Gra A.D. 2009 okrzyknięta przez niemal wszystkie branżowe serwisu internetowe i czasopisma – Batman: Arkham Asylum – została ograna i przeze mnie. Po dwunastu godzinach spędzonych z grą i wypełnieniu 55% zagadek Riddlera śmiało mogę powiedzieć, że dzieło Rocksteady wytyczyło nowe szlaki w gatunku gier opartych na komiksach, a także kończy ze zgubnymi stereotypami.
Tytuł urzeka przede wszystkim dorosłością z jaką podchodzi do tematu walki ze zbuntowanymi przestępcami – i to jest pierwszorzędny atut. Osią fabularną napędzającą całą machinę tłuczenia przeciwników jest wyzwanie rzucone Batmanowi przez Jokera. Pod pozorem przekroczenia prawa daje się łatwo złapać Nietoperzowi i w wyniku czego ląduje w Arkham Aylum – ośrodku dla psychicznie chorych łotrów. Niestety, Joker od wielu miesięcy planował przejęcie tego miejsca, a umieszczenie go w zakładzie było pierwszym krokiem do objęcia władzy i aktywowania buntowniczych zapędów lokatorów. Przed zadaniem uporania się z Jokerem i ogarnięcia tego bałaganu staje nasz superbohater, odziany jedynie w pelerynę, kostium i majtki.
Brak jest w scenariuszu hollywoodzkich zwrotów akcji i dramatycznych przeżyć, ale i tak historia jest przekonywująca i wciągająca – na swój sposób. Jednymi z takich zniewalających momentów były starcia ze Strachem na Wróble, utrzymane w formie obsesji Batmana. Przeciwnik jakby wchodzi do naszej głowy i rozgrywa w nim własną batalię. A właściwie robi to bohater – walczy ze swoimi lękami. Wszystkie wyglądały przepięknie!
Podczas przemierzania obskurnych korytarzy Arkham spotkamy całą plejadę czarnych charakterów (nie dosłownie, lecz całkiem sporą). Od Trującego Bluszczu, przez Bane’a, Harley Quinn, skończywszy na Croc Killerze – ze wszystkimi przyjdzie nam się w odpowiednim czasie zmierzyć. A muszę przyznać, że walki z bossami stworzono na bogato, z polotem, gdzie brak schematyzmu. Dajmy na przykład pojedynek z Trującym Bluszczem, który polega na taktyce: unik, rzut Batarangiem, unik. Zaś już w podziemiach, kryjówce Crocka, musimy wywabić delikwenta za swojej nory i gdy myśli, że już nas ma, bowiem dotarliśmy do ślepego zaułka, pod jego nogami odpalamy ładunek wybuchowy, założony wcześniej. Nie ma tutaj powtarzalności znanej z innych gier, czy choćby sławnych sekwencji QTE.
Skoro mowa o biciu się – system walki był mi już z grubsza znany przed zagraniem w tytuł, wszak wówczas wszyscy wychwalali go pod niebiosa, a ja także spróbowałem swoich sił w demie. Upływ czasu, jaki minął od premiery gry w żadnym razie nie zadziałał na szkodę Arkham Asylum – walczy się tak samo perfekcyjnie i efektownie! Lewy przycisk myszy w połączeniu z kontrą umieszczoną na prawym spisują się fenomenalnie i tak intuicyjnie, że spokojnie wszyscy mniej obyci z grami i ci doświadczeni poradziliby sobie w produkcji Rocksteady. Urozmaicanie wykręcanych combosów przy pomocy Batarangu lub później poznanych technik (program pozwala na modyfikowanie swoich umiejętności, gdy zdobędziemy określoną ilość punktów doświadczenia – wyższą dla dalszego postępu w karierze. W ten sposób możemy ulepszyć elementy związek z ręcznym obezwładnianiem wrogów, ale również Batarang lub kombinezon Batmana) nokautowania przeciwników to czysta poezja.
Rozpływają się w zachwytach, nie mogę powiedzieć o sprawnie działającym backtrackingu. Może nie o tyle jego działaniu, co zamyśle deweloperów. Wracając do odwiedzony lokacji (gra pozwala na zwiedzanie całej wyspy) zastajemy ją zupełnie odmienioną np. budynek oplątany przez roślinki Bluszczu. Wtedy zmienia się cały wystrój – od kolorystyki do konstrukcji poziomu (kilka przejść zostaje zablokowanych przez pnącza i trzeba kombinować jak je ominąć).
Zaś najwięcej radości – moim zdaniem – przynosi nie o tyle wykańczanie przeciwników w licznej grupie, a działanie w sposób nie wzbudzający podejrzeń, czyli po tzw. „cichaczu”. Należy szczególnie uważać na przeciwników z bronią palną – ci są najbardziej agresywni: bezpośredni kontakt bardzo szybko może zakończyć się śmiercią. Autorzy logicznie rozplanowali ich ustawienie tak, byśmy mieli możliwość podejścia ich w jak najbardziej „thiefowski” sposób. Pomagają nam przy tym gadżety Batmana (wybuchający żel, wspomniany Batarang, linka do podciągania itd.) oraz gargulce umieszczone zaraz pod sufitem. Dzięki nim bardzo łatwo dyskretnie rozpracować oponentów. Możliwość kombinowania i układania sobie w głowie planu, jak załatwić pojedyncze jednostki jest tak przyjemna, że chce się to robić w nieskończoność.
