Trudno jest mi od czegokolwiek konkretnego zacząć. Na początek więc wspomnę, iż nowa odsłona serii Dead Island o podtytule Epidemic to MOBA. Tak! MOBA pełną gębą. Nie wiem, jak można to określić, ale zrobić grę F2P z pełnym sklepem, a także nazwać ją tak by od razu przyciągała uwagę graczy to pójście na łatwiznę. Ukłon w stronę „pieniążków”. To jedyne co Deep Silver zrobiło. Oczywiście jak pewnie większość z Was wie, teraz nad serią pracuje Stunlock Studios, a nie Techland. Na razie trwa otwarta beta, więc jeszcze nie wszystko przesądzone w kwestii porażki.
Jak wspomniałem wcześniej, fakt, iż gra nazywa się Dead Island to wyłącznie zabieg marketingowy. MOBA ta posiada, uwaga, jedno nawiązanie do poprzednich części. Nawiązanie w postaci bohatera do zakupienia w sklepie. Poszukajcie sami jaka to postać! I to tyle. Produkcja mogłaby nazywać się równie dobrze Murder Zombies And Get Packages! Szczególnie z tym wykrzyknikiem na końcu. Widać, iż twórcy starali się zrobić cokolwiek, by gra nie polegała głównie na zbieraniu skrzynek, ale coś im nie wyszło, ponieważ w końcu wszystko się do tego sprowadza.
Nie mówię tutaj, że dzieło to jest złe, ale dobre także nie jest.
Widząc logo tej gry od razu mam ochotę włączyć ją na Steamie i zagrać. Niestety już po jednym meczu (maks dwóch) odechciewa mi się, ponieważ koncepcja jest wciąż taka sama. Wkrada się niewysłowiona nuda. W tym momencie widzę oczyma mej duszy to genialne intro z Dead Island, a także przypominam sobie naprawdę świetną rozgrywkę z jedynki. Później przychodzi to. MOBA. Dead Island: Epidemic. I od razu wyłączam grę. Głównie z powodu, że zepsuto mi wspomnienia wiążące się z produkcją. Wydaje mi się, że gdyby ta gra nazywała się inaczej, nie uzyskałaby takiej popularności. Nikt, również z sentymentu, nie grałby w nią. Ale dość tego gównotoku. Pora na odrobinę suchych informacji.
Początkowo mamy wybór postaci spośród czterech, ale są one jak kartki papieru. Aby otrzymać dostęp do silniejszych protagonistów należy zagrać sporą liczbę meczy, bądź kupić za pieniądze.
Rozgrywka dzieli się na kilka trybów.
Pierwszy z nich to Crossroads, gdzie wraz z trzema innymi zawodnikami mamy do wykonania trzy misje. Najczęściej taki mecz trwa około 10 minut. Jest to bardzo fajny sposób na levelowanie, a tym samym otrzymywanie nowych schematów na broń oraz zarabianie wirtualnej waluty (którą jest amunicja). Misje często polegają na zdobywaniu skrzynek z różnych części mapy. Trzeba je następnie dostarczyć do bazy. Oczywiście po drodze zabijamy setki tysięcy zombiaków, rozwalamy przeszkody no i...świetnie się bawimy, bo rozgrywka nie jest aż taka zła. To idealna gra na chwilowe oderwanie się od rzeczywistości.
Kolejnym trybem jest Scaveneger, gdzie naprzeciwko siebie stają trzy drużyny po czterech graczy. Rywalizują oni o zapasy, a tym samym punkty na mapie. Do tego wszystkiego dochodzi bezpośrednia walka pomiędzy graczami, zabijanie zombie i ciągle nowi bossowie. Ogólnie, rozwałka na całego, ale to zabawa wyłącznie dla osób, które przeszły już początkowe levele, a także posiadają kilka dobrych przedmiotów. Ewentualnie (co częściej spotykane) można również zakupić wszystko w sklepie za realne pieniądze. Ta wirtualna waluta (nie ta którą zarabiamy) również nie kosztuje mało. Ponadto ceny są w euro, więc dla nas jest to trochę mniej dostępne. Chyba, że ktoś rzuca hajsem na lewo i prawo. W każdym razie jest to ciekawy tryb warty przyłożenia się trochę bardziej do pracy nad nim.
Ostatnim trybem jest gra samotna. Podobnie jak w Crossroads, szukamy zapasów i dostarczamy ją na miejsce. Ogólnie nudy, bo bez innych graczy rozgrywka dłuży się niemiłosiernie.
W produkcji możemy spotkać także kilka rodzajów zombie. I tak mamy tutaj zwykłych zombiaków, szybko biegnących, plujących jadem oraz mini bossów i bossów już konkretnych. Dużo by tutaj opowiadać, ale wiedzcie, że różnych typów nie brakuje, więc różnorodność jest.
Najważniejszym atutem produkcji jest... Chciałbym podać cokolwiek, ale nie ma czegoś, co bardzo się wyróżnia. Grafika jest ładna, ale czterech liter nie urywa. Kontrast brutalności z rajską wyspą został zaczerpnięty z poprzednich części serii, a więc źle wyjść nie po prostu nie mogło. Podobnie jest z muzyką. Nic tutaj nie jest najlepsze, ani także najgorsze. Gra jest po prostu typową średnią nawalanką. Nawet wytwarzanie przedmiotów zostało tutaj sprowadzone do najprostszej postaci. Otrzymujemy schemat broni, klikamy „stwórz” i tadaaaaaam!
Moim zdaniem, funkcją, którą należy poprawić to z pewnością celowanie do przeciwników (jakoś tak ciągle ucieka mi kursor). Innym elementem są efekty podczas strzelania z broni palnej oraz uderzania bronią białą. Nie czuję jakoś, że „hity” wchodzą, a raczej słychać tylko taki pusty, bezpłciowy odgłos. Podczas używania broni palnej mam natomiast wrażenie, jakbym strzelał patykiem albo bronią laserową. GDZIE JEST ŚRUT?!
Nawiasem mówiąc, produkcja posiada bardzo ciekawy skrót. DIE! Przypadek? Nie sądzę!
Podsumowując, otwarta beta prezentuje się całkiem nieźle. Traci jednakże w moich oczach promowaniem się na siłę na serii rozpoczętej przez Techland. Nie ma co tutaj jeszcze wystawiać ostatecznej opinii, ale wydaje mi się, że to typowy średniak. Jeżeli 1 oznacza dobrą grę, a 0 złą, to dałbym jej 0+. Tyle w temacie.
Kończąc mój wywód, chciałbym jeszcze nadmienić, iż wydaje mi się, że marka Dead Island została zniszczona, poniżona, przeżuta i wypluta przez Deep Silver. Ci ludzie wycisnęli z niej ostatnie pieniądze, nie robiąc nic. Najpierw Escape Dead Island, a teraz to. Szkoda, że tak świetnie prosperująca gra (nie bez błędów!) jaką była jedynka, została tak bardzo zniszczona przez pseudo produkty.
Zachęcam jednakże do wypróbowania gry na własną rękę. Głównie z tego powodu, iż jest darmowa, więc poświęcić jej godzinkę każdy z nas chyba może, prawda?