Złamał League of Legends, uniknął więzienia
Battleborn – recenzja nowej gry twórców Borderlands
Overwatch nawet spoko, ale "meh"
O wszystkim i o niczym #2 - Total War: Arena, nowość na rynku MOBA
The True Support - chyba nie myśleliście, że to już koniec nowych trybów w League of Legends?
Heroes of the Storm - Blizzard wkracza na rynek MOBA
Shane Duffy, tak się nazywał człowiek, którego podejrzewano o włamanie na serwery League of Legends w 2011 i 2013 roku. To dwudziestotrzyletni Australijczyk. Oskarżenia dotyczyły sprzedawania danych za tysiące dolarów.
Połączenie pierwszoosobowej strzelaniny i elementów gatunku MOBA od twórców Borderlands. W teorii brzmiało to naprawdę fantastycznie i czekałem na Battleborn pełen nadziei i głodny multiplayerowych zmagań, po lekkim rozczarowaniu, które przyniosło Destiny. Niestety, ostatecznie otrzymaliśmy „tylko” dobra grę.
Overwatch budzi naprawdę wiele emocji. Blizzard zdecydowanie wie co robić, by przyciągnąć do swojej produkcji kolejnych niezdecydowanych. I nie zawdzięcza tego ani kontrowersjami (no, pomijając aferę tyłkową), ani przedziwnymi chwytami marketingowymi – oni po prostu wiedzą, jak robić gry! Ja również uważam, że to prawdziwi fachowcy, lecz ich najnowsze dzieło jakoś do mnie nie przemawia.
Trudno jest mi od czegokolwiek konkretnego zacząć. Na początek więc wspomnę, iż nowa odsłona serii Dead Island o podtytule Epidemic to MOBA. Tak! MOBA pełną gębą. Nie wiem, jak można to określić, ale zrobić grę F2P z pełnym sklepem, a także nazwać ją tak by od razu przyciągała uwagę graczy to pójście na łatwiznę. Ukłon w stronę „pieniążków”. To jedyne co Deep Silver zrobiło. Oczywiście jak pewnie większość z Was wie, teraz nad serią pracuje Stunlock Studios, a nie Techland. Na razie trwa otwarta beta, więc jeszcze nie wszystko przesądzone w kwestii porażki.
Jak wspomniałem wcześniej, fakt, iż gra nazywa się Dead Island to wyłącznie zabieg marketingowy. MOBA ta posiada, uwaga, jedno nawiązanie do poprzednich części. Nawiązanie w postaci bohatera do zakupienia w sklepie. Poszukajcie sami jaka to postać! I to tyle. Produkcja mogłaby nazywać się równie dobrze Murder Zombies And Get Packages! Szczególnie z tym wykrzyknikiem na końcu. Widać, iż twórcy starali się zrobić cokolwiek, by gra nie polegała głównie na zbieraniu skrzynek, ale coś im nie wyszło, ponieważ w końcu wszystko się do tego sprowadza.
Tego roku seria Total War będzie świętowała swoje piętnaste urodziny. Również w tym roku twórcy ze studia Creative Assembly postanowili rozszerzyć swoją działalność. Do tej pory Total War był kojarzony głównie z grą offline, jednakże idąc za wskazówkami mody, postanowiono wprowadzić na rynek grę z gatunku MOBA. Tak, tak, to właśnie ten reprezentuje World of Tanks, League of Legends. Tego typu produkcje okazują się strzałem w dziesiątkę, jeżeli chodzi o sukces finansowy. Któż by się na to nie skusił?
Total War: Arena będzie grą sieciową, w której do boju staną dwie armie. Nie będą one jednak sterowane przez odpowiednio dwóch graczy, bądź czterech. Twórcy wiedzieli, że aby uczynić grę bardziej realistyczną, a przy tym odrzucić prawdopodobieństwo odniesienia drużynowej porażki spowodowanej działalnością jednego, słabszego gracza. Do rozgrywki wprowadzono dziesięciu graczy po każdej ze stron. Jest to spora ilość inteligentnych oponentów, jak i sojuszników. Tutaj nie będzie już miejsca na błędy, gdyż mogą zostać one boleśnie wykorzystane przez gracza z drugiej strony.
Ileż można było czekać! Ileż można było prosić? Po naprawdę długim oczekiwaniu, setkach tysięcy próśb, dziesiątkach milionów modlitw, Riot w końcu wysłuchał swoich wiernych wyzn… fanów, dając im to, na co od dawna czekali. I nie, nie mówię tutaj o całkowitym zakazie gry dla Rosjan – do League of Legends już niedługo trafi tryb The True Support, który miałem okazję testować w ostatnim tygodniu. Dlaczego jest on aż tak ważny dla gry, tak naprawdę ciężko powiedzieć. W końcu jednak mamy okazję wcielić się w… warda!
Od spektakularnego sukcesu League of Legends minęło już trochę czasu. Mimo to MOBA jest dalej rozwijana, a Riot Games nie musi się obawiać o przyrost graczy. Nic dziwnego, że na rynek zaczęto wypuszczać kolejne gry tego typu, aby jak najbardziej zapełnić niszę. Pojawiła się DOTA 2, Heroes of Newerth, Smite i z pewnością parę innych produkcji, które przeszły bez większego echa. Za massive-online-battle-arena wziął się również legendarny Blizzard, tworząc Heroes of the Storm. Co z tego wyszło?
League of Legends jest przez wielu uznawane za uproszczonego klona Doty. Jest w tym trochę racji – obydwie te gry należą do gatunku MOBA (Multiplayer Online Battle Arena), z czego ten drugi tytuł jest zdecydowanie bardziej rozbudowany i problematyczny. Wymaga wielu godzin treningu, poznawania postaci i mapy, a każdy najmniejszy błąd może skończyć się źle dla całej drużyny. Myślę, że właśnie z powodu tej różnicy w poziomie „wejścia” League of Legends stało się znacznie bardziej popularne, przynajmniej wśród moich znajomych. Zbliżamy się właśnie do zakończenia czwartego sezonu i z tego powodu przypominam sobie, jak wyglądała ta gra kiedyś, oczywiście z mojego punktu widzenia. Jak zaczęła się ta przygoda?
Świat League of Legends pełen jest znakomicie zaprojektowanych postaci, które spokojnie mogłyby znaleźć miejsce we własnych grach. Który czempion najlepiej nadawałaby się do kolorowej platformówki, a który mógłby odmienić gatunek slasherów? W tym cyklu poznamy na to odpowiedź. Bohaterem piątego odcinka jest Brand the Burning Vengeance.
Po tylu latach od wydania pierwszej mapy Dota w postaci moda do Warcraft 3: Reign of Chaos, Blizzard uświadomił sobie, że MOBA to skrót od dużej kasy... bardzo dużej kasy.