Premiera Rycerza z Arkham, czyli pierwszy poważny test dla zwrotów na Steamie
Batman: Arkham Knight - recenzja najgorszego pecetowego portu długo po premierze
Batman: Arkham Knight lepszy na konsolach niż pecetach
Moje oczekiwania względem NextGenowego Batmana: Arkham
Mroczny Rycerz w końcu porządnie tłucze łotrów - recenzja Batman: Arkham Asylum
Cześć Batman. Tęskniłeś? - recenzja Arkham City
Seria gier o Batmanie połączona w tytule słowem Arkham to jedna z najlepszych superbohaterskich opowieści w wirtualnym świecie. Nic więc dziwnego, że na zamknięcie trylogii firmowanej przez Rocksteady czekało wielu. Gdy Arkham Knight pojawił się latem 2015 roku, okazało się, że tylko konsolowa wersja może dumnie spoglądać na deszczowe miasto z wysokości. Gra na PC szybko wskoczyła do grupy najgorszych portów w historii i została w konsekwencji wycofana ze sprzedaży na Steamie na trzy miesiące. Później została naprawiona. Ja zaś w Arkham Knight zagrałem dopiero teraz, rok po przywróceniu sprzedaży gry na platformie Valve. I co? I jest bomba!
Jeśli chodzi o gry z Batmanem, zawierające w nazwie człon Arkham, to generalnie nie ulegam masowym zachwytom. A już najbardziej rażą mnie historie, jakie nam serwują brytyjscy twórcy. Asylum jakoś się broniło kameralnością, ale już City zdenerwowało mnie niekonsekwencją i głupimi pomysłami. Origins przemilczę, bo to inni twórcy. I teraz nadchodzi Knight, którym zajmiemy się poniżej.
Tekst zawiera spoilery, głównie dotyczące tożsamości tytułowego Rycerza Arkham!
W życiu każdego pecetowego gracza przychodzi w końcu taki etap, kiedy zaczyna się zastanawiać nad sensem kupna konsoli. Albo przez wzgląd na własną leniwość, albo przez wzgląd na tytuły ekskluzywne. Ja wybrałem trzecią furtkę – by uniknąć nieudanych, pecetowych portów.
Wszyscy fani Batmana zaznaczyli sobie w kalendarzu 23 czerwca. Zapewne podobnie było z osobami po prostu czekającymi na dobre gry, które zaczęły lubić Batmana dopiero po wyjściu Arkham Asylum, a z komiksami do tej pory mieli niewiele wspólnego. Oczekiwania wobec Rocksteady były duże, wielu spodziewało się, że ich nowa produkcja dołączy do wyścigu o tytuł gry roku goniąc m.in. będącego od przeszło miesiąca na rynku Wiedźmina 3, który też nie oparł się "problemom" (downgrade, rasizm, mizoginia itd.). Premierowe recenzje potwierdziły aspiracje Rocksteady. Oceny były wysokie, trafiały się nawet dychy np. od ukochanego przez Polaków Polygonu czy Videogamera. Z rodzimych mediów branżowych Gacek największe wrażenie zrobił na Mateuszu Wawrzyniaku z gram.pl, który wycenił go na 9,5. Okazało się jednak, że nie bez powodu do recenzentów dostarczone zostały wyłącznie wersje konsolowe. Optymalizacja Rycerza Arkham na komputery osobiste to jest jakaś tragedia. Porównywalna do tego co w poprzednim roku zrobiło Assassin's Creed Unity. Jedyna różnica jest taka, że gra od Ubisoftu miewała problemy również na konsolach, gdzie Batman daje radę. Z drugiej strony, komputery, na których Unity działało znośnie nie są w stanie płynnie odtwarzać gry Rocksteady. Jaka w tym "zasługa" samego studia, które do tej pory nigdy nie zaliczyło takiej wpadki? Jakie stwarza to szanse dla społeczności i co może się dzięki tej akcji zmienić w branży biorąc pod uwagę niedawno wprowadzone zwroty na Steamie? Pospekulujmy.
Grając aktualnie w Batman: Arkham City oraz mając za sobą oczywiście Arkham Asylum, zacząłem zastanawiać się nad nextgenowymi zmaganiami człowieka-nietoperza. Wszakże Arkham Origins według graczy oraz recenzentów jest niczym innym jak odpowiednio przygotowaną kalką poprzednika. Ja w to oczywiście na dzień dzisiejszy nie wnikam, ale marzy mi się przełom w serii. I myślę, że za sprawą nextgenów moje marzenia związane z Brucem Waynem mogą się bez problemu urzeczywistnić.
Gra A.D. 2009 okrzyknięta przez niemal wszystkie branżowe serwisu internetowe i czasopisma – Batman: Arkham Asylum – została ograna i przeze mnie. Po dwunastu godzinach spędzonych z grą i wypełnieniu 55% zagadek Riddlera śmiało mogę powiedzieć, że dzieło Rocksteady wytyczyło nowe szlaki w gatunku gier opartych na komiksach, a także kończy ze zgubnymi stereotypami.
Arkham Asylum to była MOC. Studio Rocksteady znakomicie zgrało się swoim dziełem z reanimacją przygód człowieka-nietoperza w wykonaniu Christophera Nolana, co w konsekwencji przeobraziło Batmana w instant-kult i niesamowicie chłonną markę. Pierwsza część sprawiła mi dużą frajdę, głównie ze względu na pomysłowość, wykonanie, rozmach i świetne wykorzystanie komiksowego potencjału tkwiącego w przeciwnikach miliardera-playboya przywdziewającego w nocy specjalny kostium.
Dzięki tym zaletom Arkham Asylum uzyskał u mnie bardzo wysokie 96%. Z racji mojego szachowego refleksu i pustego skarbca kolejną okazję do wcielenia się w netoperka musiałem przełożyć o kilka miesięcy, a w tym czasie wystarczyła mi zwykła podjarka sequelem, który już w zapowiedziach prezentował się na pełnym wypasie. Wpuszczenie Batmana do otwartej lokacji wydawało mi się znakomitym krokiem naprzód, a sięgnięcie po nieobecnych w „psychiatryku” wrogów aż prosiło się o oklaski. Czemu więc Arkham City otrzymuje niższą o kilka procent notę?
UWAGA! Recenzja zawiera spojlery.
RockSteady Studios po raz kolejny udowodniło, że potrafi zaskakiwać. Pierwszy raz udało im się to przy okazji Batmana: Arkham Asylum. Nikt nie spodziewał się, że gra o super-bohaterze może być tak bogata w treść, zróżnicowana, a zarazem dopracowana. Drugi raz zaskoczyli nas (a przynajmniej mnie) kontynuacją przygód Mrocznego Rycerza - grą Batman: Arkham City. Dlaczego zaskoczyli? Sequel nie tylko nie zaniża poziomu genialnego pierwowzoru, ale prześciga go w niemal każdym aspekcie.
Przez długie lata gry na podstawie komiksów były tak udane, jak filmowe adaptacje gier. Nie ma w tym stwierdzeniu krzty przesady, gdyż gry oparte na przygodach popularnych superbohaterów w najlepszym wypadku kwalifikowały się na średnią półkę, mogąc wywołać entuzjazm najwyżej u maniaków opowieści obrazkowych.
W sieci pojawił się nowy gameplay, podsumowujący to co do tej pory o nowej grze Rocksteady wiemy. Całość komentuje szef Rocksteady Studios - Sefton Hill.
O czym dokładnie mówi? W pierwszej kolejności dowiemy się czegoś o mieście i lokacjach w nim zawartych - z części Gotham został wydzielony kawałek (getto?) w którym przebywają przestępcy. W pewnym momencie wszystko wydostaje się spod kontroli, powstaje chaos, a do akcji wchodzą znani z komiksów przeciwnicy Człowieka Nietoperza, którzy są kolejnym tematem filmiku. Batman słynie z twardych pięści, więc o tym też wspomina Hill. W walce ponownie wykorzystamy wymyślne gadżety, a animacje i ruchy nie tylko Batmana, ale też Catwoman, mają być jeszcze bardziej widowiskowe.
Wygląda na to, że w Batman: Arkham City dostaniemy to samo co w poprzedniej części, ale więcej, lepiej i efektowniej - a to w zupełności mi wystarczy, a także potwierdza słuszność pierwszej oceny nowego Batmana, który został nagrodzony maksymalną notą w Official PlayStation Magazine. Już zacieram ręce i nie mogę doczekać premiery! Wydaje mi się, że Rocksteady udowodni, że naprawdę są geniuszami i potrafią zaskoczyć graczy każdym aspektem ich produkcji. A czy Wy też czekacie na powrót Batmana?