Okiem Meehowa: wojna bez zwycięzców, czyli piraci kontra Denuvo
Haseł tyle, a pamięci do nich brak - o moim rozwiązaniu tego problemu.
Microsoft idzie po rozum do głowy i zmienia restrykcyjną politykę wobec konsoli Xbox One
Żywot pirata poczciwego z przymrużeniem oka opisany
Co mnie denerwuje w grach?
Co nie gra w recenzjach? – cz. 2/3 – gra a wydanie
Zabezpieczenia antypirackie mają długą i burzliwą historię, zwłaszcza w branży gier komputerowych. Wojna między przedsiębiorstwami wydawniczymi a grupami crackerskimi i piratami, jak każdy konflikt, często doprowadza do sytuacji, w której pokrzywdzone stają się osoby postronne, w tym wypadku użytkownicy legalnych programów. Od wielu lat powszechnie uważa się, że piracenia gier, przynajmniej na blaszakach, zatrzymać po prostu nie sposób. W 2014 roku pojawił się jednak system Denuvo Anti-Tamper, który udowodnił, że jest w stanie z powodzeniem wydać bitwę piratom, choć szybko „dorobił się” czarnej legendy i fatalnej opinii. W tym felietonie przyglądam się tematowi Denuvo, a także szeroko pojętemu piractwu i jego następstwom.
Wiesz jak wyglądałby idealistyczny obraz wzorowego internauty, który dba o własne bezpieczeństwo? W każdym miejscu w sieci miałby swoje konta, które zabezpieczone byłyby silnymi, zróżnicowanymi, a co najważniejsze także unikalnymi hasłami. Brzmi pięknie? Oczywiście! Ale kto byłby w stanie to wszystko zapamiętać? Są jednak rozwiązania, które mogą nas do tej bezpieczniejszej ścieżki znacząco przywieść.
Krótki wstęp bo i sprawa pilna. Jeśli pozostawimy coś bez ochrony to automatycznie jest to bardzo narażone na ataki z zewnątrz. Jedną z takich rzeczy jest nasz system operacyjny, a konkretniej powszechnie znana, popularna i lubiana rodzina systemów Windows. Oczywiście to czy darzymy nasz system sympatią zależy często od tego jak on się sprawuje, a to jak on się sprawuje zależy od jego kondycji, a z kolei na jego kondycje ma wpływ to czy jest zabezpieczony. I tą drogą doszliśmy do pytania jak sobie radzić z krytyczną luką w systemie?
To już oficjalne! Microsoft po wysłuchaniu wszystkich negatywnych komentarzy przed i po E3, postanowiło zmienić swoją politykę, a przy tym stać się bardziej ludzkie! Czy brak używanych gier, niewymagane podłączenie do internetu pomoże Xbox One? Czy ocali to wizerunek firmy?
Szanowny czytelniku, po wieloletnich podróżach po wodach Archipelagu Nowomedialnego postanowiłem nakreślić skrótowo obraz przedstawicieli jednego z najczęściej spotykanych tutaj zawodów. Na podstawie obserwacji, rozmów z innymi żeglarzami, a i nie stroniąc od wykorzystywania dysput zasłyszanych na co większych forach, zarysowałem niniejszy obraz nowomedialnego pirata.
(Tekst z kluczem tak jawnym, że co chwilę można się o niego potknąć, ale gdyby ktoś naprawdę jakimś cudem go przeoczył, słowa kluczowe – zwane również tagami – mogą być pomocne.)
Granie to przyjemność, której trudno sobie odmówić, jednak ostatnimi czasy gry bardziej wkurzają, niż odprężają. Nie tylko poprzez uproszczenia czy kalkowanie poprzednich odsłon serii, ale przede wszystkim przez utrudnianie graczom życia.
Czasami DRM może być fajny. Na przykład wtedy, gdy nie jest DRMem.
Wszyscy zapewne zauważyliście, że wojna z piratami od kilku lat przybiera jakieś absurdalne formy. Jakoś nikt nie chce widzieć, że najbardziej obrywa na tym ten osobnik, który akurat postanowił być uczciwym graczem i nie kraść upatrzonej gry. Pieprzę bez sensu? Możliwe, ale zgadnijcie kto najczęściej użera się z głupimi zabezpieczeniami? Ano ten co kupił oryginał w takowe zaopatrzony...
Drugi - z trzech planowanych - artykuł poświęcony temu, co mi się niezbyt podoba w recenzjach gier. Tym razem chciałbym zwrócić uwagę na brak wyraźnego rozróżnienia na samą grę a konkretne jej wydanie.
"Świetne gry, świetni ludzie, świetne podejście", "Każde słowo z ust CD Projektu sprawia, że chcę oddać im jeszcze więcej pieniędzy", "Mam już tę grę na PC, teraz kupię ją ponownie, by zrobić komuś prezent" - to tylko niektóre z komentarzy opublikowanych pod wywiadem, jakiego przedstawiciele polskiego studia udzielili serwisowi Eurogamer. Pozytywne opinie internautów podzielam i ja, gdyż w tych kilku wypowiedziach panowie Badowski i Płatkow-Gilewski dają kolejną lekcję traktowania graczy w epoce DRM, OnlinePassów, płatnych DLC i innych metod napadania na nasze portfele.