworyt: Roger Deakins ("Sicario")
A zapewne wygra: Emmanuel Lubezki ("Zjawa")

NAJLEPSZE KOSTIUMY

Mój faworyt: "Mad Max"
I zapewne wygra: "Mad Max"

NAJLEPSZE EFEKTY SPECJALNE

Mój faworyt: "Ex Machina"
A zapewne wygra: "Gwiezdne wojny"

NAJLEPSZY MONTAŻ

Mój faworyt: "Big Short"
I zapewne wygra: "Big Short"

NAJLEPSZA SCENOGRAFIA

Mój faworyt: "Mad Max"
I zapewne wygra: "Mad Max"

A jakie są wasze typy?

promilus
25 lutego 2016 - 22:23