Na otwartym terenie, gdzie musimy przemieścić się z jednego budynku do drugiego, takich trików nie zaznanym. Tam nie możemy skorzystać z gargulców czy podziemnych przejść. Mają oni specjalne okulary, dzięki którym widzą w ciemnościach, więc łatwo wykrywając nasze podchody. Na szczęście z pomocą przychodzi tryb detektywa – przydatna umiejętność Nietoperka, która pozwala widzieć wrogów przez ściany, odnajdywać osłabione konstrukcje (zazwyczaj coś skrywają), a także zauważyć laser pistoletów snajperskich. Wtenczas bardzo łatwo uniknąć wykrycia i bez echa przejść obok nich.
Niestety, okropnie bolał mnie brak odpowiedzialności za nierozważną działalność Batmana. Mam tutaj na myśli sytuację, gdy przeciwnik ładuje do nas całą serię z karabinu bądź też snajperki, a jego kumple w sąsiednim pokoju nic sobie z tego nie robią i jak gdyby nigdy nic czekają na nas, zupełnie nieświadomi zagrożenia. Sądzę, że rozgrywka zyskała by wiele na wartości, jeśli po wykryciu bohatera wrogowie alarmowaliby pozostałych kompanów. Wtedy byłoby jeszcze trudniej i myślę, iż zdecydowanie ciekawiej.
Dobra rada: nie starajcie się na siłę szukać znajdziek w trakcie wykonywania zadania. Po ukończeniu głównego wątku fabularnego gra pozwala na dowolne hasanie po Arkham – wtenczas warto się pofatygować po nie. Jakie są nagrody? Jednym wydadzą się ciekawe, drugim nie – profitami za odszukane tajemnice są głównie trofea schwarzcharakterów, dostępne do pooglądania w menu. To nie wszystko, co zostało schowane na terenie ośrodka. Oprócz tego mamy jeszcze taśmy z przesłuchań, szczękające szczęki oraz tajemnicze tablice z historią placówki. Szukanie wszystkiego w trakcie wciągającej misji tylko rozprasza uwagę i niepotrzebnie dekoncentruje.
Ale Batman: Arkham Asylum to nie tylko brutalna walka, starcie dobra ze złem i koalicja psycholi – to również ciekawa stylistyka. Klimat, w którym utrzymana została gra nie przypomina produkcji z Batmanem w roli głównej znanych do tej pory: komiksowych, wręcz banalnych. Heros otrzymał od studia Rocksteady zupełnie nową osobowość, jakby drugie życie. Otaczający nas świat od samego początku nie wygląda przyjaźnie – jest to bowiem zakład dla psychicznie chorych morderców, gwałcicieli itd.. Wszystko wyglądało naprawdę zacnie, a immersja płynąca z obtłukiwania kolejnych zastępów sługusów Jokera jest większa, dzięki tego typu drobnym zabiegom jak rozwalane hałdy papierów w bibliotece, jak śmieci walające się pod nogami postaci, jak noszone przez wiatr brudy – wszystko to zasługa technologii PhysX od Nvidii. Samo Arkham nie jest już pierwszej młodości, a więc nie uświadczymy tu luksusów znanych z najdroższych hoteli. Obskurne korytarze to widok na porządku dziennym. I o to mi chodziło, od kiedy postanowiono przenieść przygody Mrocznego Rycerza na ekrany monitorów!
W grze właściwie brak jest ścieżki dźwiękowej, co nie wpływa negatywnie na moją opinię o niej. Taki minimalizm ani nie przeszkadza, a nie zadowala. Co prawda dosyć obojętnie podszedłem do tego elementu, aczkolwiek bardziej absorbująca była walka od przysłuchiwania się w otoczenie, powiem szczerze. Cóż, niemniej nie ganię producentów za to.
Ale, ale – dialogi to także udźwiękowienie. Je wykonano z należytym pietyzmem i dopracowaniem, a Mark Hamill w roli Jokera nie pierwszy raz pokazał klasę. Fantastycznie wypadli wszyscy podkładający głosy, włącznie z dosyć powtarzającymi się strażnikami.
Jeśli coś dodać na koniec, to tylko to, że rzesza redaktorów nominująca Batman: Arkham Asylum do tytułu gry roku 2009 nie pomyliła się. Dzieło brytyjskiego studia to fenomenalna produkcja, zdzierająca czarne widmo krążące niczym sępy nad głową gier opartych na kanwie komiksów. Życzę wszystkim superbohaterom, by doczekali się takich wybitnych arcydzieł, jakich doczekał się Batman.
Plusy:
Minusy: